niedziela, 31 sierpnia 2014

eh, podatki

W sobotę zjeżdża się do Stalowej masa handlarzy i tworzą ok 3 kilometrowy pas straganów. Handlują czym się da: żywność, ubrania, meble itd. Wczoraj właśnie była sobota i postanowiłem  przejść się po rynku, a nuż coś ciekawego dla siebie znajdę, zwłaszcza że dostałem wypłatę na koniec miesiąca. I tak sobie chodzę sobie po rynku, większość handlarzy z Polski ale są i Rumuni, Bułgarzy. Zatrzymałem się przy stoisku z butami. Przyglądam, się oglądam a tu nagle podchodzi do jednego z handlujących dwóch smutnych panów. Jeden pokazuje legitymację i mówi, że jest z urzędu skarbowego. Widzę, że sprzedawcy mało co pikawa nie wysiądzie, trzęsą się mu ręce, odchodzą na bok, pokazuje im jakieś papiery, spisują coś i odchodzą. Oczywiście nic nie wskazywało, po ubraniu, że panowie są z urzędu skarbowego. I tak zacząłem się zastanawiać o co chodzi. W zeszłym tygodniu znajoma mi opowiadała o sytuacji, gdy kontrola na rynku przyczepiła się do jednej Rumunki chyba. Zrobiła się awantura, Rumunka zaczęła krzyczeć, grozić, płakać. Nic to chyba jednak nie dało. Zjawiła się policja i Rumunka pewnie dostała mandat. Wiem, że trwa akcja paragon, i że kontrolowani są sprzedawcy odnośnie tego czy zapisują sprzedaż na kasie fiskalnej. Tyle, że jak długo jestem na świecie tak nigdy na rynku nie dostałem żadnego paragonu. Ten facet, który sprzedawał buty też nie wystawiał paragonów. Ciekawe czy dostał mandat. Zaczęło mnie to trochę zastanawiać. Dlaczego w jednych miejscach dostaję paragony a w innych nie. Czy to wina małych mandatów, czy za rzadko robione są kontrole? Z tego co wyczytałem w internecie nie każdy sprzedający ma obowiązek posiadania kasy fiskalnej. Rolnicy o ile sprzedają własne produkty nie muszą posiadać kasy fiskalnej a także wszyscy  o ile wartość sprzedaży w ciągu roku nie przekroczy 20 000 zł. W takich wypadkach nie dostaniemy paragonu ale możemy zażądać innego dowodu zakupu np faktury. Więc bardzo możliwe, że ten sprzedawca butów nie dostał mandatu. Tylko w takim razie dlaczego był zdenerwowany? Może dlatego, że wartość towaru który miał na straganie w tym dniu była warta co najmniej kilka tysięcy złotych. Wiadomo jak świat długi i szeroki ludzie kombinują tylko jak uciec i wymigać się od podatków. I teraz dochodzę do głównego tematu, który chciałem poruszyć. W