poniedziałek, 28 marca 2016

Gdy mężczyzna podczas spaceru z drugą połówką spogląda na inne panie - przyczyny, konsekwencje, porady

Przyznam się, że temat mężczyzn oglądających się za innymi kobietami podczas spaceru z własną partnerką początkowo wydawał mi się kolejnym idealnym postem na moim blogu. Od razu przyszły mi do głowy 2, 3 błyskotliwe myśli. Gorzej było później. Poza tymi dwiema myślami nic nie przychodziło mi do głowy. Te dwa zdania, choćby nie wiem jak rozbudowane to za mało na napisanie tekstu. Sprawiło to, że zabierałem się za ten artykuł kilka razy i zniechęcony porzucałem go po kilku minutach z braku pomysłów. Jestem jednak uparty i postanowiłem nie porzucać narzuconego sobie tematu, zwłaszcza, że już zapowiedziałem go we wcześniejszych postach. Oto co mam do powiedzenia na temat zjawiska mężczyzn oglądających się za nie swoimi paniami.

Wyobraźmy sobie prostą sytuację. Facet idzie sobie miejskim chodnikiem, obok niego idzie jego połówka trzymana za rękę bądź nie. Rozmawiają, śmieją się, chwilami idą w milczeniu, mijają innych przechodniów. Normalny spacer dla przyjemności, bez wyznaczonego celu. W pewnej chwili obok pary przechodzi kobieta wamp, włosy rozpuszczone, pełna tapeta na twarzy, duże cycki, które odsłania dekolt za który skarciłby każdy ksiądz, obcisłe prześwitujące leginsy, przez które można zobaczyć jaką bieliznę założyła wspomniana dama. Partnerka o coś pyta kontrolnie faceta czy słucha ale ten oczywiście nie słucha, chwilowo wpatruję się w mijaną kobietę i modli się w myślach, żeby jego partnerka nie zauważyła, że zerknął  na tą mijaną kobietę. Niestety jego kobieta wszystko zauważyła, tzn. lafiryndę, która odsłania za dużo ciała, że mówi coś do partnera a ten nie słucha, i że powodem tego iż nie poświęca jej całej swojej uwagi jest ta właśnie tamta mijana kobieta.

W takiej sytuacji u kobiety uruchamia się cały proces myślowy zawsze prowadzący do najgorszych wniosków. Podejrzewam, że kobieta takiego partnera myśli sobie zwykle w takiej sytuacji: "Cham, pozbawiony kultury prymityw, jak on śmie w mojej obecności patrzeć na cycki i dupę innej, nie kocha mnie i pewnie mnie chce zdradzić, na pewno już mnie zdradził".  Następnie w zależności od temperamentu kobiety dochodzi jej reakcji. Może to być policzek, scena zazdrości z użyciem wulgaryzmów w miejscu publicznym, foch (w stylu niech się domyśli za co), w najgorszym przypadku może skończyć się rozstaniem albo skrupulatnie zaplanowanym morderstwem.

Nie trzeba się zastanawiać się co jest powodem tego typu reakcji kobiety. Bez wątpienia za takimi skrajnymi reakcjami kobiet stoją obawy, że czegoś brakuje ich partnerom w związku, że pewnie są za mało atrakcyjne, za stare, że pewnie myśli o sexie z innym kobietami, że być może zdradza, że być może chce odejść, że pewnie jest kobieciarzem i że właśnie to odkryła, że z pewnością ich nie szanuje skoro się tak  przy nich zachowuje  Nie będę zagłębiał się bardziej w umysł kobiety, czemu przeszkadza im, że ich partner robi to co robi. W każdym razie nic dobrego kobieta nie pomyśli sobie o swoim partnerze w takiej sytuacji.

