wtorek, 22 grudnia 2015

czy warto posiadać telewizor?

Pomysł na dzisiejszy artykuł przyszedł do mnie w zeszły weekend gdy Natalia chciała ze mną obejrzeć w internecie jakieś takie kucharskie show MasterCheff czy jakoś tak. Przyznam, że nie bardzo miałem ochotę na oglądanie tego programu, Gessler nie znoszę, ale jak się okazało jeszcze bardziej nie znoszę tej drugiej jurorki, która nie ma wiele do powiedzenia, za to wszystkie swoje emocje wyraża drwiącymi minami. Sądzę tak po obejrzeniu 1,5 odcinka. Uczestnicy też jacyś dziwni, jakby reprezentacja TVN-owskiego salonu, co dostają zaskakującej ekstazy po ocenie swoich dokonań kulinarnych przez jurorów jakby oni byli jakimiś bogami a są przecież tylko celebrytami wykreowanymi przez stację telewizyjną. No ale zbaczam z tematu. Postanowiłem się poświęcić i obejrzeć dla Natalii kolejny odcinek. Telewizora nie mamy, został nam tylko internet. Na szczęście internet "ciął się" bardzo na wspomnianej produkcji tak, że nie dało się oglądać. Z jednej strony mogłem zatryumfować, chciałem obejrzeć no ale przecież się nie dało. Z drugiej strony wróciła do mnie myśl pojawiająca się co jakiś czas czy nie kupić telewizora.
Zbliżają się święta Bożego Narodzenia potem Nowy Rok, będzie trochę czasu wolnego więcej i trochę lepszy repertuar rozrywkowy w telewizji. Nie ma co ukrywać, że miałbym ochotę wygodnie rozsiąść się w fotelu czy na kanapie i obejrzeć dobry film czy ciekawy program. Przyznam się, też, że lubię obejrzeć jakiś program informacyjny, chociaż ostatnio straszna w nich propaganda. W każdym programie informacyjnym teraz obowiązkowym punktem, jest ten w którym mówią o tym co ktoś, czasem nie wiadomo kto napisał czy powiedział o Polsce za granicą. Najbardziej jednak zależy mi na możliwości oglądania sportu, którego naprawdę w internecie nie da się normalnie z radością oglądać. Innym plusem posiadania telewizora jest niewątpliwie jakość oglądania, telewizor jest duży, nagłośnienie jest lepsze, nie trzeba siedzieć na krześle przed ekranem żeby coś zobaczyć. Trzeba wspomnieć też o tym, że plusem byłoby niemożliwość zatrzymania odtwarzania programu. Moja Natalia ma taki brzydki zwyczaj, że niby coś ze mną ogląda a co chwile i tak przełącza zakładki a to na bloga a to na facebooka czy inne strony. Z telewizorem tak by się nie dało.
Trzeba rozważyć jednak też minusy. Boję się, że telewizja to byłby kolejny zjadacz czasu, Natalia przestałaby prowadzić bloga kosztem telenowel, ja zamiast zrobić coś konstruktywnego gapiłbym się też w pudełko. Pewnie pojawiłby się problemy M jak miłość czy mecz w piłkę reprezentacji. Mam też inne obawy. Posiadanie telewizora i telewizji byłoby niejako jakimś wsparciem dla tych celebrytów: pijaków, ćpunów, seksoprostaków zdradzających się i puszczających na oczach całej polski albo i świata, byłoby wsparciem dla jakiś tam pseudo-dziennikarzy, telewizyjnych hien pokroju lisowatego zwierza, którzy to przecież dają zły przykład społeczeństwu i psują Polskę.
No nie wiem jeszcze ciągle, nie zdecydowałem jeszcze, czy kupić telewizor czy nie kupić. (Kupić czy nie kupić oto pytanie na dzisiejsze czasy)  Dochodzą jeszcze dwa ważne punkty które muszę rozważyć. Pierwszy punkt to zdanie Natalii, drugi punkt to pieniądze, które mógłbym wydać np zakup rowerów, które z pewnością przydałyby się na wiosnę albo na zakup czegoś tam innego.

wtorek, 15 grudnia 2015

Koko Loko - odcinek 9 - smoczek dla babci

Dla tych, którzy nie czytali pierwszej części lub zdążyli zapomnieć przypominam. 
Smok Koko Loko (na zdjęciu) przyleciał do naszego pięknego kraju w celach rozrywkowo-zarobkowych. Można by rzecz tak na czasie, że jest imigrantem zarobkowym. Miał udawać smoka Wawelskiego ale interes mu nie wyszedł i trafił do więzienia, po wyjściu z kicia musi szukać innego sposobu na życie w Polsce.  Dodać należy, że ostatnio będąc w centrum handlowym spotkał swoją starą miłość, Ukalele, która zamieszkała w jego domku jednorodzinnym, po niedługim czasie oświadczył się jej (ale jeszcze nie ożenił się z nią).

Koko Loko I Ukalele zgodzili się zająć kilkuletnimi dziećmi ich wspólnej znajomej. Ta znajoma naprawdę nie miała co z dzieciakami zrobić, na rodziców nie mogła tym razem liczyć, (zwykle nie mogła na nich liczyć). Nie musiała długo prosić. Smoki chętnie przystały na tę propozycję gdyż nie będąc jeszcze po ślubie nie mieli własnych potomków. 
Myśleli, że będzie fajnie . Zresztą z początku tak było. Ukalele przygotowywała w kuchni pyszne ciasto dla dzieci a Koko Loko bawił się z dzieciakami w Hobbitów. Pozwalał do siebie strzelać z przepychacza do rur i bić się gumowym młotkiem. Nawet dumnie namalował sobie na brzuchu tarczę strzelecką. Chętnie odgrywał rolę złego smoka. I tak czas mijał i mijał. 
Nagle Koko Loko dobiegły odgłosy z podwórka. "trawa krzywo rośnie, ciekawe co za imitacja faceta tutaj mieszka, kto tak krzywo trawę kosi..." Dzieci pobiegły do okna zobaczyć, kto zbliża się do domu smoków. Młodszy Tomek krzyknął: "Gandalf Szary". Na te słowa starsza Małgosia skarciła brata " Ty głupku to przecież tylko nasza babcia Zosia, pewnie przyszła nas już odebrać, szkoda, że tak szybko".

 Istotnie była to babcia Zosia. Ewidentnie była w złym humorze. Skarciła Koko Loko, że przed dziećmi chodzi topless, że zastanawia się czy nie jest to objawem pedofilii. Nie poprzestała tylko na tym. Skarciła Ukalele, że zbyt wyzywająco ubiera się do pracy w kuchni, że sądząc po jej cieście wyszedł jej zakalec. Oboje smoków skarciła, że zamiast dawno się już ożenić i mieć własne dzieci, żyją tak bez ślubu i obrażają dobre obyczaje, że nie właściwie zajmują się jej wnuczętami rozbudzając w nich agresję.

Koko Loko jak to Koko Loko wiele nie myślał, nic nie mówił tylko poszedł do sąsiedniego pokoju i zaczął coś gmyrać w komodzie. Ukalele czuła, że zaraz coś się wydarzy więc poszła za narzeczonym. Dobrze zrobiła bo Koko Loko już znalazł sobie pozycję strzelecką, ubrał sobie gumowe rękawiczki i już mierzył do babci z karabinu. Przestań. krzyknęła Ukalele. Nie przestanę - odparł Koko Loko. Bez babci będzie tym dzieciom lżej na świecie. Truchło o północy zakopiemy w ogródku, nikt jej tam nie znajdzie. Ukalele uspokoiła jednak narzeczonego, powiedziała, że nie mogą tego zrobić, bo sądząc po charakterze babci, będzie po śmierci straszyć w domu i że wtedy już zupełnie nie będą mogli się jej pozbyć ze swojego życia. Koko Loko się uspokoił, pozostał jednak problem co zrobić z babcią. 

Rozwiązanie znalazły dzieci. Młodszy Tomek wyjął z kieszeni swój smoczek i włożył babci do ust. Małgosia tylko dodała, że to jest konieczne bo babcia znów za bardzo gwiazdorzy. Pomachały smokom na do widzenia chwyciły za ręce babcię i opuściły domostwo swoich dzisiejszych opiekunów. 
I tak to było. 

ten post jest moim setnym na tym blogu, więc jest to jakiś mały jubileusz, kto by pomyślał, że będę taki wytrwały. Chciałem, żeby ten post był jakiś bardziej przemyślany, ciekawszy, no i oczywiście musiał być to Koko Loko. Nie wiem jak wam się spodoba ale mi się bardzo podoba to co stworzyłem. Pomysł zaczerpnięty jest z konkursu organizowanego przez mamę balbinkę "Ciotka dobra rada" link tutaj.


wtorek, 8 grudnia 2015

złote myśli z ostatnich 48 godzin

W mojej głowie jest tyle myśli, którymi z wami chciałbym się podzielić, każdy temat według mnie nadaje się na jakieś szersze omówienie, ale wiem, że nie będę w stanie szerzej opisać każdego z tematu więc o każdym wspomnę tylko kilka słów.

Mega sensację przeczytałem wczoraj na telegazecie gdy byłem w domu, ponoć radio RMF FM podało ten news jako pierwszy. Aż dziw, że dziś nie trąbią o tym wszystkie media. Ponoć PIS w styczniu chce głosować nad ustawą rewolucjonizującą polskie więziennictwo. Więźniowie mają mieć zakaz posiadania w celach telewizorów i DVD. Mają też obowiązkowo pracować społecznie, w zamian mają mieć jakieś bonusy w odbywanej karze, krótsza odsiadka itd. Mam nadzieje, że internet też im zabiorą. Ostatecznie mogliby zostawić im telewizor na świetlicy, jeden na całą świetlicę więzienną. Dla mnie to mega sensacja, kogo obchodzi jakiś tam Trybunał i widmo zwolnienia kilku dziadków. Po-wskie "nie da się" przestaje być właśnie aktualne. Myślę, że w ten sposób zwiększyłaby się znacznie liczba osób czytających książki, trzeba pomyśleć o wzbogaceniu więziennych bibliotek. Blogerzy książkowi mogą być zachwyceni, gorzej jednak będzie gdy zapragną dostać się do więzienia by mieć całe wolne dnie na czytanie książek, z drugiej jednak strony gdy zabierze się więźniom internet to brak możliwości podzielenia się ze światem swoimi przemyśleniami po przeczytanej książce może skutecznie przeciwdziałać temu zjawisku. Kolejna myśl to ta, że w końcu odbywanie kary pozbawienia więzienia będzie nieznośne mimo braku stosowania tortur. W końcu kara więzienia może stać się odstraszająca. Trzymam za ten pomysł oba kciuki.