zeszłym tygodniu jak koleżanka była na zakupach to mówiła, że, ta Rumunka jak została skontrolowana to krzyczała na kontrolujących, wyzywała od złodziei, groziła, że ich załatwi, kazała kontrolować innych "czarnych" bo ona niby legalnie sprzedaje. O dziwo do nagonki na kontrolujących przyłączyli się inni sprzedający i to Polacy. Kazali ją zostawić bo ma niby małe dzieci do wykarmienia. Zrobiło się zamieszanie, zbiegło się trochę gapiów. Sytuacja się uspokoiła dopiero jak pojawiła się policja. I teraz się zastanawiam, kto w tej sytuacji jest tym złym. Kontrolujący, którzy czekają tylko na błąd sprzedawcy, żeby móc mu wlepić mandat czy sprzedawcy którzy oszukują i nie nabijają sprzedaży na kasę. Odpowiedź na to pytanie dla mnie nie jest jednoznaczna. Wiadomo, że w Polsce nie jest łatwo przedsiębiorcom, trzeba znać się na podatkach i zusach a przede wszystkim trzeba płacić podatki a zysk takiego handlarza butami nie jest taki pewny i zależy od tego ile sprzeda. Z drugiej strony ta masa handlujących przyjeżdża i handluje, więc musi się im to opłacać. Zresztą dla czego tak ma być, że w sklepie spożywczym zawszę dostanę paragon a na rynku nie? Dlaczego jeden musi płacić podatki a drugi może bezkarnie oszukiwać? Według mnie podatki można by obniżyć, ulżyć sprzedającym ale pod warunkiem, że wszyscy mieliby kasy fiskalne i nikt nie mógłby oszukiwać. Gdyby wszyscy mieli kasę w tym Rumuni na straganach ale też prawnicy czy lekarze może dziura budżetowa nie byłaby taka wielka. Kiedyś dawno temu potrzebowałem zaświadczenia od lekarza rodzinnego. Zaświadczenie to potrzebowałem do pracy. Miało stwierdzać, że jestem ogólnie zdrowy. Lekarz zapytał tylko czy jestem zdrowy, kiwnąłem głową a on wybazgrolił coś na 1/4 kartki papieru i przywalił pieczątkę. Zażądał przy tym 20 zł. Zdziwiłem się, że lekarz w publicznej przychodni woła pieniądze i poprosiłem o rachunek. Lekarz zachował się jakbym mu w pysk dał i powiedział, że mogę iść sobie do lekarza medycyny pracy i że zapłacę więcej. Gdybym nie dał tych 20 zl nie miałbym tego świstku papieru. Do tej pory nie wiem za co dałem te 20 zł. Rachunku oczywiście nie dostałem. Może jestem naiwny ale gdyby wszyscy płacili podatki co powinni płacić to może nie trzeba by było podnosić podatków a może nawet by można je obniżyć. Może jestem naiwny ale w coś trzeba wierzyć.