Z racji tego, że jestem mężczyzną doskonale wiem czemu mężczyźni oglądają się na inne kobiety podczas spaceru. Pierwszy powód to oczywiście ten, że jesteśmy urodzonymi podglądaczami, większość z nas czerpię satysfakcję z dojrzenia choćby kawałka skóry, który zwykle jest zakryty. Nie wiem czym to jest spowodowane. Z pewnością nie mamy ochoty w takiej sytuacji na seks z podglądaną kobietą. Raczej chodzi o to, że mamy jakąś pierwotną chęć popatrzenia sobie na parametry innej kobiety. Nie wiem skąd to się w nas facetach wzięło. Domyślam się, że w czasach pierwotnych, kiedy nie było pornografii ani żadnej innej formy edukacji seksualnej młodzi mężczyźni przez podglądactwo zdobywali  pierwszą wiedzę o swojej seksualności. Zauważmy, że dziś np na basenie, na plaży kobiety odkrywają dużo więcej ciała niż na ulicy a nikt nam nie robi scen z powodu oglądania innych kobiet, choć no nie da się po prostu nie popatrzeć na inne. Być może chodzi o jakieś prauczucie przekazywane z genami, że gdy dojrzejemy pod ubraniem kobiety to co zwykle jest zakryte to zaczyna nam się to kojarzyć z pierwszym rozbieraniem partnerki co zwykle kończy się  przecież seksem. Na plaży normą jest, że ciało jest frywolnie odkryte więc nie może się nam to skojarzyć z rozbieraniem kobiety, dlatego też akceptowalne jest przez kobiety, że mężczyźni są na plaży. Kobiety muszą mieć własne prauczucie, które jest zwykłą świadomością o tym, że gdy mężczyzna widzi za dużo pod ubraniem innej kobiety to z pewnością mu się to kojarzy z rozbieraniem kobiety, tej mijanej właśnie kobiety co może się skończyć seksem. Być może w czasach prehistorycznych tak właśnie było. Samiec spacerując z samicą widząc inną np pochylającą się nad strumykiem, zobaczył czasem za dużo i z miejsca rzucał się na tą obcą kobietę, porzucał starą a z nową płodził dzieci. Dziś jest nie do pomyślenia przecież taka sytuacja. Wszystko to jest jakimś dysonansem między współczesną kulturą, cywilizacją a naszymi prymitywnymi ustawieniami fabrycznymi przekazywanymi z genami. Jest jakiś sens w tym co napisałem przed chwilą? Być może się zapętliłem.

Są jeszcze inne przyczyny, dużo bardziej proste, które powodują, że zerkamy na inne kobiety podczas spaceru z własną. Może chodzić o to, że specjalnie chcemy żeby nasza kobieta zobaczyła, że oglądamy się za innymi. W ten sposób możemy sprawdzić, czy jej jeszcze na nas zależy, bo gdy w takiej sytuacji jest brak reakcji z jej strony może to oznaczać, że jej już na nas nie zależy, że jej jest już wszystko jedno, że być może chce się rozstać, że zdradza albo, że jej chodzi tylko o nasze pieniądze. Kolejnym powodem może być to, że zwyczajnie chcemy zrobić na złość naszej partnerce, odegrać się na niej za jakieś tam wyrządzone krzywdy zasiewając w niej ziarno niepewności. Przychodzi mi do głowy jeszcze jeden powód. Może być taka sytuacja, że kobieta mówi o czymś nudnym, o dzieciach koleżanki, zakupach, zabiegach kosmetycznych jakim musi się poddać. Mężczyzna nie chce tego słuchać więc szuka jakiegoś obiektu na którym mógłby zawiesić swój wzrok, czym zająłby na chwilę swój mózg. Może to być przelatujący motyl a może być mijana kobieta.

Podsumowując, należy powiedzieć, że nieeleganckie i niekulturalne jest oglądanie się za innymi kobietami z powodu iż, źle się to kojarzy naszej kobiecie. Tylko dlatego jest to złe. Źle się z tym czuje choć tak naprawdę facet nie ma żadnych złych zamiarów wobec niej. Nie ma sensu tłumaczenie, że się nic złego nie miało na myśli, bo kobieta ma zakodowane od czasów prehistorycznych, że gdy partner ogląda się za innymi to jest to sytuacja alarmowa. Tłumaczenie może tylko pogorszyć sprawę, zgodnie z zasadą, że tłumaczy się tylko winny. Gdy już doszło do takiej sytuacji jednym rozwiązaniem są przeprosiny. Każdy mężczyzna będący w związku doskonale wie, że bycie w związku oznacza częste przeprosiny za nic. Oczywiście nie można pozwolić sobie na absurdalne sytuacje, np, że zwyczajnie patrzy się na inne obiekty, żeby nie wpaść na nie a nasza kobieta liczy nam tylko ile razy spojrzeliśmy na inne kobiety podczas wspólnego wyjścia. W związku trzeba być miękkim ale też twardym. Jeżeli nie możliwe jest nie patrzenie na inne kobiety a zwykle tak właśnie jest to mam kilka rad dla innych mężczyzn. Pierwsza porada to często spacerować samemu, napatrzeć się tak, żeby podczas spaceru z własną kobietą nie mieć już takich pokus zgodnie z zasadą najedz się w domu do syta, żebyś w gościach nie był głodny. Inną dość radykalną poradą jest, żeby w ogóle nie wychodzić nigdzie z własną partnerką. Najlepszą poradą jaka mi przychodzi do głowy jest ta, że w sytuacji gdy chcemy popatrzeć na niezwykłe walory innej kobiety jest głośne i wyraźne zwrócenie uwagi naszej partnerki na nią w stylu: "kochanie zobacz, farbowana blondynka", "kochanie zobacz ona ma cycki na wierzchu, ale wstyd", "kochanie zobacz, w tych butach byś świetnie wyglądała" Ta ostatnia zasada wymaga trochę treningu i nie może być zawsze stosowana, bo może się to wydać podejrzane.
Mniej więcej tyle mam do powiedzenia na ten temat.