A, że z przestępczością coś trzeba zrobić nikogo nie trzeba przekonywać. Przeczytałem dziś w internecie, że w Łodzi miał odbyć się mecz szczypiornistów w wieku 15,16 lat z Piotrkowa Trybunalskiego chyba i Łodzi. Pech chciał, że mieli zagrać mecz zaraz po skończonym turnieju w piłkę zorganizowanego przez łódzkich kibiców (kiboli). Kibole mocno pobili dzieciaki z Piotrkowa Trybunalskiego w hali sportowej i przed halą. Kibole złamali jednemu żebra, drugiemu skakali po głowie innemu przyfasolili hantlom. Skąd mieli hantle na turnieju piłki nożnej to nie wiem. Najwidoczniej kibol zawsze jest przygotowany na pakowanie hantlami, nawet jak jest na turnieju piłki nożnej. I tak to jest z naszymi kibolami, w walce z dziećmi zdają egzamin, ciekawe jak poradziliby sobie na wyjazdowym meczu z Hidżabem Al Rakka lub z Burką Mosul. Szczerze jestem ciekaw.

Tak w ogóle idąc dziś sobie do pracy to pomyślałem, że blog ma zdecydowaną przewagę nad facebookiem. Też tutaj można  poznać ciekawych ludzi, zainspirować się poglądami i młodych i starych i chłopaków i dziewczyn. To jest piękne i nie ma w tym udawania. Na faceboku wszystko jest sztuczne, ludzie dodają tylko zdjęcia, wybierają zawsze tylko te, które przedstawiają je w korzystnym świecie. Ciekawie jest tylko wtedy, gdy ktoś dodaje według swojego stanu umysłu coś fajnego a tak naprawdę się kompromituje. Na faceboku jest fałsz i sztuczna grzeczność, tutaj jest prawda i szczere poglądy.

A i jeszcze kolejna mega sensacja. Słyszeliście, że Tomasz Lis żalił się na nową władzę i całą Polskę w Niemieckiej telewizji publicznej ARD? Chyba muszę zrobić o tym oddzielną notkę, będzie o znienawidzonym zawodzie dziennikarza.

To wszystko z czym dziś chciałem się z wami podzielić.

Na zdjęciu więzienny smok, smutny, bo wynieśli mu z celi telewizor.

niedziela, 6 grudnia 2015

dwie delmy, promocje, świąteczna gorączka i moje zaskakujące przemyślenia w tym wszystkim


Nie to nie będzie recenzja masła. Tak zwyczajnie musiałem się z wami podzielić odkryciem mojej Natalii. Pewnego razu moja Natalia zagląda w nocy do lodówki i tak patrzy i patrzy, zawiesiła się. Myślałem, że nie może zdecydować się co zjeść a ona przyglądała się opakowaniom maseł (chociaż to chyba nie jest tak naprawdę masło) na zdjęciu. Jedno opakowanie jak widać na obrazku sugeruje, że mieści w sobie 550 g produktu, drugie sugeruje, że ma w sobie 50 g więcej zawartości. Jakże bardzo się zdziwiła i ja zresztą też, gdy okazało się, że delma z wielkim czerwonym napisem nie ma 600 g produktu, mało tego, nie ma  550 g lecz jedynie 500 g. Czyli zamiast sugerowanych 50 g więcej mamy tak naprawdę 50 g mniej. jeżeli chodzi o cenę, to nie wiem czy się różniły, w każdym razie kupiliśmy oba produkty w różnych marketach. No i co z tego, wszyscy wiemy, że reklama kłamie, że często promocje nie są promocjami tak naprawdę lecz często wręcz na promocjach słono się przepłaca. Niby wiemy ale i tak jak widzimy wielki czerwony napis 50 g więcej, promocja - 70%, dostajesz więcej za mniej to głupiejmy i bierzemy to co sugeruje nam reklama. 
Teraz wkroczyliśmy w okres świąteczny, dziś mikołajki, niedługo, Boże Narodzenie, Nowy Rok, czyli masa okazji do kupowania nowych rzeczy, wydawania pieniędzy. Nie dajmy się handlowcom, marketingowcom, myślmy dwa razy za nim wydamy nasze ciężko zdobyte grosze. Niech spryciarze nie zarabiają na naszej naiwności tylko niech kombinują jak ulepszyć jakość produktów. To taki mój mały apel, niby oczywiste ale zawsze powtarzam, że nawet oczywiste sprawy trzeba przypominać i głośno wypowiadać.
Druga część notki to już będzie się tyczyć związków, miłości, uczuć. Wyobraźmy sobie, że Delma 550g to Twój partner, mąż, żona, dziewczyna, chłopak. Od lat korzystasz tylko z tej delmy, bo Ci najbardziej odpowiada i ceną i smakiem i dostępnością. Nagle widzisz na faceboku, w pracy, na ulicy delmę z wielką czerwoną reklamą 50 g więcej no i sobie myślisz. To ta sama delma, tylko jest jej więcej. Myślisz sobie tak, stara delma mi już spowszedniała, nowej jest więcej za tą samą cenę, lepiej wygląda i w ogóle jest atrakcyjniejsza, stara delma nie przynosi kwiatów, nie zabiera do teatru, tylko gapi się w tv albo stara delma nie jest już taka miła, nie uśmiecha się do Ciebie, tylko krzyczy i się złości. Myślisz sobie, że z nową delmą będzie Ci lepiej. Naginasz drogi i idziesz do innego marketu, kupujesz delmę z wielkim czerwonym napisem 50g więcej. Po czasie zdajesz sobie sprawę, że zostałeś oszukany, że jednak stara delma była lepsza ale cóż nie możesz jej już dostać w sklepie bo wszyscy rzucili się na tą nową delmę a starą wycofali ze sprzedaży, nie jest już dostępna do czego i Ty się przyczyniłeś swoim wyborem. Potem to już tylko żal, zgrzytanie zębów, pozostaje tylko wspomnienie po delmie 550g, której nie potrafiło się docenić. Trzeba pamiętać, że z życiem jest jak z promocjami. Trzeba się dobrze zastanowić czy warto skorzystać z promocji zamiast z wypróbowanej już oferty. Trzeba zastanowić się czy warto nadkładać drogi, tracić czas i dać się skusić promocji. Bo o ile powrót do starego dostawcy masła jest łatwo to zmiana partnera zwykle jest już nieodwracalna. 

niedziela, 29 listopada 2015

Koko Loko - -odcinek 8 - Agent 0,7 Koko Loko w służbie pana prezydenta

Dla tych, którzy nie czytali pierwszej części lub zdążyli zapomnieć przypominam. 
Smok Koko Loko (na zdjęciu) przyleciał do naszego pięknego kraju w celach rozrywkowo-zarobkowych. Można by rzecz tak na czasie, że jest imigrantem zarobkowym. Miał udawać smoka Wawelskiego ale interes mu nie wyszedł i trafił do więzienia, po wyjściu z kicia musi szukać innego sposobu na życie w Polsce.  Dodać należy, że ostatnio będąc w centrum handlowym spotkał swoją starą miłość, Ukalele, która zamieszkała w jego domku jednorodzinnym, po niedługim czasie oświadczył się jej (ale jeszcze nie ożenił się z nią).

Koko Loko właśnie zmywał naczynia po obiedzie i miał robić pranie, gdy odebrał telefon od samego pana prezydenta Rzeczpospolitej Polski. Smok został wezwany do pałacu prezydenckiego w trybie natychmiastowym. Wszystkiego miał się dowiedzieć na miejscu.
Koko Loko długo się nie zastanawiał z radością porzucił domowe obowiązki na rzecz swojej narzeczonej Ukalele i wyruszył w drogę. Ukalele oczywiście nie była zadowolona no ale cóż miała począć skoro państwo wzywa, nie mogła protestować.
W gabinecie prezydenta był oczywiście pan prezydent, którego trzymała za ramię dobrotliwie Szara Eminencja.
Prezydent zaczął wyjaśniać powody wezwania smoka do pałacu prezydenckiego.
- Panie Koko Loko, tajny agencie 0,7 sprawa jest niezwykłej wagi. Chodzi o moralność społeczeństwa. Znana pewnie Ci jest sprawa kontrowersyjnej niby sztuki teatralnej, w czasie której aktor porno zapładnia coraz to nowe kobiety niby w imię wolności artystycznej, że niby to sztuka. Aktorzy wypowiadają kilka kwestii z kartki a potem się rozbierają i uprawiają seks w wyniku czego zostaje poczęte dziecko. Niestety lud nie jest najmądrzejszy i to kupił, walą na spektakle drzwiami i oknami, że niby coś nowego, że sztuka. Prawda jest taka, że psuje się społeczeństwo, osłabia kościół katolicki, przemysł porno rośnie w siłę a w dodatku aktorem jest Czech i w związku z tym postępuje  Czechizacja społeczeństwa oraz dzieci mają być utrzymywane z alimentów wypłaconych przez polski a nie czeski budżet. Jednym słowem konieczne jest przegonienie z Polski sodomitów. Nie możemy zrobić tego oficjalnie bo już pojawiają się protesty, że to niby zamach na kulturę, choć z kulturą nie ma to nic wspólnego. Trzeba zrobić to tak aby nikt niczego nie wiązał z rządem. Zrozumiano?
Koko Loko kiwnął głową, że tak i wyszedł z gabinetu prezydenta.