środa, 27 sierpnia 2014

Życie z blogerką cz. 2: coś tam, coś tam CANDLE

Mieć za partnerkę zapaloną blogerkę to nie jest łatwa sprawa dla mężczyzny takiego jak ja. Co prawda moja osobista blogerka ma masę zalet, którymi nie dysponują inne kobiety. Podziwiam ją za jej światopogląd, dużą liczbę znajomych. Niestety ma też masę wad, którymi nacechowane są blogerki. Natalia bardzo dużo czyta. To jest dla Niej równie ważne co typowe codzienne obowiązki np sprzątanie, robienie zakupów. Musi codziennie coś czytać, przez co czasami zaniedbuje obowiązki domowe. Już się przyzwyczaiłem do znajdowania książek a przede wszystkim pisaków i karteczek z zapisanymi myślami w przeróżnych zakamarkach w mieszkaniu. Dziś jednak chciałem napisać o innej przypadłości mojej Natalii ale też jak zaobserwowałem to przypadłość często spotykana i u innych blogerek. 
Chodzi o zamiłowanie do ognia. Tak to prawda. W mieszkaniu mojej narzeczonej można spotkać masę przeróżnych świeczek, olejków i wosków zapachowych które spala w dwóch małych kominkach. Często robi o nich notki. Nie rozumiem tej miłości. Co prawda lubię blask ognia, najlepiej w kominku, miło też jest popatrzeć na ognisko. Czasami z konieczności świeczki się przydają gdy braknie prądu. Nie rozumiem jednak mody jaka zapanowała na świeczki zapachowe i tym podobny asortyment. Tak wiem, że chodzi o zapach, ale bez przesady. Wolę perfumy niż czad w mieszkaniu. Zauważyłem, że bardzo wiele blogerek pisze notki o takich produktach. Z gustami się nie dyskutuje ale uważam, że świeczki zapachowe są przereklamowane. Nigdy bym nie dał za świece zapachową ok. 40 zł czy za za mały wosk do kominka  7 zł. Natalia to jednak lubi i muszę znosić widok jej kolekcji, a jest spora i jej elementy można spotkać w każdym pomieszczeniu mieszkania. Oto dowody które uwieczniłem aparatem: 