czwartek, 17 marca 2016

recenzja gry Dixit

W poprzednim poście zapowiedziałem, że podzielę się z czytelnikami moimi wrażeniami po wypróbowaniu gry planszowej o nazwie DIXIT i oto teraz realizuję tę zapowiedź.

 Kilka miesięcy temu mocno po głowie chodził mi zakup jakiejś fajnej gry planszowej ewentualnie karcianej, takiej, przy której mógłbym spędzać miło czas z moją Natalią, ale także taką, którą mógłbym wykorzystać podczas różnych spotkań towarzyskich ze znajomymi czy też rodziną. Zrezygnowałem jednak z zakupu takiej gry ze względu na wrodzone sknerstwo. Opcja wydania od 80 zł do nawet 300 zł za grę planszową wydała mi się marnotrawstwem moich skromnych funduszy na rozrywkę. Mimo to przejrzałem kilkadziesiąt recenzji i opisów gier planszowych czy też karcianych. Jedną z gier, które zapamiętałem z tej prasówki to właśnie DIXIT.

 W zeszłym tygodniu udało mi się namówić znajomych na wypróbowanie tej właśnie pozycji. Mieliśmy możliwość zagrania w podstawową wersję tej gry. Bo z tego co doczytałem na innych blogach wyszły już dodatki, które dają więcej możliwości rywalizacji.
 W pudełku można znaleźć prostą planszę, mnóstwo kart z ilustracjami, 6 figurek zajączków w różnych kolorach, które służą za pionki a także żetony, których przeznaczenia nie odkryłem jeszcze.
 Gra jest zaskakująco prosta, mimo, ze każdy z grających znajomych grał w DIXIT po raz pierwszy to nikt nie miał problemów z załapaniem zasad.Zasady mniej więcej polegają na tym, że każdy gracz otrzymuje 6 kart z ilustracjami, które sam widzi, ale których lepiej żeby nie pokazywał innym graczom. W każdej kolejce jeden gracz pełni funkcję narratora, który wybiera jedną ze swoich kart, kładzie ją na stole i opowiada o niej jakąś historię. Na podstawie tej opowieści, pozostali gracze spośród posiadanych kart wybierają tę, która najbardziej według nich odpowiada opowiedzianej historii przez narratora. Następnie, narrator tasuje wybraną przez siebie kartę z kartami zaproponowanymi przez pozostałych graczy i odsłania je. Zadaniem pozostałych graczy jest wskazanie karty wybranej przez narratora. Punktacja jest tak skonstruowana, ze narrator nie dostaje punktów, jeżeli nikt nie wskaże jego karty ale także w wypadku gdy wszyscy pozostali wskażą jego kartę. Narrator zmuszony jest więc tak opowiadać, żeby część graczy wskazało prawidłowo jego kartę, a część graczy została zmylona. Pozostali gracze otrzymują punkty oczywiście za wskazanie karty wybranej przez narratora a także gdy inny gracz wskaże błędnie kartę wybraną przez danego gracza. Po każdej kolejce inny gracz zostaje narratorem.