Koko Loko pobrał z magazynu ABW super sprzęt, który był mu potrzebny do wykonania zadania. Śpiewając sobie "TA DA DAM TA DA DAM..." (Mission Inpossible) udał się do teatru w którym po raz kolejny miała zostać wystawiona "sztuka", znalazł sobie odpowiednie miejsce strzeleckie, z którego mógł w odpowiednim momencie oddać strzał w "aktorów "grających na scenie.

Gdy aktorzy już zdążyli wypowiedzieć swoje kwestie i się już rozebrali całkiem do naga Koko Loko wystrzelił w nich specjalne "pieluchopociski", które gdy trafiają w narządy rozrodcze momentalnie pokrywają je trudno usuwalną pianką uniemożliwiającą seks.

Pociski trafiły w cel idealnie, aktor porno trochę tylko zawył z bólu, na szczęście klejnotów mu nie urwało. Spektakl został przerwany. Główny cel misji został osiągnięty.

Dyrektor teatru nakrył jednak Koko Loko i zaczął w jego kierunku krzyczeć, że protestuje, że to zamach na kulturę, swobodę wypowiedzi, że sam wyjdzie na scenę, rozbierze się i uratuje spektakl.

Koko Loko wyjął z kieszeni kolejny super sprzęt, który pobrał z magazynu ABW a mianowicie nożyczki.

Koko Loko obciął włosy dyrektorowi a mógł przecież co innego obciąć. To wydarzenie zamknęło usta dyrektorowi. Argumenty Koko Loko okazały się lepsze od argumentów dyrektora teatru.

Pan Prezydent i Szara Eminencja zadowoleni byli z efektów zamachu na spektakl przeprowadzony przez Koko Loko. Aktor porno został deportowany do Czech. Aktorki Porno trafiły do domów samotnej matki lub wysłane do Czech gdzie mają wystąpić o zasiłki alimentacyjne na przyszłe dzieci. Prezydent zapytał tylko o to jak teraz Polska odwdzięczy się bohaterskiemu Koko Loko. Smok odrzekł z dumą, że takie akcje to robi za 0,7 na może za dwa 0,7. Impreza u prezydenta trwała do rana.

Koko Loko - tajny agent 0,7 pana prezydenta do zadań specjalnych. Ma licencję na chodzenie topless oraz na picie alkoholu w miejscach publicznych. Gdy zadanie wymaga dyskrecji i niesamowitej inteligencji oraz sprawności fizycznej wzywany jest agent 0,7 Koko Loko.

I tak to było. Trochę mnie ostatnio na blogu nie było, miałem przesyt chyba blogosferą ale teraz mam zamiar wrócić z mega wydaje mi się ciekawymi i co najważniejsze kontrowersyjnymi tematami.

wtorek, 10 listopada 2015

Koko Loko - odcinek 7 (krótki) Koko Loko recenzuje film dla dorosłych

Dla tych, którzy nie czytali pierwszej części lub zdążyli zapomnieć przypominam. 
Smok Koko Loko (na zdjęciu) przyleciał do naszego pięknego kraju w celach rozrywkowo-zarobkowych. Można by rzecz tak na czasie, że jest imigrantem zarobkowym. Miał udawać smoka Wawelskiego ale interes mu nie wyszedł i trafił do więzienia, po wyjściu z kicia musi szukać innego sposobu na życie w Polsce.  Dodać należy, że ostatnio będąc w centrum handlowym spotkał swoją starą miłość, Ukalele, która zamieszkała w jego domku jednorodzinnym, po niedługim czasie oświadczył się jej (ale jeszcze nie ożenił się z nią).

Stało się. Koko Loko został przyłapany na oglądaniu filmu dla dorosłych przez narzeczoną. Znając jej podejście do pornografii kobiecej musiał szybko coś wykombinować bo sytuacja groziła nawet rozstaniem.
 Koko Loko powiedział iż oglądał to co oglądał bo chciał napisać recenzję takiego filmu na bloga swojej partnerki Ukalele, zapalonej blogerki książkowej. Cykl recenzji takich produkcji miał w domyśle powiększyć znacznie grono jej czytelników, zwłaszcza o męskich osobników. 
Ukalele pomyślała chwile i zgodziła się, żeby Koko Loko napisał taką recenzję na próbę. Chcąc nie chcąc musiał teraz ją napisać. 
Koko Loko postanowił zrecenzować produkcję filmową pod fikuśnym tytułem " Rozkoszne Podniebienia".
Oto co napisał:
"Rozkoszne podniebienia" - nowa produkcja w gwiazdorskiej, międzynarodowej obsadzie. Możemy zobaczyć w tym filmie gwiazdy znane z innych  hitowych produkcji: Elektrycznego Młota, Tytanowego Nita, Człowieka Strusia czy też Blondynkę BumBum, Pupcię Delux, Karmen Panterkę. Z rodzimych aktorów grają Łysy z Bydgoszczy orz Mysia Cysia z Torunia. Fabuła jak zwykle nie jest skomplikowana. W szkole zjawia się nowa uczennica, zagubiona w nowej rzeczywistości ubrana w białą koszulkę, spódnicę w kratę i podkolanówki. W nowej szkole na szczęście nie braknie uczniów i woźnego, którzy wprowadzą ją w nowe, szkolne realia. Nie braknie też młodziutkich nauczycielek z rozpiętym o jeden za dużo guziczkiem, ciasnym mini i okularami na nosie. Klasyczna fabula, wręcz można by rzecz dobrze oklepana. Szkoda, że z rzeczywistością ma tyle wspólnego co Putinowska propaganda lub wyobrażenia o życiu po śmierci terrorystów z państwa islamskiego. 
Gra aktorska niestety jak na taką megaprodukcję jest bardzo kiepska, dialogi ubogie, na szczęście efekty specjalne ratują tę produkcję łącznie z dźwiękiem, którego realizacja będzie murowanym faworytem w tegorocznych Oskarach. Od strony technicznej film prezentuje się dobrze, żaden widz się nie zawiedzie ale też nie zaskoczy jakimś nieprzewidywalnym układem (men to men). Wyrafinowany widz z pewnością dostrzeże subtelne lecz dodające klasy filmowi wstawki nawiązujące do innych gatunków filmowych: elementy z komedii (zbliżenia na twarze aktorów), fantastyka (uczniowie właściwie zbudowani, starsi od nauczycielek, zawsze wiedzący jak w danej sytuacji się zachować), sensacja ( no bo czy tak naprawdę można, czy tak się da?), horror (brak widocznych zabezpieczeń), dramat społeczny ( uczniowie i nauczycielki i woźny), popularno-naukowy (prawidłowe techniki zbliżeniowe osobników ludziowych - różnopłciowych), edukacja ( tolerancja między osobnikami różnych ras i kultur) Podsumowując, żaden znawca tematyki nie zawiedzie się i będzie to dla niego łatwym i przyjemnym tematem, który jednak nie zostaje na długi czas w głowie. Jednym zdaniem, kawał dobrego kina.

Ukalele uważnie czytała tekst Koko Loko. Niektóre fragmenty czytając dwukrotnie i trzykrotnie. Popatrzyła na Koko Loko na tekst i jeszcze raz na Koko Loko. Stwierdziła, że jednak cykl o filmach erotycznych nie pojawi się na jej blogu nawet za cenę mniejszej popularności bloga. Wypomniała smokowi jeszcze tylko zdanie, które napisał w recenzji:
"Szkoda, że z rzeczywistością ma tyle wspólnego co Putinowska propaganda lub wyobrażenia o życiu po śmierci terrorystów z państwa islamskiego. "
Nie było tłumaczenia, że nie myślał co pisał, że co innego myślał a co innego napisał.  Koko Loko musiał iść po kwiaty i czekoladki na przeprosiny, zobowiązać się do masowania jej stóp przez tydzień oraz spania na kanapie przez tydzień i ze szlabanem na telewizje. Mogło być jednak znacznie gorzej. Zagrożenie utraty życia zostało na szczęście oddalone. 
I tak to było

Miał powstać zupełnie inny tekst o przygodach Koko Loko, ale miałem natchnienie i wyszło to co wyszło. Odnośniki do wcześniejszych odcinków można znaleźć w zakładce Smok Koko Loko.






środa, 4 listopada 2015

z cyklu znienawidzone zawody: aktorzy i aktorki porno

Tak, tak to nie pomyłka dziś będzie o tym jak bardzo nienawidzimy aktorek i aktorów porno.
Natchnieniem do napisania tej notki była obserwacja tego jak bardzo jedna z moich notek, pomimo, że była opublikowana już prawie rok temu, tzn 10 grudnia 2014 r.  jest popularna i nie ma tygodnia, żeby nie zajrzało do niej 100 osób. Chodzi o notkę gdy Twój facet ogląda porno. Ciekawe jest nie tylko to, że notka wciąż jest popularna ale również hasła po jakich znajdowany jest mój post. Podam kilka tylko najciekawszych tekstów wpisanych w google: "co oznacza kiedy mój mąż ogląda porno", "co zrobić żeby facet nie oglądał porno", "czy jeśli facet ogląda porno to zdradza", "brzydka żona a oglądanie pornografii", "jak ukarać faceta, który ogląda porno", "czy jest jakiś facet, który nie ogląda porno", "faceci oglądają porno", "czy to normalne, że facet ogląda porno". 

Sądząc po wpisach, po których znajdowany jest mój artykuł wysnuwam kilka wniosków. Kobiety są bardzo zaniepokojone, wręcz czują się zagrożone gdy przyłapią swojego faceta, ale nie tylko faceta, nieraz syna lub innego przedstawiciela męskiego rodu, gdy ten oddaje się lubieżnym czynnościom oglądactwa. Część kobiet wręcz traktuje takie uczynki jak zdradę, zastanawia się czy taki samiec nie ma zaburzeń psychicznych. Czasami idzie to w drugą stronę i kobiety się same obwiniają tym, ze nie są wystarczająco atrakcyjne i dlatego ich partner ucieka od nich w pornografię. Zastanawiam się tylko co miała na myśli osoba, wpisująca hasło "faceci oglądają porno", czy chodziło jej o grupowe, biesiadne oglądania porno?