Na ślubie pewnie będę musiał powiedzieć: Biorę sobie Ciebie za żonę i Twoje książki, świeczki, woski i olejki...cóż nikt nie powiedział, że miłość jest łatwa. 

niedziela, 24 sierpnia 2014

Transport turbiny i inne atrakcje kultularne

Od około tygodnia moje miasto - Stalowa Wola, żyje jednym wydarzeniem a mianowicie chodzi o transport turbiny z miejscowości Wrzawy do placu budowy Elektrociepłowni Stalowa Wola. Dystans między tymi punktami wynosi ok 27 km. Na początku były narzekania, zresztą moim zdaniem słuszne, że przygotowania zaczęły się zbyt wcześnie, skutecznie paraliżując ruch samochodowy w mieście. Transport miał miejsce w sobotę a drogi, którymi miał przebiegać przejazd wyłączono z ruchu już w środę. To wszystko wydaje mi się dużą nadgorliwością. Z tego co widziałem trasę zablokowano w jedno przedpołudnie, więc moim zdaniem prace te można było wykonać w piątek i to np wieczorem. Nie mam zamiaru jednak dyskutować o tym, być może przepisy nakazywały inaczej, zresztą ostrożności nigdy dosyć.
Tematem zainteresowała się telewizja i to nie tylko ta lokalna ale i ta ogólnokrajowa co sprawiło, że chcąc nie chcąc temat transportu turbiny stał się bardzo na topie. Sam słyszałem wiele mitów o wielkości turbiny, złożoności technicznej tego transportu np, że takiego transportu w Europie środkowej jeszcze nie było, że nawet samo Discvoery miało robić o tym transporcie dokument. No cóż takie informacje podziałały na moją wyobraźnię.
Los tak chciał, że ok 19 godziny wyszedłem na zakupy z zamiarem uzupełnienia alkoholu na sobotni wieczór i gdy doszedłem do głównej ulicy trafiłem na zbliżający się konwój z turbiną. Wzdłuż całej trasy było masę ludzi czekających na przejazd. Właściwie to myślę, że prawie cało miasto wyszło oglądać to wydarzenie. Transport jechał na tyle wolno, że zdążyłem zadzwonić do mojej Natalii, żeby doszła i też zobaczyła to co się dzieje. Sama turbina nie zrobiła na mnie wrażenia. Nie była tak duża jak się spodziewałem. Wyczytałem, że turbina z platformą, na której była przewożona miała tylko 4 metra wysokości i 5,5 metra szerokości. Słyszałem o większych transportach np samolotów. Chociaż już sama masa turbiny ok 460 ton owszem. No cóż może ten transport był taki trudny ze względu na ciężar? Według mnie na pewno nie ze względu na wysokość i szerokość.
Zaskoczyło mnie zachowanie ludzi. Nie dość, że przejazd oglądało prawie całe miasto to ludzie ustawiali się bardzo blisko przejeżdzających platform. Większość ludzi robiła zdjęcia, filmy jak na jakimś koncercie w tym moja Natalia. Na mojej Natalii transport robił wrażenie. Choć my akurat staliśmy dość daleko od jezdni, zastanawiała się co by się stało gdyby łańcuch pękł by a turbina spadłaby z platformy i zaczęła się turlać po ludziach w naszym kierunku. Czy zdążylibyśmy uciec? Co stałoby się w wypadku gdyby przejście podziemne nad którym miał miejsce transport nie wytrzymało? Widać turbina zadziałała na jej wyobraźnię. Na moją nie wiem czemu nie. Stałem tam z Natalią bo ją to ciekawiło, bo nie miałem co robić lepszego, bo stała tam masa innych ludzi.
I to zastanawia mnie najbardziej. Czemu przyszło tyle ludzi? Czy inni też tak jak ja nie mieli w tym czasie lepszego pomysłu na spędzenie czasu? Wystąpienia lokalnych polityków, lokalne imprezy kulturalne (np Dni Stalowej Woli) w tym też te organizowane przez Kościół (procesja Bożego Ciała, Droga Krzyżowa) nie przyciągnęły tyle ludzi co ten przejazd turbiny.
Według mnie miało na to wpływ wiele czynników, między innymi: nagłośnienie transportu w mediach, mity o wielkości transportu co sprawiało, że ludziom ten transport wydał się jakiś niezwykły, transport przebiegał bardzo powoli co sprawiło, że każdy mógł po telefonie od znajomego dobiec, dojechać i zobaczyć. Być może na zainteresowanie transportem miało to, że inne rozrywki wyżej wymienione dobrze znamy a to było przecież coś innego. Może zadziała też ludzka psychika, stoją inni to i ja postoję, zobaczymy co się stanie.
No sam niem co jeszcze. W mieście mamy masę socjologów. Może ktoś z nich pokusi się o napisanie jakiejś ciekawej pracy wyjaśniającej to zjawisko.
A o to kilka zdjęć zrobionych przez Natalię.