I to wszystko. Zasady proste, wygrywa gracz, którego króliczek zdobędzie najwięcej punktów. Wydaje mi się, że mechanika tej gry pozwala na wyrównaną grę zarówno dzieciom jak i dorosłym. Liczy się umiejętność kojarzenia ale też i znajomość toku myślenia innych graczy.
 Czas rozgrywki uzależniony jest tylko od długości opowiadań. Dla mnie ta gra to takie ulepszone kalambury, w którym nie trzeba nic pokazywać ale też niekoniecznie chodzi o to, żeby wszyscy zgadli, co mieliśmy na myśli. To tak trochę jak w prawdziwym życiu. Gra ma duży potencjał i ciekawie jest naprawdę gdy gracze snują dłuższe, zabawne wypowiedzi, które można sobie skomentować. Zdecydowanie lepiej się w tą grę gra jeżeli jest więcej graczy, im więcej tym lepiej. Niestety zupełnie nie da się grać w dwie osoby, w trzy też jest mało zabawnie. Z tego powodu cieszę się więc, że nie zakupiłem tej pozycji, no bo nie mógłbym grać w nią tylko ze swoją kobietą. 
Koniecznie też muszę wspomnieć o samych kartach do gry. Przedstawiają przeróżne sceny, postacie, przedmioty, które kojarzą mi się osobiście z ilustracjami z książek dla najmłodszych, bądź z obrazami, które zapamiętujemy ze snów.

Podsumowując powiem, że ta gra to dobry pomysł na uatrakcyjnienie towarzyskiego spotkania w gronie znajomych. Zasady gry są do zrozumienia przez każdego. Czas rozgrywki jest dość szybki ale tak naprawdę to ile poświęci się czasu tej grze zależy od chęci samych graczy. W grze nie ma przestojów, tzn każdy z graczy jest cały czas aktywny. Gra nie wyzwala złych emocji bo choć każdy chce wygrać to frajdę tak naprawdę daje opowiadanie własnej historii bądź wręcz hazardowe typowanie właściwej karty. Jednym słowem polecam.

Chciałem się jeszcze pochwalić, że pozwolono mi napisać gościnną notkę na zaprzyjaźnionym blogu w którym mogłem sam siebie chwalić. Jak ktoś jeszcze nie ma mnie dosyć to można zajrzeć dziennikidestiny.blogspot.com.