Przejdę teraz do głównej myśli tego postu. Uważam, że nie przepadamy za przemysłem pornograficznym a zwłaszcza za aktorami i aktorkami porno. Kobiety nie szanują tego zawodu głównie dlatego, że w ogóle są przeciwne pornografii, uważają to albo za grzech i to ciężki lub traktują oglądanie niecnych treści jako zdradę partnera. Wszystkie panie przecież chciałyby, żeby ich partnerzy myśleli tylko o nich, w sferze seksualnej również a może zwłaszcza w tej sferze. Gdy przyłapią partnera pojawia się w nich wątpliwość czy są wystarczająco ładne, czy w sferze erotycznej w związku jest wszystko ok i czy kolejnym krokiem partnera oglądacza nie będzie zdrada lub odejście do innej kobiety. Za te wszystkie wewnętrzne niepokoje kobiety obarczają albo siebie albo partnera, zdarza się również, że negatywne emocje kierują w stronę pań lekkich obyczajów, do których aktorki porno się zaliczają. Te przecież psują im biznes, robią bez wstydu to czego zwykłe kobiety nie chcą, kuszą i psują facetów, którzy przecież mogą domagać się takich wyuzdań i wygibasów od swoich partnerek w życiu prywatnym. Po za tym zarabianie tyłkiem to nie jest godna, uczciwa praca toteż kobiety zarabiające w ten sposób nie zasługują na szacunek. Podejrzewam, że spora większość kobiet tak uważa.

Tak w ogóle teraz sobie myślę, że słowo aktor, aktorka porno to słowa bardzo na wyrost. Słowa: aktor, aktorka sugerują jakbyśmy mieli do czynienia ze sztuką, kulturą, kolejne słowo: akt pornograficzny, no kto to to wymyślił takie nazewnictwo, jaki akt toż to nic nadzwyczajnego, coś co się dzieje jak to, że musimy jeść, pić, spać i oddychać. Chyba, że chodzi o skojarzenie takich produkcji z teatrem, scenariuszem. Chociaż, ja uważam, że rzeczy należy nazwać po imieniu aktorzy porno to nie są żadni aktorzy tylko prostytutki, którzy oddają swoje ciała za pieniądze, od zwykłych prostytutek różni ich tylko to, że oddając swoje ciała oddają również swój wizerunek. Chociaż z drugiej strony trzeba przyznać, że są dobrzy w tym co robią i jakby nie patrzeć wskazuję pewne trendy i cele do których dążymy. Podejrzewam, że gdyby nie filmy, gazetki i inne obrazy utrwalające stosunki seksualne życie erotyczne społeczeństwa byłoby mniej wymyślne.

Teraz pora na Panów. Za co panowie nie lubią aktorów i aktorek porno. Tak po głębszym zastanowieniu wydaje mi się, że jednak z tych samych powodów co kobiety. Fajnie się ogląda, fajnie się marzy ale nikt z rozsądnie myślących facetów będących w związku, nie chciałby za kolegę mieć aktora porno, który mógłby jakoś tam kusić naszą połówkę, tak naprawdę aktorki porno też nikt nie chciałby za koleżankę a już na pewno nie za żonę. Nie wyobrażam sobie mieć koleżanki z pracy będącej jednocześnie aktorką porno, podejrzewam, że takiej osobie nie chciałoby się pracować a i tak pewnie mogłaby awansować dzięki walorom nie związanym z obowiązkami pracowniczymi. Wkurzałby mnie pewnie tez język, luz aktorów porno. Ciągle to ku..., ch..., pier.... i swobodne używanie nazw żeńskich i męskich narządów płciowych. O żonie aktorce porno to już wspominać chyba nie muszę, z jednej strony byłyby obawy czy potrafi się sprostać oczekiwaniom takiej aktorki, z drugiej strony pojawiałyby się obawy o wierność. Zastanawiałbym się też o wychowanie wspólnego potomstwa, jaki wpływ miałaby na dziecko matka, aktorka filmów dla dorosłych. Przyznać jednak muszę, że w jednym żal mi aktorów porno. Nie wiem czy zauważyliście, ale o ile twarze aktorek są często pokazywane, ich emocje itp to już aktorzy porno są dyskryminowani, zwykle widać tylko ich narządy. Nie to żebym tęsknił za oglądaniem twarzy facetów podczas aktów uniesienia ale jednak jest to jakaś nierówność, nie prawdziwość przekazu I nie wiem czy dla dobra ogółu, pokazywania rzeczywistości w sposób obiektywny związki zawodowe nie powinny się tym zająć. Może w ten sposób spadłaby też oglądalność takich treści.

Tak podsumowując, wydaje mi się, że obie płcie nie przepadają za realnymi relacjami z aktorami porno chociaż pewnie chcieliby mieć partnera czy partnerkę z możliwościami w tej sferze takimi jakie są prezentowane w produkcjach z gatunku xxx.

O ile większość kobiet w ogóle nie akceptuje porno, to mężczyźni lubią sobie czasem popatrzeć chociaż wcale nie musi to oznaczać, że mają ochotę na zdradę czy kontakt z podobnie zachowującą się kobietą. Prawdopodobnie wszyscy myślą o swoich partnerkach. Nie chodzi też absolutnie o wygląd partnerek, większość aktorek porno jest przeciętna jeżeli je ubrać, czasami wręcz brzydka, po prostu działa zasada co nagie to atrakcyjne, może tez chodzi o przebieranie nogami. Nie wiem. W każdym razie uważam, że i kobiety i mężczyźni nie tolerują aktorów porno, nie chcieliby ich mieć za znajomych.

Konkluzja jest taka, że lubimy sobie popatrzeć na porno tak jak się patrzy np. każde inne kino ale nie koniecznie aprobujemy takie zachowanie w życiu codziennym, wręcz nie aprobujemy.

czwartek, 29 października 2015

Gry planszowe - czy moda na taką rozrywkę minęła bezpowrotnie czy może właśnie wraca.

Nie dawno miałem okazję mieć w pracy kontakt z młodą osobą, która postanowiła stworzyć w moim mieście nowy lokal, w którym można będzie porozmawiać ze znajomymi, napić się, pewnie z czasem coś zjeść. Zwykły bar, kawiarnia jakich wiele. To co jednak mnie zaskoczyło to to, że właściciel tego nowego lokalu chce się wyróżnić spośród wielu tego typu działalności udostępnieniem klientom możliwości zagrania w najnowsze gry planszowe. Nie chodzi tu o gry, typowe dla dzieci ale gry, przy których miło mogą spędzać czas i starsze osoby.
I tak zacząłem się zastanawiać się czy tego typu gry w erze cyfryzacji, wszechdostępnego Internetu i szybkich komputerów mogą jeszcze dziś być atrakcyjne dla współczesnego człowieka. Pamiętam, że będąc dzieckiem grało się z bratem w Chińczyka, warcaby, do tego typu gier zaliczyłbym też karty. To była świetna zabawa, przynajmniej wtedy mi się tak wydawało. W czasach obecnych zdarza mi się namiętnie grać z Natalią w Eurobiznes lub trochę rzadziej gdy spotkamy się z jej znajomymi w gry przeznaczone dla par, w których można popisać się wiedzą, umiejętnością kojarzenia.
Z moich spostrzeżeń wynika, że gry planszowe to jest zupełnie inna rozrywka niż gry komputerowe, telewizyjne. Zdecydowanie gry planszowe są bardziej społeczne, poprawiają a wręcz zacieśniają relacje między grającymi, ułatwiają rozmowę. Nie znam tego typu gier, w których da się grać samotnie. Mimo, że w grach telewizyjnych również można grać ze znajomymi to jednak, człowiek grając musi non stop gapić się w ekran, żeby grać skutecznie, nie może między czasie nic zjeść, napić się, porozmawiać, musi być non stop skoncentrowany na tym co się dzieje na ekranie bo inaczej przegra. Zupełnie inaczej jest w grach planszowych. Poza tym wydaje mi się, że gry telewizyjne, komputerowe wzmagają w człowieku agresję, napięcie, obawę przed okazaniem się gorszym, zupełnie inaczej jest w grach planszowych, w których nie do końca chodzi tylko o wygraną, ale też o styl w jakim się to robi oraz też, o to czy z klasą przyjmuje się porażkę.
Wszystko to co wymieniłem przemawia na korzyść gier planszowych. Są jednak też minusy, wydaje mi się, że gry planszowe szybciej się nudzą, nie są tak atrakcyjne graficznie, no i jednak zwykle schodzi trochę czasu zanim wszyscy gracze poznają zasady gry, co czasami może być bardzo zniechęcające. Każdy przecież chciałby od razu zasiąść i grać a nie łamać mózgownicy po to żeby zrozumieć zasady gry zwłaszcza, wtedy gdy czas na spotkanie jest ograniczony.
Wracając do innowacyjnego pomysłu przedsiębiorcy o przyciąganiu klientów do lokalu możliwością pogrania w gry planszowe trochę powątpiewam w to czy taki zabieg faktycznie zwiększy liczbę klientów, z pewnością jednak nie zaszkodzi. Osobiście naszła mnie ochota na zakup jakiejś nowej gry planszowej, bo gra w Eurobiznes już mnie nie ekscytuje. Zauważyłem, że na pułkach sklepowych jest coraz więcej dostępnych gier, zwłaszcza duży wybór jest w grach firmy TREFL. W sklepach internetowych też można wybierać spośród bardzo wielu propozycji. Niestety ceny są bardzo wysokie, przynajmniej w moim odczuciu. Kwoty w przedziale od 50 zł do 150 zł za pudełko z tekturową planszą, papierowymi kartami, plastikowymi lub drewnianymi pionkami, kostkami i pomysłem na grę to stanowczo za dużo. No ale może taka jest strategia firm oferujących takie produkty. Pewnie wychodzą z założenia, że i tak nie ma możliwości masowej sprzedaży gier to przynajmniej zastosują dużą marżę. Teraz się zastanawiam się czy nie zrobić jakiejś gry planszowej w której bohaterem byłby mój Koko Loko, który w grze musiałby wymigiwać się od obowiązków domowych a drugi gracz Ukalele miałby za zadanie przymusić go do wykonania domowych prac.
Tak na serio myślę o zakupie jakiejś gry planszowej ale o ile natrafię na jakąś ofertę z sensownie obniżoną ceną do 30, 50 zł.