Powyżej widzicie jak droga jest odblokowywana po transporcie turbiny. 
I jeszcze krótki filmik. 

środa, 20 sierpnia 2014

romantyczność - a co to jest?

Tak się składa, że prawie wszystkie moje notki zahaczają o relacje z kobietami. Chociaż moim zamysłem na początku było pisanie bardziej o wydarzeniach którymi żyje społeczeństwo w Polsce bądź komentowanie wydarzeń w regionie. Dziś niestety nie wyłamię się z tego schematu. Mam zamiar napisać o romantyczności widzianej okiem mężczyzny oraz o spojrzeniu na romantyczność które mają kobiety.
Moja Natalia często zarzuca mi brak romantyczności. Brakuje jej najbardziej kwiatów kupowanych bez okazji, komplementów i robienia miłych, zaskakujących niespodzianek. To chyba główne komunikaty, które do mnie docierają gdy narzeczona krytykuje mnie za brak romantyczności. No chociaż jeszcze chodzi o grę wstępną, czasami za krótko ona trwa. Według mojej narzeczonej to świadectwo braku romantyczności. I tak analizując te zarzuty które stawia moja kobieta, ale myślę, że dotyczy to większości kobiet to wydaje mi się, że dla kobiet romantyczny jest mężczyzna, który klęczy przed swoją wybranką trzymając w jednej ręce bukiet róż, w drugiej trzyma pierścionek i przy kolacji ze świecami bądź w pięknym krajobrazie śpiewa i zachwyca się swoją wybranką. Romantyczność dla kobiet to facet okazujący uczucia jakimi je darzy, wrażliwy, ciągle zakochany. A może się mylę?
No cóż ja romantyczność postrzegam trochę inaczej. Przede wszystkim uważam, że romantyczność nie jest zarezerwowana tylko dla mężczyzn, lecz romantyczne mogą być także kobiety. Gdy zapytałem wybranki co ona robi by być romantyczną nie potrafiła mi nic konkretnego wskazać. W sumie przyjęło się uważać, że kobieta jest romantyczna gdy wymaga od mężczyzny, żeby był romantyczny. No np. gdy dziewczyna wzdycha, że chciałaby dostawać kwiaty bez okazji i np żeby uczucie jej facet okazywał poprzez śpiewanie pod oknem. Facet jest romantyczny gdy te kwiaty daje lub śpiewa pod tym oknem. W sumie jak to zasugerowałem mojej Natalii to zaczęła się śmiać bez opamiętania. Ale czy tak nie jest?  Czy nie tak jest postrzegana romantyczność, że kobieta oczekuje a facet robi? Według mnie w świecie równouprawnienia nie możemy się godzić na takie postrzeganie romantyczności. I gdy kobieta oczekuje romantyczności wobec swojego lubego sama tą swoją romantyczność powinna uzewnętrznić ale nie poprzez oczekiwania tylko poprzez działanie np mogłaby przygotować kolację dla dwojga z posiłkami, które on lubi no i oczywiście bez okazji lub gdy przyjdzie po pracy czekać na niego w sexownej bieliźnie bądź jeszcze lepiej nago. Chociaż z tym ostatnim trzeba uważać, żeby mężczyzna nie poczuł się zazdrosny i nie zaczął podejrzewać partnerki o romans.
Kolejna sprawa. Kobiety chcą w życiu trochę romantyczności ale nie chcą jej bez przerwy. Od czasu do czasu chcą, żeby facet okazał im swoje uczucie przywiązanie,  chcą żeby mężczyzna postarał się dla nich od czasu do czasu, pokazał, że je kocha. Nie chcą jednak tej romantyczności na co dzień. Myślę, że każda kobieta poczuje się osaczona, przytłoczona poprzez nadmiernie uczuciowego, wrażliwego romantyka. Na co dzień kobiety chcą raczej, tak myślę silnego faceta, który będzie potrafił zadbać o dom, rodzinę. Tak ja to widzę. Nadmiernie romantycznym facetem kobiety szybko się znudzą.
I w sumie uważam, że dobrze, że kobiety oczekują romantyzmu od facetów. W ten sposób mogą się przekonać, że facetowi na nich naprawdę zależy. Uważam jednak, że faceci różnie okazują swoje uczucia. To, że nie przynoszę często kwiatów i że nie robię niespodzianek tylko zawsze zanim coś zrobię zapytam się 10 razy czy Natalii to odpowiada, to nie znaczy, że nie kocham mojej Natalii. Z drugiej strony bardzo nie ufam kobietom, które wzdychają w związku do innych facetów, którzy przynoszą kwiaty, prawią czułe komplementy. Łatwo je zdobyć pustymi słowami i gestami. Bałbym się z taką kobietą związać. Na szczęście moja Natalia choć krytykuje mnie za brak romantyczności to wie, że ją kocham i ufam jej, że nie da się skusić na czułe słówka innego amanta.
Osobiście najbardziej romantyczny czuję się słuchając piosenek Stachurskiego. Wtedy wyobrażam sobie, że dla Natalii klepię łysych w glacę lub wyciągam ją z płonącego domu.
A tak z zupełnie innej beczki ostatnio Natalia była pierwszy raz u mnie ze swoimi rodzicami. Oto zdjęcie ogniska, które przygotowałem na tą okoliczność.