poniedziałek, 14 marca 2016

Wizyta w barze z grami planszowymi

Część z was może pamiętać, że jakiś czas temu oceniałem pomysł na knajpę w której można pograć w gry planszowe, trochę wątpiłem, że taki zabieg może zwiększyć liczbę klientów ale obiecałem, że odwiedzę ten przybytek i sprawdzę jak wiedzie się właścicielowi tego lokalu.
Stary artykuł można zobaczyć Tu
W zeszły piątek moja kochana Natalia zorganizowała spotkanie znajomych lubiących sobie od czasu do czasu poczytać książki w lokalu o nazwie "Chyba to tu". Lokal od masy innych tego typu miejsc w naszym mieście (Stalowa Wola) różni się tym, że w tym przybytku można wypożyczyć sobie jedną z kilku, kilkunastu najnowszych gier planszowych dostępnych na rynku i przy piwie lub jak kto woli przy kawie po prostu emocjonować się przy grze ze znajomymi.
Godzinę spotkania ustaliliśmy na 18:00. Początek wizyty nie napawał mnie optymizmem. Lokal  był praktycznie pusty, (widok dobrze mi znany z innych lokali) no ale to co było zaskakujące to to, że na każdym z ok 15 stolików przy których mogło zasiąść ok 8 osób leżała rezerwacja. Wykorzystaliśmy to, że jeden ze stolików był zarezerwowany dopiero od godziny 22: 30 (lokal działa do 1 w nocy) i postanowiliśmy zobaczyć jak się nam tam spodoba. Osobiście zastanawiałem się czy zarezerwowane stoliki faktycznie zostaną zapełnione klientami. Zamówiliśmy sobie co kto tam lubi, trochę pogadaliśmy no i ponieważ było nas 6 osób postanowiliśmy sobie zagrać w jakąś grę planszową. Przekonałem wszystkich, że fajnie byłoby zagrać w DIXIT bo dużo słyszałem dobrego o tej grze. O samej grze wspomnę trochę później. Teraz wspomnę jeszcze co nieco  o samym lokalu.
Naprawdę zaskoczyłem się ale tak po 19 00 lokal zaczął się stopniowo zapełniać najprawdopodobniej studentami. Wszystkie stoliki z czasem się zapełniły a przy barze siedziało kilku facetów czekających aż zwolni się jakiś stolik. Od niepamiętnych czasów przyszło mi też czekać kilka minut w kolejce do baru żeby zamówić piwo. Towarzystwo zgromadzone w lokalu było mieszane, tzn mniej więcej tyle samo panów co pań, głównie 20-sto, 30-sto latków. Trochę sobie tak wymyśliłem, że to miejsce to chyba taka dzisiejsza dyskoteka dla studentów, gdzie nie ma małolatów i szemranego towarzystwa, gdzie można kogoś poznać nie zmuszając się do tańca. Widziałem kilku samotnych panów i kilka samotnych pań ewidentnie czekających na zaproszenie do konwersacji.
No cóż według mnie właściciel lokalu szybko przyciągnął klientów do siebie. Z pewnością jedna wizyta to za mało żeby ocenić, że lokal ma "wzięcie" zwłaszcza, że odwiedziliśmy go gdy klientów powinno być najwięcej. Pewnie na tygodniu nie jest aż tak mocno oblegany. Zastanawiam się jednak co sprawiło, że to miejsce stało się tak popularne wśród studentów. Po pierwsze lokal jest przestronny, zdziwiło mnie, ze przy takim obłożeniu klientami jest tak mało stolików, właściciel mógłby zmieścić śmiało więcej stolików. Lokal przypomina zwykły bar bez jakiegoś krępującego przepychu. Obsługa jest bardzo miła aczkolwiek trochę wystraszona. Podejrzewam, że to sami właściciele stoją za ladą. Zdarzało się, że kelnerce myliły się zamówienia no ale trzeba przyznać, że lokal był obłożony no i przyznam, że zdecydowanie wolę lekko skrępowaną obsługę niż napuszoną, opryskliwą nalewaczkę piwa, która z łaską robi cokolwiek. Z pewnością do lokalu przyciągają gry planszowe, obserwowałem jak grupka facetów przy sąsiednim stoliku bawiła się przy układaniu klocków. Sami też dobrze bawiliśmy się przy grze Dixit i nie wiem kiedy zleciało nam cztery godziny. Miłym faktem było to, że grać mogliśmy w dostępne gry za darmo po zapłaceniu zwrotnej kaucji. Z plakatów w lokalu wyczytałem też, ze właściciele organizują również jakieś turnieje. Podejrzewam, że można w takim turnieju zaimponować dziewczynie czy facetowi.
Podsumowując powiem, że mi takie lokale bardzo odpowiadają. Jeżeli w waszych miejscowościach dostępne są tego typu miejsca to szczerze wam je polecam na spotkania ze znajomymi. Pomysł na bar z grami planszowymi jest jak najbardziej udany.
W kolejnym poście opiszę już same wrażenia odnośnie gry planszowej DIXIT
W dodanej ankiecie na blogu możecie zagłosować na pomysł na kolejną notkę na tym blogu.

niedziela, 13 marca 2016

Niestety jestem maniaczką kosmetyczną, co niestety przekłada się na ilość kosmetyków trzymanych w domu;p. Ostatnio dostałam zamówienie Kosmetykomanii, w którym znalazłam oczyszczające paski na nos z zieloną herbatą od Pretty. 


W opakowaniu znajduje się 5 plastrów i zapłacimy za nie 7,9 zł.

Na stronie sklepu nalazłam informację że te paski są idealnym rozwiązaniem na takie problemy skóry jak wągry, zaskórniki i zatkane pory. Mają one za zadanie wysuszać, łagodzić, ściągać i oczyszczać zatkane pory, a także usuwać wągry i działać antyseptycznie. 

Sposób użycia: 
  • Umyj twarz i dokładnie zwilż wodą nos. Nie przyklejaj paska na suchy nos.
  • Usuń z paska plastikową warstwę ochronną, następnie przyklej pasek gładką stroną na wilgotny nos  dociśnij, aby zapewnić odpowiedni kontakt ze skórą 
  • Pozostaw pasek na około 10 - 15 minut, aż do wyschnięcia. 
  • Wysychając pasek sztywnieje. 
  • Po wyschnięciu posoli zdzieraj pasek zaczynając od brzegów nosa i pociągając w kiernku jego środka. 
  • Jeżeli pasek ciężko usunąć, zmocz wodą i delikatnie zdzieraj. 
  • Używać co 2 - 3 dni. 