Ogłoszenia parafialne: przepraszam za moją dłuższą nieobecność, miałem problemy z laptopem a i też bardziej skupiłem się na pracy. Postaram się nadrobić zaległości blogowe do końca tygodnia. Pojawi się dziś też ankieta odnośnie mojego ulubionego tematu czyli Koko Loko.

piątek, 23 października 2015

Dziś już takich mężczyzn nie ma - przemyślenia na temat życia

I stało się. Blogowa rzeczywistość mnie powoli lecz nieodwracalnie zmienia. Czytając dziś na jednym z blogów o przepisie na szybkie, zdrowe ciastka owsiane zapragnąłem je zrobić sam z nieprzymuszonej woli. I zdziwiłem się czemu zachciało mi się samemu zrobić ciastka? Jakieś to takie dziwne uczucie miałem w pracy oczekiwania kiedy będę mógł wyjść z pracy i zabrać się za pieczenie, takie uczucie jak czasami ma się czekając na jakieś ważne dla nas wydarzenie, np mecz w piłkę nożną reprezentacji.
 To nic, że nie mam żadnego doświadczenia w pieczeniu, pomyślałem, że dam rade sam zrobić coś dobrego i że może moja Natalia przychodząc z pracy ucieszy się na widok owsianych ciasteczek. Chociaż znając rzeczywistość wracając o 21 walnie się tylko na łóżko.

I robiąc te ciastka pomyślałem sobie, że ja już należę do nowej generacji mężczyzny, dzielącym się obowiązkami z partnerką, myślącym bardzo podobnie do kobiety, traktującym ją jak kumpla a nie jak obiekt z którym się spotyka tylko na seks.  Bliżej mi coraz bardziej do coraz częściej widzianych na ulicach tatuśków pchających wózek, zawożących dzieci na dodatkowe lekcje, gotujących i robiących zakupy na obiad, których żony zarabiają więcej od nich i dla, których nie jest to powodem do wstydu.

Chociaż w głowie mam jakiś sentyment do starego typu mężczyzny, który nawet będąc z kobietą jest tak naprawdę sam, mężczyzny, którego jednymi przyjaciółmi są butelka, papierosy, narkotyki i wierny pies nigdy kot, mężczyzny, który odjeżdża samotnie ku zachodowi słońca i nie wie kogo jutro spotka, mężczyzny, który nie bierze leków nawet gdy jest chory i umiera na zawał, raka czy inną chorobę zanim zdoła się zestarzeć, mężczyzny, który od kobiety oczekuje tylko seksu a nie rozmowy, mężczyzny, który zaczyna rozmawiać z potomstwem, gdy to dopiero się usamodzielni, mężczyzny, który żyje tylko na kawie, mięsie i wódce tudzież piwie.
I tak przypomniał mi się taki autor Charles Bukowski, autor uwielbiany przez mojego brata, serial Californication i postać grana przez Davida Duchovnego i trochę jeszcze mój Koko Loko czerpiący co nieco z tych dwóch źródeł. Mam do takiego życia jakiś sentyment tzn wiecznie niezadowolony
z życia, zblazowany, użalający się nad sobą facet, robiący wielkie rzeczy, nie dający się wodzić nigdy żadnej kobiecie za nos.

To nie to, że chciałbym taki być, wydaje mi się, że dopuszczenie do swojej psychiki kobiety nie jest złe, że razem można jednak efektywniej żyć. Nowy typ faceta jest zdecydowanie bardziej szczęśliwy ale z drugiej mniej twardy, ze względu na utratę części wolności, nie potrafiący sobie już sam poradzić w życiu. Nie to, że tęsknię ale podziwiam takie życie, dostrzegam plusy.
To tylko taka refleksja po mężczyznach, którzy już odchodzą i nie wrócą już nigdy, no chyba, że wrócą w wydaniu muzułmańskim.

a tak z ogłoszeń parafialnych dodałem na swojej stronie zakładkę gdzie można znaleźć wszystkie odcinki o Koko Loko. Na zdjęciu moje całkiem takie sobie własnoręcznie upieczone ciastka owsiane.

poniedziałek, 19 października 2015

Smok Koko Loko - odc. 6 - Koko Loko na spowiedzi

Dla tych, którzy nie czytali pierwszej części lub zdążyli zapomnieć przypominam. 
Smok Koko Loko (na zdjęciu) przyleciał do naszego pięknego kraju w celach rozrywkowo-zarobkowych. Można by rzecz tak na czasie, że jest imigrantem zarobkowym. Miał udawać smoka Wawelskiego ale interes mu nie wyszedł i trafił do więzienia, po wyjściu z kicia musi szukać innego sposobu na życie w Polsce.  Dodać należy, że ostatnio będąc w centrum handlowym spotkał swoją starą miłość, Ukalele, która zamieszkała w jego domku jednorodzinnym, po niedługim czasie oświadczył się jej.

Koko Loko jak co dzień rozmawia z mamą przez telefon.
Tak mamo, ciepło się ubieram, nie jestem przeziębiony, Ukalele co prawda nie gotuje tak jak Ty, nie chce robić mi na obiad schabowego z ziemniaczkami ale dobrze, że w ogóle jest obiad, dziś był np. makaron ze szpinakiem w sosie serowym. Wiem, że nie dałabyś mi coś takiego na obiad ale nie jest najgorsze. Tak w ogóle czasem obiad przesoli, nie może Ci dorównać w kuchni ale no cóż ideał może być tylko jeden. Nie martw się o mnie, wiem, że zasługuję na lepszą kobietę, ale ją kocham i w ogóle nie jest tak źle jak mówisz. Wiesz mamo, że miłość jest ślepa.
Ukalele podsłuchała rozmowę Koko Loko z mamą i jak zwykle miała o te rozmowy pretensje do niego. No nie ja nie wytrzymam, kto to słyszał, żeby dorosły mężczyzna dzwonił do matki co dzień, i jeszcze takie bzdury wygadywał na swoją narzeczoną. Ty maminsynku. W ogóle jak tak źle gotuje to może zamieszkaj z mamusią a nie ze mną. Będzie Ci gotowała, prała i może nawet będziesz mógł spać z nią w jednym łóżku.
Nie przesadzaj - bronił się Koko Loko. Nie wiem co złego widzisz w tym, że zadzwonię do mamy na pięć minut dziennie i zapytam co u niej słychać, czy jest wszystko dobrze, czy jest zdrowa i jeszcze jak powiem jakieś dobre słowo.
Ukalele jeszcze bardziej się nakręciła - bo kłamiesz, bo nie rozumiesz moich potrzeb. Jesteś złym smokiem, nie taki byłeś jak Cię poznałam. Jesteś egoistą, nie szanujesz mnie, pijesz, palisz, cwaniaczysz, nie troszczysz się o mnie, nie przynosisz kwiatów, chyba, że coś przeskrobiesz. Nie wiem czy nie powinnam w tej chwili opuścić tego domu.
Smok wystraszył się nie na żarty i wiedział, że każde kolejne jego słowo musi być dobrze wyważone, wiedział bowiem, że tym razem jego partnerka nie żartowała. Koko Loko przyznał się, że nie jest ideałem ale, że chce się zmienić, zaproponował, że pójdzie do spowiedzi, wyspowiada się z całego życia i że zmieni swoje postępowanie.
 Ukalele zgodziła się na tę propozycję. Koko Loko cały tydzień robił rachunek sumienia a Ukalele umówiła go na szczerą spowiedź ze swoim zaufanym spowiednikiem.

Nadszedł ten dzień, dzień spowiedzi. Koko Loko podreptał w stronę wskazanego przez Ukalele kościoła.