sobota, 9 sierpnia 2014

Jedzmy jabłka

Ostatnio w mediach głośno zrobiło się o akcji: jedz jabłka. Postanowiłem i ja napisać kilka słów o tym zjawisku. Wiadomo, że akcja związana jest z ogłoszonym od 1-go sierpnia tego roku zakazem wwozu Polskich jabłek na teren Federacji Rosyjskiej. Nie mam zamiaru komentować przyczyn tego zakazu. Wszyscy dobrze wiemy, kto stoi za tym zakazem i z jakiego powodu został wprowadzony. Fakty są takie, że w Polsce produkuje się ok 4 mln ton jabłek rocznie, z czego od 900 tys ton do nawet 2 mln ton jest eksportowanych do Rosji . Zakaz jest i teraz coś z tymi jabłkami trzeba zrobić. Póki co uważam że nasz rząd na razie nie wiele zrobił z tym problemem. Ponoć nasi mają pisać skargi do światowej Organizacji Handlu. Na razie nie słyszę o planowanym interwencyjnym skupie czy rekompensatach dla rolników, nie mówiąc już o pomocy w sprzedaży jabłek na inne rynki. Może to jeszcze na to za wcześnie. W sumie sezon dopiero się zaczyna, a sami rolnicy pewnie nie liczą tylko na pomoc rządu i sami szukają nowych klientów. Zresztą dla rolników to nic nowego, przecież to jest rolnictwo. W jednym roku jest urodzaj i są dobre ceny, wtedy się zarabia. W innym roku nie ma dobrych cen, lub jest nieurodzaj, wtedy się traci. Rolnicy są na takie okresy przygotowani, przynajmniej mają świadomość, że tak może być. Zresztą problemów z eksportem nie mają tylko producenci jabłek. Doliczyć do nich przecież możemy także producentów wieprzowiny czy nabiału, którzy przecież dużo dłużej borykają się z sankcjami ze strony Rosji. Trzeba też dodać do tego wszystkich producentów owoców i warzyw. Dlaczego więc tylko sadownicy zasłużyli na to, żeby ich wspierać? Moja Natalia od momentu gdy dowiedziała się o akcji, postanowiła wesprzeć akcję. Zakupiła na giełdzie w Sandomierzu skrzynkę jabłek i od tego czasu codziennie coś innego z tych jabłek robi: napoje, ciastka, ciasteczka. O akcji napisała też na swoim blogu i publikuje sporo zdjęć związanych z akcją. Żeby nie było ja też całym sercem wspieram akcję, także dlatego, że lubię jabłka i lubię kuchnię Natalii. Zastanowił mnie jednak jeden komentarz pod zdjęciem Natalii. Ktoś zapytał czy po zrobionym zdjęciu wyrzucimy jabłka a jeżeli nie to czy mamy świadomość, że zjadając jabłka pomożemy sadownikom ale zaszkodzimy np producentom chleba. Ten komentarz to chyba jakiś ruski agent pisał. Jak można wyrzucać słodkie, zdrowe, dojrzałe jabłka? No i ten chleb.  Wiadomo, że rusini eksportują tylko zboże, jeżeli chodzi o zywność. Ciekawe ilu agentów zainteresuje mój artykuł. Swoją drogą dziś na swoim blogu zanotowałem ok 500 wejść z rosyjskich stron tzn z końcówka .ru Czyżby agenci ruscy wcześniej wiedzieli, że wpadnę na pomysł skrytykowania ich? A może już inwigilują znajomych Natalii? W każdym razie, moim zdaniem akcja nie jest bezsensowna i ma dwie ważne zalety. Po pierwsze jest to symbol tego, że nie akceptujemy polityki Rosji wobec Ukrainy i że nie przestraszymy się sankcji i konsekwencji tego, że wspieramy Ukrainę. To chyba duży symbol, który jednoczy osoby nie akceptujących zachowania Kremla. Drugim sukcesem akcji jest zwrócenie uwagi na to, że warto wspierać Polskich producentów. Lepiej dać zarobić polskiej rodzinie sadowników niż np Włoskiej a już na pewno Ruskiej. Mam nadzieję, że wrócą czasy, że w marketach będą głównie polskie owoce i warzywa a nie te sprowadzane z zagranicy. I że nie będzie tak jak dziś, że kilo jabłek potrafi kosztować w sezonie tyle co kilogram bananów czy pomarańczy. Akcja przypomniała mi jak dobrze smakują jabłka bo postanowiłem po nie sięgnąć kosztem bananów właśnie czy pomarańczy. Poza tym okazało się, że na giełdzie można kupić jabłka dla mnie wręcz deserowe po 1 zł za kilogram i to wcale nie w ilościach hurtowych. Coś jest nie tak, że w marketach są ceny 2,3 razy wyższe niż na giełdzie. Podsumowując: Wspierajmy polskich producentów żywności, będzie im teraz trochę gorzej, poza tym złotówka zostawiona w Polsce nam się opłaci. Chociażby w ten sposób, że nie będziemy dokładać do zasiłków, opieki społecznej a kogoś będzie może stać, żeby kupić coś od nas.

wtorek, 5 sierpnia 2014

męski dylemat: kobieta czy gra?