Kiedy po raz pierwszy przykleiłam sobie pasek na nos poczułam łaskotanie:), a to znaczy, że w sumie produkt coś tam działał. Jak na pierwszy raz zostawiłam go na 10 minut po czym zdjęłam i szczerze mówiąc myślałam, że zdejmowanie tego paska będzie bardziej bolało, ale przebiegło całkiem łagodnie. Na pasku zobaczyłam całkiem sporo wągrów i zanieczyszczeń, a i na nosie było widać, że jest czystszy. 

Jednakże paski nie są zbyt mocne i oczyszczają dość delikatnie, więc nie każdemu może to do końca odpowiadać, ale jak na pierwsze paski w moim życiu sprawują się całkiem ok. Miejsce, w którym nakleiliśmy ten pasek jest lekko zaczerwienione, ale u mnie stosunkowo szybko ono schodzi. Te paski wspomagają moje codzienne oczyszczanie twarzy i mam nadzieję, że za jakiś czas mój nos przynajmniej zbliży się do stanu idealnego. 

Ważną informacją jest też to, że na opakowaniu jest znaczek, który mówi nam o tym, że te plastry nie są stosowane na zwierzętach

Dajcie znać czy używacie takich pasków i czy znacie jakieś nieco mocniejsze, bo chętnie bym wypróbowała :).

piątek, 11 marca 2016

Sposób na chandrę by Natalia

Już dawno mówiłam Siewcy, żeby zmienił nieco tematykę i urozmaicił notki, jednak ten z uporem maniaka nie chce mnie słuchać, tylko wciąż rysuje tego swojego smoka i uparcie pakuje się w jakieś dziwne tematy notek ;p. Dzisiaj postanowiłam dodać coś od siebie i mam nadzieję, że moje regularne notki będą jakimś urozmaiceniem i nieco ożywią tego bloga ;p. 

Tymczasem mi jak każdemu i mnie zdarzają się gorsze dni. Niestety jestem taką osobą, która, jeżeli zdarzy jej się coś, co porządnie popsuje jej humor to, to rozpamiętuje i często szuka winy w sobie. Najgorszy jest pierwszy dzień...później zwykle jest lepiej, o ile nie towarzyszy mi ciąg nieszczęśliwych zdarzeń, które utrzymują mój zły nastrój. Dlatego też chciałabym podzielić się z Wami moim sposobem na chandrę/depresję, czy jakkolwiek to zwał... 

Zaraz po tym, co zepsuło mi humor nie jestem w stanie robić nic kreatywnego czy skupić się na jakiejkolwiek czynności wymagającej myślenia, więc czytanie odpada. Dlatego też biorę kąpiel. 

Naturalnie mile widziane są dodatki w postaci kul do kąpieli oraz innych dodatków, które robią pianę ;). Może wydaje się Wam to bezsensowne, ale aromaterapia ma swoją siłę i pozwala się zrelaksować. Zatem taka kąpiel jest podstawowym środkiem w mojej apteczce pierwszej pomocy po ciężkim dniu, w stresujących sytuacjach i ciężkich chwilach. Pozwala nieco się odprężyć, złapać nieco równowagi i odzyskać szczyptę trzeźwego myślenia ;). 


W ciężkich sytuacjach na pierwszy rzut idą piosenki, które w pierwszym wrażeniu robią wrażenie depresyjnych i takich, które dodatkowo mogą pogłębić mój i tak już zły nastrój.





W pierwszym odruchu takie kawałki przyprawiają mnie o łzy rozpaczy, ale w ostatecznym rozrachunku stawiają na nogi i sprawiają, że w końcu się ogarniam. 

Natomiast kiedy już odzyskam nieco równowagę i wracają mi zdolności skupienia uwagi na czymś co tego wymaga sięgam raczej po lekką literaturę. Tu z pomocą przychodzą mi różnego rodzaju romanse, albo literatura dla młodzieży:). Aktualnie do lekkich rzeczy, które czytam należy "Serce ze szkła" Kathrin Lange. Wprawdzie tematyka może nie jest radosna, ale nie jest to wymagająca powieść, nad którą trzeba myśleć czy nie wiadomo jak się skupiać...ale recenzja za jakiś czas na blogu ;). 