Przyznam się, że nigdy nie byłem na spowiedzi, chociaż od kiedy jestem w Polsce co tydzień jestem na niedzielnej mszy - rozpoczął akt oczyszczenia Koko Loko.
Zacznę od grzechów najcięższych.
Nie dość, że nie głosowałem w ostatnich wyborach na PIS to głosowałem na Tuska a jeszcze wcześniej głosowałem na LSD, tzn SLD.
Popierałem aborcję feministek, do czasu kiedy okazało się, że to niemożliwe. Przez jakiś czas byłem za tym, żeby przyznać prawo partii SLD do eutanazji, ale jak okazało się, że nie chcą tego zrobić sobie tylko innym to przestałem na nich głosować.
Nie miałem nic przeciwko zapłodnieniu in Vitro, chociaż zawsze preferowałem naturalne sposoby.
Co do homoseksualistów to jestem tolerancyjny tzn uznaję biseksualne kobiety, chociaż wiem, że to ciężki grzech i że ich też nie powinienem tolerować.
Jeżeli chodzi o ideologię gender to nie widzę nic w niej złego zwłaszcza jak widzę księży paradujących w sukienkach.
Smoku przestań. Zdenerwował się ksiądz, co ty mi tutaj pitu, pitu o duperelach. Trochę nasłuchałem się skarg na Twój temat. Powiedz mi Ty lepiej o Twoim alkoholizmie, zamiłowaniu do palenia, obnażaniu się publicznemu i zaczepianiu obcych kobiet, rozbojach.
Wie ksiądz, jak słuchałem tego co mówią księża to myślałem, ze to najważniejsze moje grzechy. Co do alkoholizmu, nie jestem nim. Ksiądz może nie wie ale ja muszę pić, żeby mój organizm zamieniał procenty na ogień, palenie też jest konieczne, żeby nie zgasł wewnętrzny płomień. Ksiądz wie, że smok który nie może ziać ogniem to nie jest smok. To prawda chodzę bez koszulki bo każda koszulka pęka na moim brzuchu, odpadający guzik z takiej koszulki mógłby komuś zrobić krzywdę, po za tym mam zaświadczenie od lekarza, że koszulki uciskają mi skórę i powodują wewnętrzne obrażenia. Co do kobiet owszem, czasem to i owo powiedziałem czy chociaż zagwizdałem do jakiejś tam co przechodziła obok mnie, ale na tym zawsze się kończyło.  Chodziło o to, żeby uświadomić kobietom jak powinny wyglądać, jak powinny się ubierać. Gdy przechodziła obok mnie jakaś tam feministka to nigdy słowa nie powiedziałem, ani słowa. Teraz już w ogóle tego nie robię, gdy okazało się, że jest to nieobyczajne zachowanie, w moim starym kraju to nie było karane a wręcz nawet wskazane zachowanie. Jeżeli chodzi o rozboje to nie jest tak do końca. Niech mi ksiądz powie, czy okradzenie kogoś kto wcześniej nas okradł to tez jest kradzież? Jeżeli komuś zrobiłem krzywdę to tylko w ramach stanu wyższej konieczności albo w obronie własnej. Czy to grzech?
Ksiądz się zamyślił na chwilę, nie odpowiedział ale zadał kolejne pytania. A co z cudzołóstwem, zabezpieczaniem się i onanizowaniem.
Onanistą nie jestem, jak śpię to rączki mam zawsze na kołderce.
Ksiądz nie dowierzał więc smok się przyznał, czasem coś tam sobie oglądałem w Internecie, bo uważam, ze to lepsze niż łażenie, błaźnienie się i proszenie kobiet. Nawet uważałem, że mężczyzna ma prawo gdy jego partnerka wymiguje się od tej kobiecej powinności do tego typu zachowania, żeby nie doszło do nieszczęścia teraz jak już jestem starszy jednak uważam inaczej. W takiej sytuacji trzeba zmienić partnerkę i po sprawie.
Przyznaję się, że nie jestem święty i czasem było tam jakieś figo fago ale nie stosowałem nigdy żadnego zabezpieczenia poza kalendarzykiem, który starannie zawszę prowadzę.
Ksiądz się wkurzył - ale to nie Ty masz prowadzić kalendarzyk tylko Twoja partnerka, najlepiej żona.
Smok się zamyślił po czym odpowiedział, w takim razie nie mam tu grzechu, nie stosowałem w takim razie żadnego zabezpieczenia.
Smok przyznał się także do tego, że żyje w nieformalnym związku. Powiedział, że to bardzo ciąży mu na sercu i że nawet chciał oddalić od siebie partnerkę, żeby nie grzeszyć wspólnym zamieszkaniem jednak zaniechał tego, bo ona tak go kusiła po pierwsze a po drugie znając jej rodziców nie chciał jej do nich odprawiać, bo tam nie miałaby normalnego życia.
A zdrady? Zdradzasz swoją partnerkę, kiedy się ożenicie w końcu?
Koko Loko powiedział, że nigdy jej nie zdradził, że zawsze był wierny i że nawet nie pomyśli o innej. I że ożenią się bo są zaręczeni ale sam jeszcze nie wie kiedy.
I tak rozmowa księdza z Koko Loko trwała długo. Ksiądz raz po raz to się uśmiechał, denerwował, czerwienił, ocierał pot ze swojej łysej głowy. W końcu Koko Loko opuścił mury kościoła.

Nie długo po zakończonej rozmowie Ukalele umówiła się ze spowiednikiem Koko Loko wieczorową porą w miejscu nie budzącym wątpliwości. Spowiednik Koko Loko nie był wyświęconym sługą Bożym a jedynie starym agentem UB, towarzyszem Urbanem. Agent Urban wręczył Ukalele nagraną rozmowę ze spowiedzi Koko Loko za stosowną opłatę. Ukalele w końcu mogła poznać tajemne myśli swojego partnera.

Ukalele była strasznie wkurzona po odsłuchaniu rozmowy. Co to za głupoty, musi pić alkohol i palić papierosy, żeby ogień mu w środku nie zgasł co za brednie, nie nosi koszuli bo nie chce zabić odpadającym guzikiem przypadkowej osoby, masakra. Chciał mnie odprawić ze swojego domu, żeby nie grzeszyć, już ja się z tobą policzę Ty cwaniaku. Przynajmniej mnie kocha i jest mi wierny. No ale to za mało, jeszcze Cię przerobię po swojemu, będziesz potulny jak baranek, draniu.

Koko Loko oczywiście zorientował się, że nie ma do czynienia z księdzem tylko z agentem Urbanem,o którym posiadał jakieś informacje, a że smok ma pamięć fotograficzną, od razu go sobie przypomniał. Dlatego też spowiedź wyglądała jak wyglądała. Smokowi nie dało rady GRU, KGB, Mosad, FBI, CBA, ABW to i intryga uknuta przez Ukalele i agenta Urbana nie mogła się udać. Na szczęście zaistniała sytuacja zażegnała na jakiś czas konflikt między parą smoków.

I tak to było. Zachęcam do poznania wcześniejszych przygód smoka Koko Loko tych, którzy jeszcze tego nie zrobili. Ponieważ w ankiecie padł remis, postanowiłem sam zdecydować, który odcinek ma się pojawić.
Z uwagi na brak czasu, na komentarze do poprzedniego postu odpowiem w późniejszym lecz nieodległym terminie.

piątek, 16 października 2015

kolejne wyzwanie blogowe LBA

Trafiło we mnie kolejne wyzwanie blogowe LBA, czyli wiadomo, ktoś mi zadaje pytania, ja na nie odpowiadam i zadaje pytania kolejnym nominowanym osobom. Tym razem nominowała mnie Sport to pestka, której serdecznie dziękuję za nominację.
 Oczywiście jak zawsze wyzwanie przyjmuje i jak zawsze nie nominuję nikogo dalej. Nie każdy lubi takie nominacje a ja nie chcę z tego powodu się narazić nikomu, jest tyle innych sposobów aby kogoś zdenerwować. 
Swoją drogą czy tylko mi skrót LBA kojarzy się z nazwą narkotyku albo chociaż dopalacza? Jak słyszę LBA to zawsze pierwsze co mi przychodzi do głowy to narkotyki. 
Dobra odpowiadam na pytania, przyznam, że pytania sprawiły mi mały kłopot.


1. Czy masz jakąś ksywę? Pseudonim? Jeśli tak, to jaką?

W szkole miałem wiele przezwisk, żadnego nie lubiłem chociaż nie były takie najgorsze, akceptowałem tylko to jak ktoś zwracał się do mnie używając zdrobnienia mojego imienia. Dlatego też nie zdradzę swoich przezwisk, obawiam się też rozpoznania, a ten blog póki co nadal ma być anonimowy.
2. Który ze znanych Polaków jest dla Ciebie największym idolem/motywacją i dlaczego?

Nie uznaję autorytetów, idoli bo nie ma ludzi idealnych, wytyczam własną drogę. Owszem zdarza mi się podziwiać różne osoby ale nie chcę być ich ślepym naśladowcą ale wzorować się na tym, czerpać od nich to co w nich jest lub już było najlepsze. Wydaje mi się, że takim wzorem z którego śmiało mogę czerpać jest np. Jan Paweł II, Piłsudski a z żyjących jeszcze to Kaczyński.
 
3. Kogo cenisz ze znanych ludzi z zagranicy i dlaczego?

Ok przychodzi mi do głowy Merkel, za to, że trzęsie całą Europą, obrażając i upominając połowę z niej a przy tym skutecznie realizuje politykę służącą głównie jej państwu albo Messi, facet gra w piłkę jakby był z innej planety. Messiego bardziej cenię.

4. Które części ciała lubisz w sobie najbardziej?

Kiedyś gdy trochę ćwiczyłem, lubiłem patrzeć bardzo na swoją klatkę piersiową, ale to dawno było, teraz to już mogę czarować się swoimi oczami lub podbródkiem tylko.
 
5. Które cechy pozytywne lubisz w sobie najbardziej?

Łagodność, ale też niezwykłą umiejętność znajdowania złotego środka, najlepszego rozwiązania w sytuacji gdy mogę się odprężyć i przemyśleć wszystko na spokojnie.
 
6. Dokończ – Sport to...

... zdrowie, odpoczynek, rozrywka, styl życia.

7. Najpiękniejszy film, który polecasz.

"Rob Roy" Nie wiem czy jest to najpiękniejszy film, ale z pewnością jest przepełniony wartościami, które cenię sobie w ludziach. Jest tam honor, oddanie, miłość, wybaczenie, zrozumienie, kochający ojciec rodziny - rolnik, zamieniający się w mordercę tych, którzy zagrażają jego rodzinie, mordowanie zasługujących na to złych ludzi, nie poddawanie się, walka, nie podążanie za łatwiejszymi wyborami. Są i motywy współczesne : gender (faceci w spódnicach), wolność (brak bielizny), polityka taka sama jak od wieków.

8. Jaka jest Twoja ulubiona pora roku i dlaczego?

Zdecydowanie pachnąca kwiatem, bzycząca owadami, zielona wiosna.
 
9. Jakie masz cele, które chcesz osiągnąć w przyszłości?

Ożenić się, spłodzić synów i córkę tatusia, zarabiać wystarczająco dużo by wybudować dom i utrzymać całą tą gromadkę oraz cały czas podtrzymywać zachwyt i zauroczenie we mnie mojej kobiety. 
 
10. Kraj, który bardzo chcesz odwiedzić, to…? Bo…?

Kiedyś marzyłem o odwiedzeniu Japonii, bo miałem etap w życiu zachwytu japońskim komiksem ale już mi to minęło i nie pragnę odwiedzić żadnego kraju. 
 
11. Co jest Twoją największą pasją?

Nie mam jednej pasji, co najwyżej na jakiś czas jedna pasja bierze górę nad drugą, dziś moją największą pasją jest Natalia, zaraz po niej blog.  