Ostatnio często spaceruje z Natalią po mieście. Czasem chodzimy tylko po zwykłe zakupy, czasem po prostu, żeby nie siedzieć w domu przed monitorem. Chodzi też o to, żeby miło spędzając czas poprawić kondycję fizyczną i może zrzucić  trochę zbędnych kilogramów. Nie o tym jednak chciałem pisać tym razem. Chcę podzielić się uwagami na temat panów mijanych na ulicach naszego miasta w ciągu ostatnich dwóch tygodni. Tak się składa, że we wspomnianym okresie udało się nam trzy razy podsłuchać rozmowy mężczyzn idących za nami bądź mijanych przez nas. We wszystkich tych trzech przypadkach panowie poruszali ten sam temat a mianowicie był to temat gier komputerowych. Dla mnie był to szok. Panowie byli tylko trochę młodsi ode mnie a rozmawiali właśnie ma ten temat. Dodam, że ani razu nie słyszałem rozmów mężczyzn o kobietach. Dla mnie to dziwne, zwłaszcza latem gdy wszystkie kobiety od dziecka do staruszki, chcą czy nie chcą pokazują więcej swojego ciała niż w innych porach roku. I tak się teraz zastanawiam czy gry komputerowe nie zastępują powoli młodym mężczyznom kobiet. Bezsprzecznie kobieta dla mężczyzny jest świetną rozrywką. Budzi w nim emocje, dostarcza adrenaliny, sprawia, że mężczyźnie chce się cokolwiek zrobić. Co sprytniejsze sztuki powodują, że mężczyzna nie śpi, nie je i nie może się skupić na niczym poza kobietą, a gdy się już uda mężczyźnie wkupić w łaskę kobiety to może się czuć jakby Pana Boga za nogi złapał. Kobieta potrafi być jak narkotyk i skutecznie zabija czas mężczyźnie. I teraz tak sobie myślę o grach komputerowych. Przecież gry komputerowe spełniają te same funkcje dla mężczyzny co kobiety. Gry komputerowe też bardzo miło uprzyjemniają mężczyźnie czas. Dostarczają emocji, adrenaliny. Mężczyźni mogą grać godzinami i mogą myśleć tylko o grze. Dostarczają radości. Poza tymi wspólnymi cechami kobiet i gier, gry mają szereg cech, które czynią je atrakcyjniejszymi w stosunku do kobiet. Łatwiej je zdobyć, akceptują nas takimi jakimi jesteśmy. Gdy akurat chcemy zrobić sobie przerwę w grze to ją wyłączamy. Kobiet się nie da wyłączyć. Gdy w grze robimy coś źle, nie możemy przejść na wyższy poziom to możemy próbować do skutku. Natomiast jeden błąd w relacji z kobietą może oznaczać koniec gry. No cóż może trochę przesadzam. Może nie można tak porównywać kobiet i gier. Gra co prawda nie odrzuci ale tez nie przytuli. Z drugiej jednak strony takie porównanie ma sens gdy mężczyzna musi wybrać komu chce poświęcić czas: swojej ulubionej grze czy swojej ukochanej kobiecie. Boleśnie się o tym przekonałem gdy grałem pewnego razu w grę na komputerze u Natalii. Poprosiłem Natalię o dodatkowe 15 minut, które przeciągnęły się do 25 minut. Usłyszałem wtedy bolesne słowa, między innymi albo gra albo ja i dużo, dużo groźnych zwrotów, a o sankcjach karnych zastosowanych przez moją narzeczoną to już nawet nic nie wspomnę. Tak naprawdę nie uważam, że gry zaczynają zastępować kobiety. Niestety jednak coraz więcej czasu mężczyźni poświęcają grom kosztem zdobywania kobiet. Nie wiem czy to takie szkodliwe zjawisko. W sumie facet nie może myśleć tylko o kobiecie bo by zwariował. Według mnie złotą myślą, jest to, że kobiety i gry działają na mężczyzn jak narkotyk. A złotym środkiem w takim przypadku jest umiar i równowaga. Panowie nie mogą przesadzać z jednym i drugim i żaden z tych „narkotyków” nie może mieć przewagi. Chociaż kobieta może trochę przeważać nad grą ale nigdy do końca tak, że mężczyzna nie zachowa choć części swojej autonomii no i oczywiście ta przewaga nie może być za darmo. Kobieta musi się postarać i zasłużyć na to, żeby mieć większy wpływ na mężczyznę niż gra czy jakakolwiek jego rozrywka. Według mnie nic za darmo, nawet lub zwłaszcza w związku.