Tych sposobów na chandrę znalazłoby się jeszcze kilka, ale to jest mój osobisty zestaw pierwszej pomocy :). Dajcie znać jak Wy sobie radzicie jak macie gorsze samopoczucie. 

poniedziałek, 7 marca 2016

Smok Koko Loko - odcinek 12- rodzinne spotkanie - część 2

Dla tych, którzy nie czytali wcześniejszych odcinków lub zdążyli zapomnieć przypominam. 
Smok Koko Loko (na zdjęciu) przyleciał do naszego pięknego kraju w celach rozrywkowo-zarobkowych. Można by rzecz tak na czasie, że jest imigrantem zarobkowym. Miał udawać smoka Wawelskiego ale interes mu nie wyszedł i trafił do więzienia. Po wyjściu z kicia musi szukać innego sposobu na życie w Polsce.  Dodać należy, że już jakiś czas temu spędzając samotnie czas w centrum handlowym spotkał swoją starą miłość, Ukalele. Smoczyca wprowadziła się do domku jednorodzinnego smoka, którego Ten zdążył się już dorobić. Koko Loko po niedługim czasie przyparty do muru oświadcza się Ukalele ale wciąż termin ślubu nie jest jeszcze wyznaczony.

Pora przypomnieć wydarzenia z pierwszej części "rodzinnego spotkania" W skrócie Koko Loko odwiedził dawno nie widziany brat Alko Polo, który jest muzykiem. Bracia popili w barze i gdy razem wracali lekko osłabieni przez lekko niebezpieczne osiedle zostali napadnięci i porwani przez feministki z którymi miał na pieńku Alko Polo. 
Monika Wydymna, przewodnicząca fundacji feministek pod wezwaniem Kazimiery Szczuki była w ekstazie bliskiej orgazmu.
No to teraz Cię mam Alko Polo i jeszcze jest Twój głupawy brat Koko Loko. Zapłacicie najwyższą cenę za swój hejt przeciwko feministkom. Z nami się nie zadziera. Wasz przypadek będzie początkiem zmian ku lepszemu. Męskie szowinistyczne świnie przestaną uciskać kobiety. W sejmie będą parytety. W szkołach będzie gender.  Zdelegalizujemy kościół katolicki. Pomożemy wszystkim uchodźcom bez względu na poglądy i wyznanie. Będzie aborcja na życzenie a kobiety przestaną być w końcu skłócane przez mężczyzn, no i nie będą musiały golić nóg, pach i twarzy. A i w końcu będziemy mogły z czasem chodzić topless bez obaw, że dostaniemy mandat za nieobyczajne zachowanie.

Obetniemy wam jaja na wizji, podsmażymy i zjemy z cebulką i to wszystko na oczach milionów youtuberów. To będzie hit, oglądalność mocno nam skoczy. Będzie mnóstwo lajków, pojawią się nowe propozycje współpracy i zarobimy w końcu jakieś pieniądze. 
Baśka dawaj piłę i nożyce. Ewka włączaj kamerę. Rozkazała Monika Wydymna, szef fundacji feministek pod wezwaniem Kazimiery Szczuki. 

Ewka włączyła kamerę. Alko Polo rozkleił się i zaczął chlipać, że nie chce tak kończyć. Koko Loko krzyknął: Hola Hola a ostatnie życzenie skazanego? Przynieś mi piwo kobieto!
Co? Poirytowała się Monika Wydmna. I tak już masz wielki Brzuch Ty opoju.
Mój brzuch, moje ciało, moja decyzja odpowiedział spokojnie Koko Loko. Myślałem, że jesteście wierne swoim zasadom.
Pani Moniko on nas chce skompromitować na wizji - zaniepokoiła się Baśka.
Dawaj piłę i nożyce, będzie operacja, Ha Ha Ha - zarechotała przewodnicząca fundacji feministek pod wezwaniem oczywiście Kazimiery Szczuki.
Baśka ale Ty brzydka jesteś, wyglądasz jak facet w damskich ciuszkach. Skomentował fizjonomię feministki Koko Loko. Monika się zaśmiała.
A Ty Moniko nie lepsza jesteś, wyglądasz jak przedszkolak i masz cycki jak rodzynki. Dalej komentował Koko Loko. Teraz dla odmiany zaśmiała się Baśka.
Wiem co knujesz Ty draniu. Słyszałyście moje panie? Z tym oto walczymy, tak właśnie skłócają nas szowinistyczne samce, ale już niedługo sytuacja się zmieni bo zostaną pozbawieni genitaliów. Przejrzała chytry plan Koko Loko przewodnicząca Monika.

Było już naprawdę blisko tego, że braci przestaliby być mężczyznami z jajami. Na szczęście egzekucję przerwał huk walącej się jednej ze ścian hali w której przetrzymywani byli smoczy więźniowie. Następnie pojawił się ogień a z niego po chwili wyłoniła się ona, tzn Ukalele. Powiedzieć, że była zła to nic nie powiedzieć. Była większa niż zwykle, z ust kapała jej krew, pięści miała zaciśnięte. Koko Loko się przeraził, nigdy nie widział takiej narzeczonej. Powiedział tylko: "Kochanie daruj im, bo nie wiedzą co robią, to tylko głupie dziewuchy, którym od nic nierobienia pomieszało się w głowie."
Zamilcz mendo - ryknęła Ukalele. Zrobiłam kolacje ale nie, dla Ciebie to się nie liczy, że się namęczyłam, nie ważne, że jest już zimna i nadaje się do wyrzucenia, za nic masz moje uczucia, wolisz ochlać się piwska z bratem, szukasz tylko okazji do napicia się. Pogadamy sobie w domu.
Teraz wy samozwańcze feministki. Mam parę słów do was. Włączam swój ulubiony kanał na youtube i co widzę? Chcecie urwać jaja mojemu Koko Loko bez pytania mnie o zgodę. I to tylko po to, żeby zwiększyć sobie oglądalność. Powiem wam coś, to ja jestem prawdziwą feministką! Tylko ja mogę urwać mu jaja. Tylko co wtedy? Po co mi chłop bez jajec? Wasze chłopy robią teraz nie wiadomo co, nie wiadomo z kim zamiast wziąć ich za pysk to użalacie się nad sobą i spiskujecie, część z was nawet nie ma własnych chłopów, nawet nie macie półchłopków.
Następnie walnęła z dyńki Monikę Wydymną aż ta straciła przytomność i mówiła dalej.
Na kolana zagubione owieczki, przejmuję władzę we fundacji. Już ja was nauczę na czym polega prawdziwy feminizm. Nikt nie zaprotestował oczywiście. Bracia Koko Loko i Alko Polo zostali uwolnieni

To była ciężka noc ale już następnego wieczoru Koko Loko postanowił się zrewanżować Ukalele. Koko Loko zaprosił pozostałe smoki do restauracji. Ubrał nawet szarą koszulę zakrywającą brzuch i założył krawat. Pił ze szklanki wino a nie jak zwykle piwo z gwinta. Wszyscy jedli ulubione danie Ukalele, zielone pierogi ze szpinakiem. Ukalele była już w dobrym humorze, rozmyślała nad tym jak pokieruje feministyczną organizacją, tyle dusz do zagospodarowania. Może wieczór poetycki? Może wspólne słuchanie piosenek Michała Bajora?
Alko Polo nie mógł się nachwalić Ukalele. Mówił, że jest świetną babką, że prawdziwa z niej smocza kobieta, pełna seksapilu. Zachwycał się dalej. Ta siła, ta odwaga, ten wdzięk. Gdyby nie Koko Loko sam poprosiłby ją o rękę.
Pogadali, pośmiali się i w końcu przyszedł czas pożegnań. Alko Polo wrócił do swych estradowych obowiązków. Koko Loko z Ukalele wrócili do ich umiłowanego domku jednorodzinnego.

I tak to było
Powiem wam, że chyba odcinek na czasie. Jutro święto wszystkich kobiet, na weekendzie feministki protestowały z hasłem o aborcji i życiu, aha już wiem: "aborcja dla życia" czy jakoś tak. Utrafiłem chyba z tematem.
Następny odcinek jak powstanie i o ile powstanie to będzie coś czego jeszcze nie było w tej serii. Odcinek będzie nosił nazwę "50 twarzy Koko Loko" będzie przeznaczony tylko dla dorosłych i już nie mogę doczekać się jego publikacji.
Pozdrawiam wszystkie kobiety i życzę wam wszystkiego dobrego z okazji zbliżającego się waszego święta.