To byłoby na tyle. Jak napisałem już. Nie nominuję nikogo, chociaż nie zarzekam się, że kiedyś tego nie zrobię. Proszę o głosowanie w ankiecie na kolejny odcinek o Koko Loko, jest remis a rozstrzygnięcie jakieś być musi.

wtorek, 13 października 2015

loteria paragonowa - kilka słów o akcji i moje zdanie na jej temat

Pewnie część z was już wie, że 1 października ruszyła w naszym kraju organizowana przez Ministerstwo Finansów Loteria Paragonowa. Loteria w domyśle ma zachęcić obywateli do upominania się o paragony podczas robionych zakupów, chodzi też o uświadomienie Polakom, że nie zapominanie o paragonach na zakupach służy walce z nieuczciwą konkurencją i powoduje, że więcej pieniędzy trafia do budżetu państwa.

Loteria przewidziana jest na 12 miesięcy, co miesiąc w losowaniu emitowanym w telewizji regionalnej losowany ma być Opel Astra oraz laptopy i tablety a raz na kwartał dodatkowo Opel Insygnia losowany spośród paragonów dokumentujących zakupy w jednej z czterech branż. Co kwartał ma być premiowana inna branża. Tymi branżami są: usługi fryzjerskie i kosmetyczne, prywatna praktyka lekarska i dentystyczna, konserwacja i naprawa samochodów oraz sprzedaż detaliczna części do samochodów a także restauracje i inne placówki gastronomiczne, przygotowywanie i podawanie napojów. W tym kwartale premiowaną branżą są usługi fryzjerskie i kosmetyczne. Czyli jeżeli ktoś zarejestruje na stronie ministerstwa finansów w tym kwartale paragon z salonu fryzjerskiego lub kosmetycznego będzie dodatkowo brał udział w losowaniu Opla Insygni. Nie trudno zauważyć dla kogoś, kto zajmuje się podatkami, że premiowanymi branżami są te, w których prowadzenie działalności gospodarczej wymaga obowiązkowo posiadania kasy fiskalnej od 1 stycznia 2015 r.

Żeby wziąć udział w losowaniu nagród należy na stronie internetowej www.loteriaparagonowa.gov.pl zarejestrować paragon fiskalny dokumentujący zakup za co najmniej 10 zł. Można rejestrować dowolną ilość paragonów, tym samym zwiększając swoją szansę na wygraną.  

I to tyle jeżeli chodzi o suche fakty dotyczące tej loterii. Pora na moja ocenę akcji. 

Po pierwsze wydaje mi się, że jak na państwo Polskie nagrody są dość liche. Jeden samochód na miesiąc i parę laptopów oraz tabletów - takie nagrody może przystoją średniej wielkości firmie ale już nie koniecznie państwu Polskiemu. Wydaje mi się, że już w takim programie "Śmiechu warte" nagrody były lepsze, pamiętam, że można było wygrać nawet mieszkanie czy dom. Chociaż z drugiej strony czytałem, gdzieś, że zarejestrowano już ponad milion paragonów, więc może wcale więcej nie trzeba by osiągnąć cel loterii paragonowej a cel jest naprawdę ważny. 

Wydaje mi się, że obok wyprowadzania pieniędzy za granicę w podatku dochodowym oraz wyłudzeniach podatku VAT, nieewidencjonowanie sprzedaży jest największym problemem polskiego systemu podatkowego. Jeżeli sprzedawca nie zarejestrował sprzedaży na kasie fiskalnej udowodnienie mu tej sprzedaży graniczy z cudem. Taki sprzedawca może skutecznie bronić się, że tej sprzedaży nie było, co skutkuje tym, że nie płaci od tej sprzedaży podatku. Wspomniany proceder powoduje nie tylko, to, że mniej pieniędzy trafi do budżetu państwa czy budżetów jednostek samorządu terytorialnego ale powoduje zachwianie konkurencji. W uprzywilejowanej pozycji jest ten, który nie nabijając na kasę ukrywa sprzedaż a nie ten, który robi to sumiennie. Ten pierwszy może wtedy ciut obniżyć cenę, na co ten drugi będąc uczciwym pozwolić nie będzie sobie mógł. Wiadomo też, który będzie miał więcej klientów, czyli jednym słowem może okazać się, że warto oszukiwać. Wyobraźmy sobie teraz sytuację w której każdy przedsiębiorca musi oszukiwać by utrzymać się na rynku. Według mnie wtedy jest bardzo blisko już upadku państwa.

Społeczeństwo trzeba uświadamiać co do obowiązków przedsiębiorców. Często się zdarza, że podczas kontroli ewidencjonowania sprzedaży za pomocą kasy fiskalnej, klienci ukaranego sprzedawcy traktują pracownika kontroli z urzędu skarbowego jak policjanta wystawiającego mandat za szybką jazdę, który ma określone, że tyle i tyle ma wlepić danego dnia mandatów. Klientom zwykle żal jest takiego ukaranego sprzedawcy, który choć dopuścił się kradzieży, tak naprawdę gra rolę pokrzywdzonego. Zwykle w takich sytuacjach tłumaczy się czego nie skontrolowaliście tego i tamtego tylko mnie. 

Należy więc powiedzieć, że akcja jest jak najbardziej słuszna. Z drugiej jednak strony akcja informacyjna to za mało. Państwo Polskie nie może wysługiwać się obywatelami, którzy w domyśle mają być zobligowani do upominania przedsiębiorców co do ewidencjonowania sprzedaży na kasie fiskalnej. 

Pewnie większość z was nie wie, że nie każda branża jest zobowiązana do posiadania kasy fiskalnej toteż część sprzedających nie wydaje paragonów. Tacy przedsiębiorcy dokonujący sprzedaży towarów czy świadczący usługi zobowiązani są na koniec dnia sami wpisać w odręczny rejestr co i za ile sprzedali. Nie trudno się domyślić więc co tam wpisują. Zwykle są to kwoty zaniżone, nie raz to jest i 0. Wydaje mi się więc słuszne żeby wszyscy przedsiębiorcy w imię równości wobec prawa zobowiązani byli do posiadania kasy fiskalnej. Bo dziś jest tak, że nawet nie wiadomo czasem jest czy ktoś ma obowiązek posiadania kasy czy też nie a już z pewnością nie może tego wiedzieć klient. Dziś klient, który nie otrzymał paragonu nie jest w stanie jednoznacznie stwierdzić czy czasem właśnie przedsiębiorca  nie oszukał państwa. 

Muszę trochę też wziąć w obronę karanych przedsiębiorców. To prawda, że nie wszyscy są jednakowo traktowani, nie wszystkich się kontroluje jednakowo. Kto z was słyszał o paragonie wystawionym przez lekarza, dentystę, adwokata czy mechanika samochodowego? Może czasem ktoś dostanie paragon w salonie fryzjerskim. Ich bardzo trudno złapać na gorącym uczynku, zwykle też potrafią się świetnie bronić bo przepisy regulujące kontrolę kas fiskalnych i nakładane kary nie są jednoznaczne. Nie wiadomo do końca co wolno a czego nie kontrolującemu, nie raz przez przepisy nie jest możliwa skuteczna kontrola, choć oczywiste jest, że miało miejsce oszustwo. Przychodzą mi do głowy teraz też strajki lekarzy i pielęgniarek o wyższe zarobki, co stoi mocno w kontraście z ich ukrywaniem dochodów z prywatnych praktyk lekarskich. Jak takie osoby nazwać? Oszuści, złodzieje, dwulicowcy? No ale przecież nie można za dużo mówić, przecież oni ratują nasze życia. Najgorsze jest w tym wszystkim, że państwo na to wszystko pozwala, bo przepisy są kiepskie. I choć loteria paragonowa to słuszna inicjatywa, wydaje mi się jednak, że nie wystarczająca. Mimo to ja biorę udział w akcji i was zachęcam również. Na zdjęciu są moje paragony.

W prawym górnym rogu pojawi się dziś także ankieta, w której można zdecydować o kolejnej przygodzie smoka Koko Loko.




piątek, 9 października 2015

Grepolis - gra online, która ostatnio pochłania mi wiele czasu, zbyt wiele czasu




















Podejrzewam, ze większość z was miała okazję zagrać kiedykolwiek w swoim życiu w jakieś proste gry społecznościowe online. U mnie zaczęło się od wirtualnych farm, gdzie gra polegała na sadzeniu, pielęgnowaniu i zbieraniu roślin oraz na hodowli zwierząt. Takie gry nie powalają na kolana grafiką, nie są może zbyt rozwijające, za to mają inne zalety, do których z pewnością należy możliwość rywalizacji z innymi graczami, najlepiej znajomymi z rzeczywistości. Przyznam się, że autentycznie sprawiało mi przyjemność, gdy mogłem sobie posadzić rzadkie drzewko, którego nie mieli inni gracze lub też gdy moja farma była okazalsza od innych. Inną zaletą tych gier, które określam mianem społecznościowych-online jest możliwość zaspokojenia wewnętrznej potrzeby ryzykowania, ciągotek do hazardu. Można obstawiać to co już udało się osiągnąć w grze po to by mieć jeszcze więcej ale z ryzykiem, że straci się to co już się uzyskało. Na szczęście nie ma to znaczenia dla naszych realnych finansów i to jest plus takich gier, poza tym można uświadomić sobie jakie jest ryzyko, jaki ma wymiar inwestowanie realnych pieniędzy w hazard. Kolejną bardzo ważną sprawą w grach jest dla mnie to, żeby takiej grze nie trzeba było poświęcać zbyt wiele czasu, najlepiej według mnie byłoby to nie więcej niż 15 minut pojedynczego przebywania w wirtualnym świecie. Niestety o ile z grami typu "farma" można wyrobić się w takim czasie to już ciężko szukać innych tego typu gier gdzie można zmieścić się w takim limicie. 

Myślałem, że grą, która nie pochłonie mi zbyt wiele czasu będzie Grepolis. I faktycznie na początkowe etapy gry, nie trzeba wiele tego czasu poświęcać. Z czasem jednak niestety się to zmienia a to już jest dla mnie minus. Mimo wszystko postanowiłem przybliżyć wam tę pozycję bo wydaje mi się, że warto się nią zainteresować. Gra ma wiele wspólnego z aplikacjami typu "farma". W trakcie rozgrywki budujemy nasze antyczne miasto (dlatego nazwa Grepolis) rozwijając dziedziny bez których nasza osada nie może funkcjonować: gospodarstwo, senat, magazyn, świątynia, koszary itd. To co jednak wyróżnia tą grę to jest to, że od pewnego etapu gry mamy możliwość prowadzenia wojen z innymi graczami, musimy więc jednocześnie dbać o rozbudowę własnej armii. Wojna może skończyć się zniszczeniem armii lub nawet całkowitym przejęciem lub stratą miasta. Wyobraźcie sobie jakie emocje w człowieku się wytwarzają gdy okazuje się, że ktoś atakuje wasze miasto, na które poświęciliście jakiś czas aby je wybudować i okazuję się, że całkowicie ktoś wyniki waszej pracy przejmuje lub, że udaje się wam odeprzeć atak i jednocześnie przejmujecie wrogie terytoria zwiększając liczbę własnych miast. Powiem tylko, że przez tą grę brat stracił jednego znajomego, a dokładniej mówiąc poznał jego prawdziwy charakter a mi zdarzyło się wybuchnąć na Natalię, że nie wykazała się roztropnością w bronieniu jednego ze swoich miast.
Uczestnicząc w tej rozgrywce można rozwinąć swoje umiejętności planowania, strategii, gdy np. ma się już kilka miast a w każdym są inne potrzeby, umiejętności takie przydają się w realu gdy np. jest kilka spraw do zrobienia i trzeba określić ich  priorytet albo gdy ma się ograniczone środki finansowe i trzeba zdecydować, które potrzeby są najpilniejsze.
Unikatową zaletą tej gry jest możliwość poznania samego siebie. Dzięki grze uświadomiłem sobie, że zdecydowanie bardziej jestem władcą dbającym o gromadzenie zasobów zainteresowanym rozwijaniem tego co już posiadam niż graczem pałającym dziką rządzą prowadzenia wojen i zdobywania nowych terenów. Przyznaję jednak, że radość z odparcia wrogiego ataku i przejęcia takiego miasta jest ogromna.
Tak w punktach przedstawię najważniejsze wady i zalety gry.
Zalety:
- trzeba przyznać, że gra pochłania trochę czasu, zwłaszcza od pewnego momentu, zdecydowanie jednak mniej niż poświęca się innym grom, zwłaszcza komputerowym,
- można z powodzeniem grać bez inwestowania w nią realnych pieniędzy, jest owszem możliwość kupowania bonusów w grze bez czekania, nie ma jednak wyraźnej przewagi graczy płacących nad graczami grającymi za darmo,
- można zabawić się w polityka: zawieranie sojuszy, tworzenie paktów, szpiegowanie, zdrady, przechodzenie do wrogów czy niszczenie wspólnych oraz negocjowanie to są nieodłączne elementy tej gry,
- jest możliwość gry na urządzeniach mobilnych, można więc grać np. w autobusie o ile ma się dostęp do Internetu, nie wszystkie gry mają taką opcję,
- nie "zawiesza się",
- można grać na różnych serwerwach (światach), które różnią się dynamiką gry, na niektórych można grać spokojnie, nie jest możliwa utrata miasta, a na innych znów wręcz odwrotnie, miasto utracić można bardzo szybko np odłączając się od gry np wychodząc na spacer, są też wersje pośrednie, każdy może sobie wybrać co mu odpowiada.

Wady:
- brak rozbudowanego chatu i możliwości wygodnego rozmawiania z innymi graczami, cóż może chodzi o to, że w czasach antycznych nie było takiej możliwości, jest tylko prosta możliwość wysyłania sobie wiadomości
- praktycznie brak możliwości grania z graczami, korzystającymi z tego samego łącza internetowego, co ma przeciwdziałać oszustwom w grze, powoduje to jednak, że często nie można sobie pograć np. z dziewczyną, żoną, bratem.
- grafika nie jest najmocniejszym atutem tej gry.

Zastanawiam się nieraz po co tracę czas na wirtualne rozgrywki. Nie wiem, może to już jest jakiś zły nałóg, staram się jednak, żeby nie tracić na to zbyt wiele czasu. Wydaje mi się, że taka rozrywka jakoś mnie odstresowuje, pomaga rozładować mi złe emocje. Ciekaw jestem jak jest z tym u was? Lubicie grać w tego typu gry? Znacie jakieś dobre tytuły godne polecenia?



No i jeszcze małe ogłoszenie parafialne. W tą niedzielę raczej nie ukaże się kolejny odcinek Koko Loko. Nie rezygnuję z niego jednak nie jestem w stanie dodawać nowych historii o nim co tydzień. W ten weekend planuję od niego odpocząć, pewnie tylko dodam ankietę z propozycją jego kolejnych przygód, które mają się opublikować w pierwszej kolejności. Za to prawdopodobnie powstanie wpis o loterii paragonowej. Pewnie słyszeliście o niej. 

niedziela, 4 października 2015

smok Koko Loko - odc. 5, Koko Loko walczy z Adamusem (historia fikcyjna)

Dla tych, którzy nie czytali pierwszej części lub zdążyli zapomnieć przypominam. 
Smok Koko Loko (na zdjęciu) przyleciał do naszego pięknego kraju w celach rozrywkowo-zarobkowych. Można by rzecz tak na czasie, że jest imigrantem zarobkowym. Miał udawać smoka Wawelskiego ale interes mu się posypał i od tej pory musi szukać innego sposobu na życie w Polsce.  Dodać należy, że ostatnio będąc w centrum handlowym spotkał swoją starą miłość, Ukalele, która zamieszkała w jego domku jednorodzinnym, po niedługim czasie oświadczył się jej.

W jeden z sobotnich wieczorów KoKo Loko wraz z Ukalele oglądali walki bokserskie w telewizji. Po zakończonej gali dyskutowali na temat walki Saletry z Adamusem.
Ustawka - mówiła Ukalele, niby gala wszech czasów a walczy Saletra z Adamusem, to była lepsza bajka od tych co lecą nawet w dobranocce. Ciekawe z kim teraz będzie walczył Adamus. Golos już jest na emeryturze, Saletra też na nią przeszedł. Naprawdę nie mam pojęcia z kim będzie walczył Adamus, bo wszyscy z którymi walczy, przechodzą na emeryturę.
No właśnie poruszyłaś ważny temat kochanie. Otóż ja będę walczył na następnej gali z Adamusem. Walka jest już zakontraktowana. Za pół roku staję w oko w oko na ringu z Adamus. Czy wygram czy przegram zarobię 100 tys. zł. Niezła sumka co? Będziemy bogaci. Cieszył się Koko Loko. Sztab Adamusa się zgodził, przyciągnę duże zainteresowanie mediów, Adamus nie walczył jeszcze ze Smokiem. Poza tym Kochanie koniec z dietą wegetariańską. Muszę dużo trenować, żeby wyglądać, że jestem w formie, koniec z soczewicą, podawaj od tej pory swojemu smokowi mięso, najlepiej owcze.
Co? Zapytała zdezorientowana i wkurzona Ukalele. Czyś Ty wiesz coś najlepszego zrobił? Jak zwykle nie konsultujesz swoich decyzji ze mną, nie wiem po co Ci jestem w takim razie potrzebna skoro podejmujesz decyzję sam. Muszę się zastanowić czy chcę z Tobą być. No ale dobrze skoro będziesz walczył to nie mogę pozwolić, żeby on zrobił z Ciebie warzywo, będę Twoją trenerką. Sam tego chciałeś. 

Jeszcze tej samej nocy Koko Loko rozpoczął trening. Koko Loko biegał po parku a Ukalele jechała za nim na  rowerze i dyktowała mu tempo w jakim ma biegać. 
Szybciej, szybciej, od takich słów rozpoczął się trening bokserski Koko Loko.

Następne 6 miesięcy Koko Loko spędził na podnoszeniu ciężarów w celu wyrabianiu sobie siły,....

kiszenia kapusty w beczkach w celu poprawy pracy nóg,..

oraz sparingach bokserskich z Ukalele, która uczyła go prawidłowej techniki walki. O mięsku też smok musiał zapomnieć. Ukalele postanowiła dzięki Koko Loko rozpowszechnić wśród sportowców zdrowy styl odżywiania się oraz obalić mit, że dobrzy sportowcy muszą jeść mięso.

Czas treningu szybko minął i oto "Dragon" Koko Loko, dziki zwierz, wielka nadzieja zielonych, który nie przegrał nigdy w zawodowej walce stoi na ringu oko w oko z Adamkiem.

Koko Loko myślał, że walka będzie łatwa, że trochę pokręci się po ringu, poudaje trochę, pozwoli Adamusowi zamarkować cios, po którym będzie mógł się położyć na macie ale Koko Loko otrzymał cios "na serio". To delikatnie mówiąc nie spodobało się smokowi. Zapomniał o wszystkim. Postanowił dać nauczkę Adamkowi.

Koko Loko machnął ogonem i podciął nogi Adamusa, który zaskoczony przewrócił się. Koko Loko tylko na to czekał.

Koko Loko przystąpił do obijania genitaliów rywala, aż ten z bólu stracił przytomność. Sędzia nie zdążył przerwać walki na czas. Wszystko tak szybko się wydarzyło. Wszyscy przez moment byli jak zahipnotyzowani patrząc na to co się działo na ringu. Przed końcem pierwszej rundy było już po walce. 

Koko Loko oczywiście przegrał walkę, został zdyskwalifikowany. Później federacja bokserska zakazała mu walk na ringu do końca życia. Koko Loko za bardzo to nie przejęło i tak już nie chciał walczyć więcej, bał się treningów z Ukalele. Najważniejsze, że w całości wypłacono mu honorarium i choć to nie był najłatwiej zarobiony grosz w jego życiu, to jednak się ostatecznie opłaciło. W tym świecie, nawet jak Koko Loko przegrywa, to tak naprawdę wygrywa. 


Mam nadzieję, że choć trochę się wam podobało.
Oto wcześniejsze odcinki o Koko-Loko: