wtorek, 13 grudnia 2016

Jednak coś się musi skończyć.

Kończę działalność na tym blogu ostatecznie. Długo się zastanawiałem ale w końcu podjąłem taką decyzję bo czasem trzeba coś zakończyć jak mężczyzna, żeby można było zacząć coś nowego, mam nadzieję lepszego. Czuję się skrępowany tutaj bo blog przestał być anonimowy trochę z mojej winy, a trochę nie, wszystko to powoduje, że nie mogę pisać o wszystkim o czym chce, bo muszę zważać na to kto to odczyta i jak to może wykorzystać, odebrać. Wszyscy, którzy lubili tutaj zaglądać, będą mieli możliwość znaleźć mnie w innym miejscu, z pewnością poznacie mnie po moich tekstach. Nie mówię więc żegnajcie a do zobaczenia w lepszym, przyjaźniejszym miejscu.

poniedziałek, 21 listopada 2016

Smoki z Jajoni - odcinek drugi (grzech pijaństwa)


Zbliżał się koniec kolejnego ciężkiego dnia pracy smoka KOMBO. Ponieważ praca kierownika Gminnego Centrum do Spraw Walki z Alkoholizmem jest niesamowicie wyczerpująca pozwolił sobie na chwilę zadumy. Na chwilę oderwał się od codziennej pracy i zamyślił się odnośnie obejrzanej w telewizji wiadomości, że szanowany fizyk “Michałek Pyszałek” został zatrzymany i tymczasowo aresztowany w związku z jego najnowszym wynalazkiem tzn silnikiem jądrowym o napędzie mechanicznym, który na jego nieszczęście łamie III prawo Newtona i w dodatku ma jeszcze czelność działać. Gdyby nie działał byłaby to jakaś okoliczność łagodząca a tak to działa i w związku ze złamaniem praw naukowych grozi fizykowi wieloletnie więzienie. Smok z jednej strony czuł niesmak no bo jak tak można łamać prawo, i to jeszcze ustanowione tak dawno, wiadomo, że jakiś tam zwykły menel mógłby nie znać prawa Newtona i mógłby sobie je złamać przez zwykłą nieznajomość albo tak ze zwykłej chęci nabrojenia, bo przecież to menel ale taki szanowany fizyk jak Michałek Pyszałek nie mógł nie znać prawa, powinien go przestrzegać. Z pewnością zrobił to umyślnie. Z drugiej strony smok lubi takich anarchistów, którzy czasami potrafią nagiąć prawo, zrobić po swojemu dla dobra ogółu tak jak smok KOMBO właśnie. Nie jest przecież tylko tępym urzędnikiem, jest też zwykłym obywatelem Jajoni tak jak inne smoki. Trzeba szanować prawo, wiadomo, że przepis to przepis, prawo to prawo, ale jednak życie to życie – myślał sobie smok cokolwiek miałoby to znaczyć. Smok dumał dalej. Sprawa nie jest  przegrana jeżeli tylko fizyk jądrowy znajdzie sobie dobrego adwokata. Na dobrą sprawę nie wiadomo kogo ukarać, czy fizyka, który złamał złote prawo fizyków czy też może jednak zjawisko fizyczne, które odważyło się nie zastosować do prawa Newtona, tym samym uniewinnić fizyka, który tylko odkrył fakt złamania prawa. Sprawa nie jest oczywista. Trybunał będzie miał pełne ręce roboty. Znając jednak Trybunał, który ma wręcz alergię na niestosowanie się do prawa, zwłaszcza przez siebie zinterpretowanego, do którego przecież Trybunał wydał jasne wytyczne jak to prawo ma być stosowane, to sytuacja fizyka nie jest do pozazdroszczenia. Wiadomo, że Trybunał może tylko złamać prawo, wcześniej oczywiście unieważniając je na posiedzeniu w zwykłym składzie pięciu sędziów, ale taki zwykły obywatel nie ma niestety takich uprawnień. Niestety takie to jest prawo jajońskie.

Rozważania smoka przerwał sekretarz Janusz, któremu coś dziwnie ręce drżały a nos świecił się na czerwono jak u renifera. Panie kierowniku, ja już wychodzę, życzę Panu miłego we... kendu, wypowiedział z wyraźną czkawką sekretarz zionąc niekontrolowanym ogniem, który o mało co nie strawił papierów na biurku kierownika. Ty chyba popijasz w pracy, ręce opadają i to jeszcze w samym Centrum do Spraw Walki z Alkoholizmem zauważył. Jak tak dalej pójdzie to będę musiał Cię zwolnić i będziesz kopał rowy melioracyjne.  Nie panie kierowniku to tylko katar. Kierownik nie bardzo uwierzył i zdenerwowany wyszedł z Urzędu.

Na szczęście pogoda była wymarzona. Niebieskie obłoki, słonczeko, ciepły lecz orzeźwiający wiaterek, śpiew ptaszków i owadów przywróciły dobry nastrój smokowi KOMBO. Idąc poboczem drogi nawet sobie wesoło gwizdał, aż tu nagle ujrzał smoka leżącego w rowie a obok samochód z otwartymi na oścież drzwiami od strony kierowcy, rozbity o znak drogowy. Przypomniały mu się w jedną sekundę wszystkie kursy z udzielania pierwszej pomocy. Teraz będzie miał okazję wypróbować swoje umiejętności. Smok leżał bez ruchu pyskiem skierowanym do ziemi zanurzonym w wodzie. Musiał szybko zacząć działać, no bo przecież poszkodowany mógł się utopić. Przewrócił nieprzytomnego smoka na plecy i już mu miał zamiar wpychać język w usta a  tu kolejne zaskoczenie poznał swojego sekretarza. Na szczęście drżały mu wąsy, co znaczyło, że jeszcze oddycha. Sekretarz chciał coś powiedzieć ale kierownik nie rozumiał, zbliżył więc ucho do poszkodowanego i usłyszał cienki i mówiony z trudem wyraz: PIWA! No cóż, wymamrotał zrezygnowany już zupełnie kierownik . Muszę zapisać pomysł, żeby wszystkie rowy melioracyjne były kratowane, zdecydowanie zbyt dużo smoków topi się w rowach.

czwartek, 17 listopada 2016

Smoki z Jajoni - lekka historia o zabarwieniu alkoholowo-pornograficzno-antyfeministycznym ( 1 - geneza)


Gdzieś tam w odległej galaktyce, w nie wiadomo jakich czasach istnieje sobie Planeta Smoków. Planeta jak planeta, taka jak miliony innych w kosmosie. Życie na niej powstało tak jak i na naszej planecie po Wielkim Kosmicznym Wybuchu. Wszystko zaczęło się w wodzie od prostackich bakterii, z czasem w wyniku ewolucji powstały jakieś stwory morskie, potem to całe życie (robactwo) wypełzło na suche lądy, potem pojawiły się dinozaury, tak samo jak na naszej planecie, ale inaczej jak u nas w tą planetę nigdy nie uderzył ogromny meteoryt to i dinozaury spokojnie sobie mogły wyewoluować w rozumne istoty, to jest smoki. 

U smoków jak i u ludzi w czasach pierwotnych rządzili samce, liczyła się siła fizyczna i samice nie miały nic do gadania. Tylko maczuga, jaskinia i inne męskie przyjemności, to było wszystko czym żyły wtedy smoki. 

Obecnie jednak rzeczy mają się zupełnie inaczej. Rządzą samice, które przejęły władzę wykorzystując postęp technologiczny ( do którego w większości przyczyniły się samce, można wręcz powiedzieć samiec samcowi zgotował ten los), niepohamowany popęd seksualny facetów, ideologię gender, równouprawnienie i ziejące ogniem paszcze feministek. Niby chodziło o równouprawnienie samców i samic, potem niby przewagę kobiet tłumaczono koniecznością wyrównania kobietom krzywd wyrządzonych im przez mężczyzn w czasach pierwotnych. Skończyło się tym, że obecnie kobiety stoją najwyżej w łańcuchu pokarmowym na Planecie Smoków. Mężczyźni co prawda mają prawo do życia, ale co to za życie gdy to kobiety są w polityce, pracują na kierowniczych stanowiskach a mężczyznom od dziecka się wpaja, że żyją tylko po to, żeby spełniać zachcianki kobiet. 

W czasach gdy doszło już do zupełnego absurdu, w czasach gdy w ramach równouprawnienia u mężczyzn sztucznie zaczęto wywoływać miesiączkę i bóle porodowe, w czasach gdy męskiego smoka można było zabić bo ten za głośno oddychał czym doprowadzał do pogorszenia samopoczucia smoczyc, w tych właśnie czasach pojawiło się dziesięciu mistycznych facetów (ojców-żałożycielów), którzy postanowili jakoś zaradzić niedoli mężczyzn.Na walkę zbrojną było już za późno, zniewieściałe męskie społeczeństwo nie było zdolne już do walki, zresztą jak można walczyć z płcią piękną? Więc publicznie się wykastrowali i założyli miasto wyłącznie dla mężczyn, Jajonię. 

Początkowo wyśmiewani przez smoczyce mogli spokojnie budować swoją utopię. Kobiety nie doceniły Jajoni, dominowało przekonanie, że jest to okazja pokazać, że faceci bez kobiet mogą ponosić tylko porażki. Tymczasem Jajonia się rozwijała, mężczyźni nie zaprzątnięci myślami o kobietach, a zwłaszcza o seksie dokonali niebywałego skoku technologicznego. W ciągu pierwszych 20-tu lat miasta, Jajończycy wymyślili sposób rozmnażania się bez udziału samic, Nie było już tak, że to samice rodziły żywe potomstwo mieszając się wcześniej z samcami. Jajończycy wynaleźli jaja, z których pod kontrolą naukowców rodzili się sami chłopcy. Jajończycy rozwinęli też mocno technologie wojskowe i kosmiczne słusznie przewidując, że prędzej czy później dojdzie do wojny z kobietami. Zwłaszcza, że wielu mężczyzn uciemiężonych pod pantoflami kobiet decydowało się na ucieczkę do Jajoni czym zwyczajnie wpieniało ego kobiet.

I stało się, w 25 roku od powstania Jajoni, kobiety postanowiły zniszczyć miasto. Na szczęście Jajończycy byli dobrze przygotowani. Dzięki rozwinięciu magnetycznych osłon ataki wojsk dowodzonych przez włądzę ludową kobiet nie wyrządziły żadnych szkód 10 milionom mieszkańców Jajoni. Jajończycy wiedzieli jednak, że nie są w stanie ciągle się bronić przed atakami barbarzyńskich kobiet. Zagrożeni eksterminacją wyemigrowali w kosmos, w poszukiwaniu planety nadającej się do zamieszkania. Po czterdziestu latach znaleźli taką planetę i ją skolonizowali, Tak rozpoczęło się nowe życie Smoków Jajońskich na ich nowej ojczystej planecie. 

środa, 16 listopada 2016

Dobra, wracam z nowymi pomysłami, stęskniłem się za blogowym światem


Długo mnie nie było w blogowym świecie, będzie już prawie 3 miesiące.

To, że ostatnia notka powstała 4 dni po moim ślubie to naprawdę nie jest powód, że zaprzestałem pisania. Naprawdę.

Chociaż miałem taki pomysł, żeby zacząć pisać anonimowo zupełnie nowy męski blog i pisać teksty tylko dla dorosłych o tym jak jest w małżeństwie faktycznie. Trochę ponarzekać, zrobić jakieś grupy wsparcia. Póki co jednak wracam do obecnego bloga z innymi pomysłami.

Właśnie rozpoczynam pisanie zupełnie nowej serii, której pierwszy odcinek powinien ukazać się jeszcze przed weekendem:
SMOKI Z JAJONI - LEKKA HISTORIA O ZABARWIENIU ALKOHOLOWO-PORNOGRAFICZNO-ANTYFEMINISTYCZNYM

Mam nadzieję, że tytuł zaciekawił co niektórych czytelników.

Do zobaczenia już bardzo niedługo.

środa, 24 sierpnia 2016

Życie po ślubie ( 4 dni po)


W minioną sobotę ożeniłem się. Po długich przygotowaniach, jednym wieczorze mieszanym, jednym kawalerskim, gorącym ostatnim tygodniu życia kawalerskiego, dłużącym się niemiłosiernie przedpołudniu sobotnim doczekałem się. Najpierw ślub: fałszujący organista, przynudzający proboszcz. Następnie wesele, pierwszy taniec z finezyjnym układem, bycie na świeczniku i samopoczuciem iście króla całej imprezy, które z chęcią mogłoby mi towarzyszyć nie tylko z okazji ślubu. Naprawdę mógłbym przyzwyczaić się do sytuacji, gdy to ja patrzę na innych z góry, każdy słucha tego co mówię i nawet bez szemrania wykonuje moje prośby. Następnie zakrapiane poprawiny i leczenie kaca na drugi dzień a następnie dopinanie formalności z minionym już weselem. Dziś cztery dni po weselu jestem naprawdę zadowolony. Może dlatego, że wszystko się udało. Jedzenie było dobre i dużo. Obsługa miła. Zespół grał a goście się bawili na parkiecie od początku. A może to zasługa wódki, którą piłem i na weselu i na poprawinach i na popoprawinach. W każdym razie widzę, że moja Natalia też jest zadowolona co i mnie cieszy. Ślub faktycznie może być najpiękniejszym dniem w życiu. Nie wiem czy u mnie faktycznie tak jest, ale z pewnością to jedno z milszych wspomnień. Faktycznie też, życie po ślubie zmienia się. Gdy patrzę na obrączkę na palcu, czuje się już innym człowiekiem, dojrzalszym,  statecznym. Na razie ewidentnie trzyma mnie jeszcze euforia poślubna. Wierzę jednak, że jak już minie to wcale nie będzie gorzej i że nadal będę uważał, że da się żyć w małżeństwie i pozostać sobą.

A o to piosenka z naszego pierwszego tańca:
i moje przesłanie dla przestraszonych wizją małżeństwa narzeczonych

piątek, 19 sierpnia 2016

Zmierzch śniętych króli - odcinek 5 ( finał I sezonu) pod tytułem: Cyrograf dla dobra ludzkości

I rozpętało się piekło, prawdziwa apokalipsa o której piszą w świętych księgach. Przynajmniej co nie którym się tak wydawało, że to chyba już musi być armagedon. Po tym jak KOKO LOKO zlikwidował UFO i Trybunał Konstytucyjny społeczeństwo poczuło, że jest szansa, której nie można zmarnować aby obalić władzę ZAKONU. Zaczęły się protesty, strajki. Było kilka zamachów na znienawidzoną grupę trzymającą władzę. Wszyscy wiedzieli, że jest to kwestią czasu kiedy, umęczony i pohańbiony naród zbrojnie wystąpi przeciw władzy. Niestety ZAKON, zanim doszło do czegokolwiek niczym ERDOGAN EROTOMAN MŚCIWY rozprawił się z niezadowolonymi. Gwałty, pobicia, podpalenia, więzienia, zabójstwa, pozbawienie mienia i pracy. Tak ZAKON odpowiedział na niezadowolenie społeczne. 
Nie tego chciał KOKO LOKO. Właśnie tego chciał uniknąć. Wolał walczyć sam z ZAKONEM. Nie miał żadnych szans na wygraną, chciał tylko wykończyć jak najwięcej mętów zanim sam zginąłby z ich ręki, chciał wzbudzić jakiś strach, że na wszystko nie mogą sobie pozwolić bo jednak jakaś kara może ich spotkać, żeby choć trochę się kontrolowali i trochę mniej kradli. No ale do tej samotnej vendetty nie było już powrotu, nie po tym jak rozp... UFO i Trybunał Konstytucyjny jednym podpalonym kamieniem. Chciał nie chciał musiał wziąć odpowiedzialność i razem z NOCNYM MŚCICIELEM stanąć na czele rewolucjonistów.
Co prawda KOKO LOKO dalej sukcesywnie zmniejszał liczbę chodzących po ziemi członków ZAKONU, np wykończył RUDEGO NACZELNIKA NOWIN oraz AKTORA Z PRZEDZIAŁKIEM MIĘDZYZĘBNYM, niestety los powstańców był delikatnie mówiąc kiepski. ZAKON przyzwał piekielnego demona bez imienia, który sukcesywnie i dosłownie palił przeciwników władzy. KOKO LOKO szybko musiał zniszczyć demona, tylko jak zabić demona. NOCNY MŚCICIEL mówił, że jeżeli mają do czynienia ze zwykłym diabełkiem to można szczęścia próbować ale jeżeli to sam LUCYFER zstąpił na ziemię to on nie może nic pomóc. KOKO LOKO jak to KOKO LOKO wiele nie myślał, podrapał się po kuklach, wytrąbił 0,7 i ruszył w poszukiwaniu nieznanego diabła. NOCNY MŚCICIEL niechętnie ale jednak dołączył do kompana. Demona bez nazwy nietrudno było znaleźć. Powszechnie wiadomo było, że oblegał właśnie Toruńską twierdzę OJCA TADEUSZA. Gdy smok doleciał na miejsce, zobaczył jak OJCIEC TADEUSZ ostatni z walczących dogorywa w uścisku Demona bez nazwy.
W KOKO LOKO wszedł NOCNY MŚCICIEL i razem przeistoczyli się w KOKO LOKO GO GO. Następnie chciał z zaskoczenia wjechać w szatana pełną mocą. Demon jednak się zorientował odrzucił duszone ciało w stanie agonii i odwrócił się w stronę KOKO LOKO GO GO.  I tu super smok stracił rezon, jego atak wyhamował, gdyż przed smokiem stała super laska, długie czarne włosy, szatański uśmiech, okrąglutka symetryczna buzia z dużymi zielonymi oczyma ciało jakby odbite od formy okryte lateksem, cyce jak donice a nogi długie jakby całe życie chodziła po wybiegu dla najlepszych modelek. Szatan wykorzystał zawahanie smoka i sprzedał mu solidnego kuksańca aż wypadł z niego NOCNY MŚCICIEL. O ku... zaklął NOCNY MŚCICIEL. Na to się nie piszę, z tym czymś nie będę walczył, to sama LUCYNA (na drugie ma Natalia) zstąpiła. Nie mam z nią szans uciekaj KOKO LOKO nie dasz jej rady. Smokowi nie zależało już jednak od dawna na życiu. Zaatakował ponownie LUCYNĘ tym razem jednak się nie wstrzymywał. Mimo to ponownie otrzymał kuksańca tym razem w drugi bok. NOCNY MŚCICIEL uciekł, zostawił jednak trzy pokemony. KOKO LOKO od razu je rzucił do walki. I tak na polu walki po stronie KOKO LOKO stanęli DUDU, MACIORKA DEMOLKA i KACZAFI. Szatan jednak był dobrze przygotowany do starcia, zresztą był kobietą więc nie dziwota, że się perfekcyjnie przygotował. Szatan miał swoje pokemony. I tak na placu boju pojawiły się nowe stworki: AGENT BUL, KOPARA i sam KACZOR EUROPY. Pokemony walczyły zajadle między sobą, szatan tylko obserwował z uśmiechem na ustach, KOKO LOKO nie był w stanie walczyć nabierał siły. Pokemony walczyły a KOKO LOKO krzyczał do LUCYNY, czemu tu jesteś, czemu walczysz? Szatan odpowiedział, bo zagrożona jest demokracja i zaczął się śmiać w uroczy sposób jak Pakosińska. Pokemony się nawzajem pozabijały i nikt nie został na placu boju poza smokiem i szatanem. KOKO LOKO zebrał w sobie wszystkie pozostałe siły, postawił wszystko na jeden atak i ruszył w stronę demona. LUCYNA obiła mu jednak mordę i złapała za jaja. Gdy smok był już całkiem bezbronny. Rzekła do niego. Nie zależy mi na tej ziemi. Oddaj mi swoją duszę a oszczędzę ten kraj i go nie zniszczę. Nie mogę oddać duszy, bo smoki jej nie mają odrzekł KOKO LOKO. W sumie fakt. Zadumała się LUCYNA. W takim razie skoro nie mogę się cieszyć Tobą w piekle to może będę to robiła tutaj na ziemi do Twojej śmierci, która niewątpliwie kiedyś nastąpi. Ożeń się ze mną a oszczędzę tą ziemię przed zniszczeniem. Następnie ścisnęła jaja smoka. A ten piskliwym głosem powiedział: "zgoda" mimo, że nie miał ochoty na kolejny ożenek. LUCYNA się ucieszyła. Ślub za rok w restauracji OLIMP. Oh tyle spraw mam do załatwienia a Ty jeszcze garnituru nie masz i koniecznie grubasie musisz iść na siłkę. Tak się cieszę kochanie. KOKO LOKO zemdlał.


Tak oto się kończy I sezon tej zacnej serii. Innego zakończenia nie mogło być zważywszy, że sam jutro staję przy ołtarzu z nieco tylko mniej demoniczną Natalią. Długo mnie nie było ale sami wiecie, przygotowania. Na wszystkie komentarze odpowiem jak już zmienię stan cywilny i przeżyję poprawiny. Do następnego.

piątek, 5 sierpnia 2016

Wyzwanie LGBT- challenge accepted


Dawno już nie byłem do niczego wyzywany. No cóż pogodziłem się z tym, że chyba już jestem za stary na wyzwania i że pozostało mi już tylko szare, zwyczajne życie bez jakichś tam fajerwerków. A tu proszę, życie potrafi zaskakiwać i to jak. Zostałem nominowany przez Ja Optymistyczna by podjąć wyzwanie LGBT. Oto co musiałem zrobić by rzetelnie wywiązać się z nominacji. W sumie jak na wyzwanie LGBT to niewiele. Musiałem odpowiedzieć tylko na 10 dość ciekawych choć nie zawsze łatwych pytań. Oto pytania i moje odpowiedzi.

1. Skąd pomysł na nazwę bloga?
To bardzo romantyczna historia. Leżeliśmy sobie z moją Natalią na łóżku, zapytała mnie o coś, potem zarzuciła mi, że mijam się z prawdą i stwierdziła, że sieję zamęt jak jej trzyletni chrześniak Karolek. Tak bardzo mi się to określenie spodobało, że już wiedziałem, że będzie to mój pseudonim artystyczny. Myślałem, że z czasem więcej osób będzie tworzyło na moim blogu, stąd liczba mnoga. Nikt jednak z uwagi na ciężką pracę nie zgodził się pracować w moim blogowym gangu.

2. Czy Twój blog jest sekretem czy wiedzą o nim wszyscy wkoło? 
No cóż. Początkowo zamiar był taki, żeby o blogu wiedziała tylko Natalia.  Niestety gdy dodawałem komentarze pod jej blogiem komentarze jako Siewcy Zamętu jej prywatny hejter, niezbyt mądry zresztą zorientował się, że najpewniej jestem jej chłopakiem. Skoro ten hejter się zorientował to mogli to zrobić inni. Od tego czasu trochę bardziej się pilnuję w tym co publikuję, ale wciąż jest dość mocno kontrowersyjnie. Z czasem połapał się mój brat i jego narzeczona, potem sam się przyznałem znajomym Natalii ale oni i tak nie chcą mnie czytać. Mam tylko nadzieję, że znajomi z pracy nie czytają bo miałbym przekichane, chociaż czasem jak się do mnie uśmiechają w pracy to zastanawiam się czy przypadkiem nie przez to, że znają mój sekret.


3. Jakie masz marzenia? 

Nie jestem jakiś ambitny, tak mi się wydaje po tym co napiszę. Chcę spokojnego życia dla siebie i mojej rodziny, bez zbędnych przykrości. Chciałbym też uchować się przed zrobieniem czegoś lub niezrobieniem czegoś co spowoduje, że nie będę potrafił sobie spojrzeć w lustro. Tylko tyle.


4. Jakbyś mógł/mogła być dowolną osobą na ziemi, w kogo byś się zamienił/a?

Nigdy się nad tym nie zastanawiałem. To trudne pytanie, zważywszy, że musiałbym wybrać tylko jedną osobę. Wypadałoby się zamienić w jakąś decyzyjną osobę i dzięki temu naprawić jakieś jedno wielkie świństwo. Tyle obory wokół nas, nie potrafię wybrać jednej kupki gnoju którą chciałbym uprzątnąć, bo czemu ta a nie inna? Jak faktycznie będę miał taką możliwość to się dobrze nad tym zastanowię. Teraz nie odpowiem.


5. Jakie by były 3 osoby, które chciałbyś przywrócić do życia? 

Kolejne trudne pytanie. Jak już ożywić jakąś osobę to taką, która na to zasługuje i która potrzebowała by tego, aby zrobić to czego nie zdążyła za życia. Na to pytanie też teraz nie potrafię odpowiedzieć. 


6. W jakim wydarzeniu z przeszłości chciałbyś/chciałabyś uczestniczyć? 

Nad takim pytaniem też się nigdy wcześniej nie zastanawiałem ale pora się przyznać, że wiem, że nie zostałem nominowany do wyzwania lgbt ale libster blog award, to była tylko taka podpucha, żeby więcej osób przeczytało tekst, mam nadzieję, że nigdy nie dostanę wyzwania lgbt. Ciekaw jestem ile osób mi zarzuci w komentarzach, że pomyliłem pojęcia. Co do wydarzeń z przeszłości to przychodzą mi na myśl chwile minione, w których dostrzegłem w oczach mojej kobiety autentyczny zachwyt nade mną, autentyczne uznanie. Takie chwile mógłbym przeżywać bez końca.


7. Jaka była ostatnia piosenka, którą przesłuchałeś/przesłuchałaś?

To pytanie mi się podoba. Podam nawet 3 tytuły:

Kukle Jambo to jest hit tak jak i inne przeróbki Stonogi, słucham i nie wierzę jakie to genialne a przy tym naprawdę da się tego słuchać, to jakiś taki nowy gatunek piosenki politycznej. Przy tym jest to jakieś nawiązanie do  Koko Loko. Mojemu smokowi z pewnością ta muza przypadła do gustu.

Hera, Koka, Hasz, LSD, naprawdę nie znałem wcześniej o tym utworze i tej pani, piosenka na mnie naprawdę zrobiła wrażenie, takie utwory i takie panie powinny być promowane w tv i radiu, widać, że ta pani ma coś do powiedzenia nie to co inne bezmózgie badziewie dbające tylko o linie i świecące dupą i cycami i piszę to choć pani wykonująca ten utwór bardzo niebezpiecznie pasuje mi do stereotypu feministki - lesbijki.

prawdziwa wakacyjna piosenka sprzed lat, którą poznałem dopiero teraz, nie byłem nad morzem w tym roku ale jak słucham tej nuty to tak jakbym czuł, że tam jestem


8. Jaka była ostatnia książka, którą przeczytałeś/przeczytałaś?


To był chyba Wyścig. Recenzja tutaj.
9. Jaki był ostatni film, który obejrzałaś/obejrzałeś? 

To był "Zwycięzca" o czarnoskórym biegaczu z Olimpiady w Berlinie 1936 r. Film taki na czasie, dziś olimpiada się rozpoczyna chyba co?


10. Co zrobisz po napisaniu tego posta? 

Obejrzę parę seriali i mang, wykąpie się i zlegnę obok ukochanej, która już drzemie. 

Starym zwyczajem nie nominuję nikogo do dalszej zabawy LGBT. Po prostu wstydzę się proponować obcym ludziom coś takiego. 

niedziela, 31 lipca 2016

Zmierzch Śniętych Króli - odc. 4 - Wszyscy jesteśmy kurczakami.

Śmierć REDAKTORA KURCZOKA odbiła się szerokim echem w telewizji, internecie i mediach. To był szok, że jeden z najsilniejszych wojowników, jurny fest facet KURCZOK tak łatwo skapitulował w starciu z KOKO LOKO GO-GO (transformacja w super wojownika z KOKO LOKO i NOCNEGO MŚCICIELA). Oczywiście ZAKON przedstawił KURCZOKA jako męczennika, wspominano jego postać wybielając co trzeba, pomijając niewygodne fakty (np to, że w złości potrafił zabić nielubianego podwładnego albo, że wciągał nosem proszek do prania, wąchał klej, był miłośnikiem zwierząt i nie płacił alimentów na liczne dzieci rozsiane po całym kraju. KOKO LOKO został przestawiony jako chory psychicznie zamachowiec terrorysta, który pije krew dzieci i dziwic. Zrobiono nawet akcję, w której chyba chodziło o to, żeby pokazać, że się łączy ze zmarłym w cierpieniu. Znani celebryci zalani łzami albo z przygnębioną miną mówili, że dziś to oni są KURCZOKAMI, modne było mieć na facebooku zdjęcie profilowe z podobizną  KURCZOKA z czarną przkekątną. Wszystko to miało wyrażać poparcie dla zakonu i brak akceptacji terroryzmu. Biada temu kto wkleił zdjęcie prawdziwej kury, biada temu kto nie chciał powiedzieć, że utożsamia się z KURCZOKIEM, wszyscy trafili do paki jako więźniowie polityczni.  Była wśród nich głupiutka DODI, która przjęzyczyła się na wizji i powiedziała, że jest KURCZAKIEM. Ona też trafiła do paki. Cała akcja bawiła KOKO LOKO tak samo jak malowanie na asfalcie kredą, co miało chyba odstresować emocje ZAKONU. Przeciwko KOKO LOKO nie podjęto dodatkowych działań, przynajmniej tak się mu zdawało

KOKO LOKO nie przejmował się niczym. Dalej walczył z ZAKONEM. Kolejna zginęła HANKA WYRUGACZ, która zasłynęła tym iż za jej rządów właścicielami połowy Warszawki stali się zaprzyzjaźnieni adwokaci, urzędnicy, żydzi i NIEMCY. Cały krajowy motłoch został eksmitowany do getta poza granice Miasta. Hanka zginęła wypchnięta z najwyższego piętra Pałacu Kultury i Nauki. Może i udałoby się jej przeżyć ale na jej nieszczęście spadła na kartony. Papier był ostry, dykta twarda, biedaczka pocięta papierem wykrwawiła się w męczarniach. Część narodu poczuła, że coś się zmienia, że elita zaczyna dostawać łupnia. ZAKON był doskonale świadom nastroju społeczeństwa. Musiał szybko coś wymyślić. 

KOKO LOKO i NOCNY MŚCICIEL planowali kolejny atak. Kolejnym celem miała stać się siedziba jedynie słusznej i jedynej w kraju partii KOD. Niestety plany musiały zostać odłożone na później, bo tym razem to ZAKON zaskoczył zjawę i smoka. Pod ziemiankę w której ukrywali się terroryści podleciało UFO z uzbrojonymi po zęby Ufokami. Mają rozmach sku... powiedział KOKO LOKO ale żeby tak wojska obcych sprowadzać na naszą ziemię, nie wybaczę im tego. Zdrajcy narodu, targowiczanie. Czego chcecie od nas Ufoki, to nie wasza sprawa. Wykrzyczał w stronę statku kosmitów KOKO LOKO. Z UFO dał się słyszeć głos. Słyszeliśmy, że w tym kraju zagrożona jest demokracja, zagrażasz trybunałowi, jesteśmy po toby się z Tobą rozprawić. Za chwilę zginiesz. Po czym zaczęło się odliczanie: 30..29...28... Szybko, wchodzę w Ciebie. Wykrzyczał NOCNY MŚCICIEL. Absolutnie nie. Nie lubię jak to robisz. Dej kamienia lepiej, szbko. 16...15....14.... Działko laserowe kosmitów zaczęło gromadzić potężną energię i wycelowało w ziemiankę KOKO LOKO. Smok w tym czasie napluł na kamień, potarł i cisnął nim w stronę statku, w ślad za kamieniem puścił wiązkę ognia, która ogarnęła kamień, czyniąc z niego płonącą kulę. 5...4...3....2.... Kamień wleciał w lufę laserowego działka. Cała zgromadzona w nim energia eksplodowała i zniszczyła statek kosmiczny i samych ufoków. Statek kosmiczny spadł na trybunał zabijąc większość sędziów z prezesem na czele. Ale to było dobre, ale urwał. Podekscytował się NOCNY MŚCICIEL. Koko Loko tylko zaklął, kto jeszcze kur... Do czego jeszcze może się posunąć ZAKON aby zachować władzę. NOCNY MŚCICIEL zadumał się i powiedział. Radę nam dwóm może dać tylko  WŁADCA PIEKIEŁ, ale oni nie są chyba tak głupi, żeby takie zło ściągnąć na własną ziemię. Oby. Odrzekł KOKO LOKO.
Kolejny odcinek to KOKO LOKO walczy z WŁADCĄ PIEKIEŁ.

wtorek, 26 lipca 2016

Jestem za legalizacją prostytucji.

Tytuł posta może dziwić co po niektórych, zwłaszcza tych co wiedzą, że nie długo się żenię. Jakoś nie po drodze na pozór temu poglądowi z życiem rodzinnym. Zanim jednak zaczniecie mnie osądzać posłuchajcie co mam do powiedzenia.

Na początek trochę historii. Myślę, że część osób wie, że np w takim polskim średniowieczu prostytucja miała się całkiem dobrze, była legalna. Średniowieczne domy uciech prowadzili kaci a ich żony zajmowały się takimi kobietami, nie raz rekrutowały je ze skazanych kobiet. Wiadomo, że religia wtedy dużo mocniej oddziaływała na życie człowieka niż dziś. Nikt jednak nie ścigał prostytutek nie osądzał, nie palił na stosie był to w miarę legalny interes. Dlaczego więc dziś w czasach, gdy świat jest dużo bardziej świecki w naszej Polsce udajemy, że nie godzi się legalizować nierządu? Postaram sobie na to pytanie odpowiedzieć na końcu tekstu. Teraz wymienię plusy legalizacji płatnego seksu.

Przede wszystkim jestem nie tyle za legalizacją co za ewidencją i opodatkowaniem prostytutek. Dziś nie wiadomo kto, jak często. W sumie nie wiadomo kto świadczy usługi, kto korzysta. Nie trzeba być jednak znanym ekonomistą (Balcerowiczem np), żeby wiedzieć, że opodatkowanie tej sfery ludzkiej działalności spowodowałoby załatanie dużej części dziury budżetowej.  PKB z pewnością by wzrosło, byłoby więcej kasy na żłobki, przedszkola, szpitale. Jesteśmy biednym krajem nie stać nas na takie marnowanie pieniędzy, które dosłownie leżą na ulicy. Aż dziw, że obecny rząd szukając pieniędzy nie wziął się za tą działkę. Obiecuję sobie, że zagłosuję w następnych wyborach na tą partię, która obieca opodatkować ten biznes. Nie jestem za tym, żeby stygmatyzować panie świadczące takie prace, one i tak sobie z tego nic nie robią. Nie jestem za tym żeby ujawniać klientów takich przybytków, bo gdyby tak było to cały interes przeniósłby się do szarej strefy. Jestem za tym, żeby osobę trudniące się sprzedażą swojego ciała i osoby, czerpiące z tego korzyści płaciły składki na ubezpieczenie i podatek. Jestem za tym, żeby w pełni korzystały z przywilejów,  jakie daje płacenie podatków np odliczenia czy prawo do reny, emerytury po przepracowaniu określonej liczby lat czy też osiągnięciu np 60-ciu lat. I proszę się nie oburzać, płacą podatki to znaczy, że to tacy sami obywatele jak wszyscy inni to się im należy jak psu kość. Teraz i tak takie stare prostytutki musi utrzymywać państwo, przecież takie nic nie mają a państwo nie może pozwolić im umrzeć pod mostem.  Jestem za tym, żeby na takie panie nałożyć licencje, które zobowiązałyby je do przeprowadzania okresowych badań lekarskich. Proszę sobie wyobrazić ile mniej pracy mieliby lekarze z chorobami wenerycznymi. Po prostu profilaktyka. Ta mniej kosztuje niż leczenie chorych. Z paniami unikającymi płacenia podatków walczyłbym bezwzględnie od wysokich mandatów po przepadek zgromadzonego mienia tak żeby nie opłacało się pracować w szarej strefie. Proszę sobie też wyobrazić jak legalizacja prostytucji wpłynęłaby na walkę z przestępczością zorganizowaną, handlem ludźmi. Gdyby biznes musiałby być legalny nie opłacałoby się taką działalność prowadzić gdyż jedynym i najsilniejszym alfonsem byłoby państwo, które nie pozwalałoby na dorabianie sobie na boku. Każdy lokal musiałby mieć licencję i zezwolenie. Trzeba by pomyśleć o jakichś zwolnieniach dla żon, matek i zwykłych dziewczyn. Osobiście uznałbym, że kobieta czerpiąca korzyści materialne z seksu mogłaby mieć bez podatku trzech różnych partnerów seksualnych w roku. Powyżej tej liczby należałoby uznać zachowanie takiej osoby jako działalność gospodarczą i w wypadku braku rejestracji i zezwolenia karać mandatami, przepadkiem dochodu lub nawet paką.

Dziś jest w Polsce jakaś taka obłudna moralność. Wielu pewnie by zapytało jak można zalegalizować nierząd, przecież to grzech, jak można zalegalizować grzech. Dla wielu problemu nie ma. Nie ma legalnych prostytutek to nie ma problemu a wszyscy dobrze wiedzą, że biznes się kręci. Odpowiedź mam jedną. Nieumiarkowanie w jedzeniu i piciu też jest grzechem i to nawet głównym a nikt jakoś z tego powodu nie chce zamykać barów i restauracji. Jesteś katolikiem, jesteś wierzący to nie musisz korzystać. Uważasz to za wielki grzech, masz do tego prawo ale nie możesz kogoś zbawić za niego, nie możesz być strażnikiem nie swojej moralności.

Uważam nawet, że legalizacja prostytucji spowodowałaby spadek liczby prostytutek. Niewątpliwie ceny usług musiałyby wzrosnąć. Trzeba by wymyślić jakąś stawkę minimalną od usługi, powiedzmy dla pani ile dasz to dasz ale na żłobki i szpitale dajesz dodatkowo 50 zł. Takim sposobem liczba klientów spadłaby. Interes przestałby być tak dochodowy i paradoksalnie może byłoby tym sposobem mniej singli. Przyznam, że denerwują mnie niunie, które zarabiają ciałem  tysiące nieraz w jedną noc, stać je na drogie mieszkania, samochody, kosmetyki wycieczki zagraniczne a ubezpieczone są z urzędu pracy i nic nie oddają państwu. Denerwuje mnie gdy taka niunia mówi, że nie będzie pracować jako sprzątaczka bo jako callgirl zarobi w noc roczną pensje takiej sprzątaczki. Denerwuje mnie gdy taka niunia przychodzi do urzędu skarbowego aby wyjaśnić posiadanie swojego majątku i robi awanturę, bo co się od niej chce skoro jest damą do towarzystwa a to przecież nie jest opodatkowane. Trzeba zmienić ten stan rzeczy.

Na koniec odpowiem na pytanie, które zadałem sobie na początku, tzn czemu nie ma legalizacji prostytucji. Już odpowiadam kolejnym pytaniem. Czemu księża na kazaniach nigdy nie poruszają tematów prostytucji a wolą się zająć tematem młodych mieszkających bez ślubu? czemu politycy milczą na ten temat? Komu zależy, żeby prostytucja nie istniała w przestrzeni społecznej tzn, ani nielegalna ani legalna.

niedziela, 24 lipca 2016

Zmierzch śniętych króli - złoty strzał (zgon nr 3)

KOKO LOKO obudził się z bolącą głową, wszystko w głowie mu wirowało. Minionej nocy zabił KAZIMIERZA ZASZCZUJA - złego feministę, który ostatecznie okazał się jednak złą kobietą. To jednak nie z powodu wyrzutów sumienia smok miał gorsze samopoczucie. KOKO LOKO już dawno sumienie zaczęło przeszkadzać, więc przestał na nie zwracać uwagę, dzięki temu był lepszym urzędnikiem skarbowym a teraz seryjnym mordercą, postrachem znienawidzonego systemu. Oglądając zranione ramię przez KAZIMIERZA ZASZCZUJA odkrył prawdopodobną przyczynę gorszego samopoczucia. Od rany na ramieniu w kierunku serca biegła czerwona linia. Z pewnością kosa ZASZCZUJA była zatruta i teraz trucizna powoli żyłą chce się dostać do serca, co się wtedy stanie można się tylko domyślać. 

Teraz to już KOKO LOKO ma pełną pewność, ze ZASZCZUJ był kobietą, posługiwał się przecież babskim stylem walki tzn powolną trucizną. W sumie to niczego  innego przecież nie mógł się spodziewać po feministce, jej słowa były zatrute, to i jej kozik musiał przesiąknąć trutką. KOKO LOKO był bezradny, do szpitala przecież nie pójdzie bo natychmiast zostanie zatrzymany, jest przecież poszukiwany. Z każdą godziną czuł się coraz gorzej, czerwona linia powoli zmierzała w stronę smoczego serca. Smok zrozumiał czemu odciętej głowie ZASZCZUJA wykręciły się usta w coś przypominającego uśmiech. Początkowo myślał, że tak jak kura po ścięciu głowy jeszcze podskakuje tak denatce musiały się wykrzywić mięśnie ust. Teraz już może być pewien, że to był prawdziwy uśmiech feministki, która nie odpuściła do końca, z pewnością była pewna, że jej trucizna zabije smoka.

KOKO LOKO mógł zrobić tylko jedno. Wiedział, że toksynę może zwalczyć tylko inna toksyna. Oglądając kiedyś program przyrodniczy zauważył, że ukąszonemu przez jadowitego węża podaje się serum z jadu innej żmiji. Niestety na zabicie innej feministki i sporządzenie odtrutki z jej krwi było już za późno. Smok był już zbyt słaby, postanowił więc struć się alkoholem, wypił kilka litrów dobrej polskiej wódki, efekt wzmocnił kilkunastoma litrami piwa. Normalnego człowieka już dawno taka dawka zmiotłaby z ziemi ale dla życia KOKO LOKO wydawała się to ostatnia szansa.

Niestety lekarstwo nie podziałało. Smok leżał już sparaliżowany w łóżku, czerwoną kreskę od serca dzieliły już tylko centymetry. To były ostatnie minuty przed śmiercią. KOKO LOKO pogodził się ze zbliżającym się zgonem. Wiedział, że prędzej czy później musi się to tak skończyć. Liczył tylko, że przed śmiercią wykończy trochę więcej reprezentantów złego systemu. Wiedział jednak, że kto sra pod wiatr ten musi prędzej czy później poczuć smród w zależności od siły żywiołu. Gdyby dalej pracował w urzędzie skarbowym mógłby dalej żyć, gdyby leciał z wiatrem a nie pod wiatr byłoby mu łatwiej ale nie byłby sobą nie czułby się wolny.  

Smokowi przypomniała się pierwsza miłość poznana w młodości na obozie prowadzonym przez siostry zakonne dla biednej ale zdolnej młodzieży. Był lipiec, szary piasek Bałtyku i ona, nazywana przez innych samczyków  WAKCYJNYM SŁOŃCEM. Do momentu w którym ją poznał było mu wszystko jedno, żył z dnia na dzień, nic go nie obchodziło, nic go nie interesowało. Obserwując ją poczuł pierwsze, nieznane wcześniej uczucia. Zabiło mu serce, obudzone iskrą spowodowaną uderzeniem tysięcy piorunów. Musiał o nią rywalizować z innymi, oczywiście wszystkich pokonał używając swojej siły pięści. Nie zabił nikogo ale co to za życie gdy widzi się taką kobietę, smakuje sią ją już w myślach a ma się świadomość, że nic z tego, bo ona już wybrała KOKO LOKO. Był przy niej szczęśliwy nawet gdy masował jej stopy, malował paznokcie, mógł nawet sprzątać i robić jej posiłki, to nieważne było, ważne było jak na niego patrzyła, to jej uznanie w oczach, to jej figlarna mowa ciała, z której wynikało, że chce tylko jego... Teraz umierając smok czuł się dokładnie jak przy tej kobiecie, był, szczęśliwy, że porzucił haniebną pracę i poszedł pod prąd. Niczego nie żałował.  To już jego ostatnia minuta życia a potem kto wie. 

Śmierć smoka nie była jednak po myśli wszystkich. Przy łożu umierającego pojawiła się dziwna postać, Smok myślał, że to ŚMIERĆ przyszła po niego, ale to chyba nie była ona. Postać popatrzyła na chorego w agonii, stuknęła się w głowę i pokiwała przecząco głową, jakby zobaczyła jakiegoś kretyna. Wyjęła z kieszeni strzykawę i bez pardonu wbiła w serce smoka. Po dziesięciu minutach smok był jak nowo narodzony a nawet lepiej, czuł, że mógłby przenosić góry.

 Kim jesteś i co mi wstrzyknąłeś, zapytał KOKO LOKO. Jestem NOCNY MŚCICIEL a wstrzyknąłem Ci tylko mieszankę z hery, haszu, koki i LSD. Tylko to mogło podziałać jako odtrutka. Alkohol nie mógł podziałać jak lekarstwo, on Cię nie truje, przecież to Twoje paliwo. 
Mam dla Ciebie propozycję - mówiła dalej dziwna postać. Obserwuję Cię od dawna i widzę, że mamy zbieżne cele, też masz dosyć tego zepsucia obecnej władzy też masz dosyć tej wszechobecnej niesprawiedliwości, tego burdelu umysłowego jaki sieje ZAKON. Źle się jednak do sprawy zabierasz, walczysz sam, jesteś niczym dziki zwierz, atakujesz bez rozpoznania, na oślep, brutalnie niczym jakiś psychol, który uciekł z wariatkowa. Powinieneś zaatakować jawnie, dać ludziom nadzieję na obalenie reżimu. Zachowujesz się jakbyś czekał na śmierć i dobrze, ale powinieneś sprawić, że nie pójdzie ona na marne. Poświęć resztki swojego życia i obal reżim, uwolnij normalnych ludzi, przywróć im godność. Chcesz tego? Chcę - odparł KOKO LOKO. Dobrze więc. Pozwól, że coś Ci powiem. Nie jestem żywą istotą, mogę działać tylko nocą, moje możliwości są ograniczone, wyczuwam złych ludzi, czytam w ich złych zamiarach ale zabić mogę tylko w nocy i tylko jeżeli mnie zaatakują, potrzebuje nosiciela, wzmocnię Twoje siły. Uzyskasz możliwości o jakich nawet nie marzyłeś. Muszę tylko wejść w Ciebie. Wyjść mogę kiedy tylko zechcesz. Wchodzić będę tylko podczas akcji.
Coś mi się to wydaje trochę podejrzane, to nie jakieś zboczeństwo? Zapytał smok. Gdybyś uprawiał z kimś seks a ja w tym czasie byłbym w Tobie niewątpliwie byłby to trójkąt - szczerze odpowiedziała zjawa. Ok - zgodził się smok. Nie takie rzeczy się robiło w wojsku, uratowałeś mi życie, możesz wejść we mnie. 

Zjawa wchłonęła się w ciało smoka niczym najlepszy krem na zmarszczki. KOKO LOKO poczuł kure...ską moc. Roznosiła go energia. Wyskoczył z ziemianki i wzbił się w powietrze. Po kilku minutach znalazł się na jednej z głównych ulic Warszawy. Akurat zobaczył REDAKTORA KURCZOKA. Długo nie czekał i walnął mu z dyńki, ten się odbił i zatrzymał się na sygnalizatorze świetlnym. Otumaniony KURCZOK sięgnął po swoją arcymocną broń, tzn Lancę Sado Maso i chciał nią zdzielić smoka ale ta się odbiła od niego jakby od jakiejś niewidzialnej bariery ochronnej i uderzyła samego KURCZOKA charatając mu facjatę. Smok walnął z dyńki jeszcze raz. Dyńka tym razem spadła. Nastąpił natychmiastowy zgon. Smok zostawił kartkę przy denacie i odleciał. Na kartce pisało to: "Jestem KOKO LOKO GO-GO, były urzędnik skarbowy. Teraz rozliczę was wszystkich. Rozliczę cały zakon."
I tak to było.


Gdyby ktoś chciał sobie przypomnieć postać NOCNEGO MŚCICIELA to zapraszam tutaj, do zaprzyjaźnionego bloga:
A to moja rysunkowa adaptacja przygody NOCNEGO MŚCICIELA


wtorek, 12 lipca 2016

kobieta narzekająca na swojego partnera (kobietus pospolitus)


       Nie potrafię zliczyć ile razy zdarzyło mi się w pracy, podczas spotkania ze znajomymi czy na ulicy być świadkiem krępującego zjawiska, że jakaś kobieta narzeka na swojego partnera, zazwyczaj męża. Gdy znam taką kobietę a czasem i jej partnera a nie tylko podsłuchuję przypadkową rozmowę to zwykle mocno się dziwię. W kobietę miłą, do rany przyłóż, którą trudno zwykle wyprowadzić z równowagi nie raz gdy rozmawia z partnerem wstępuje szatan. Szatan ten wciska w usta takiej kobiecie najgorsze epitety i wulgaryzmy w sytuacjach gdy ta rozmawia o błahych wydaje się codziennych sprawach. Podanie dziecku  leku albo jego nie podanie, za długie przebywanie w sklepie albo za krótkie, nie podlanie kwiatków albo ich przelanie, nie wykonanie ułożonego przez kobietę planu dnia albo jego wykonanie ale nie w tej kolejności co kobieta sobie właśnie wymyśliła może być powodem zmieszania takiego pana z błotem. Kobietom najwyraźniej się wydaje, że jak już mają chłopa, to że mogą bezkarnie w dowolnej sytuacji nazwać go ofiarą losu, k..., ch..., ped... i na końcu oczywiście maminsynkiem i bez znaczenia ma fakt czy matka takiego pana jest zamieszana w konflikt czy też nie. W modzie jest teraz po prostu nazwać partnera maminsynkiem, to zdaje się być największa inwektywa w ustach kobiety. Zacznijmy od tego czy zwykle partner kobiety zasługuje sobie na codzienne pomyje od swojej pani. Mi się zwykle wydaje, że nie zasługuje. Dziś mężczyzna musi się pogodzić, że jak wchodzi w związek to przyjmuje jednocześnie rolę katalizatora negatywnych emocji swojej partnerki, jest taką oczyszczalnią ścieków złych emocji z którymi kobieta nie potrafi sobie poradzić. Mężczyzna ma wybór albo przyjąć tą rolę i się uodpornić albo pozostać samotnym wolnym strzelcem. Wydaje mi się, że dlatego też dziś jest tak wielu męskich singli, nie każdy jest na tyle twardy by wytrzymać z kobietą w związku. Dziwne to i zaskakujące. Jak ja coś zawalę w pracy to zwykle inne kobiety są dla mnie miłe, przełykają ślinę z uśmiechem i mówią, że nic się nie stało. Dopiero gdy zadzwoni do nich mąż to wtedy dopiero widzę, jak złymi emocjami nasiąkło ich ciało. Czasami to aż strach pomyśleć co czeka partnera takiej koleżanki z pracy, gdy ta wróci do domu. Pewnie nie raz to jest w ryj prosto z progu po otwarciu drzwi. Dlatego w pracy się staram mając na uwadze, że każde moje złe zachowanie może oznaczać rodzinny dramat jakiegoś pana w domu, jednocześnie licząc, że ktoś nie wkurzy za bardzo mojej połówki. Już powiedziałem, swojej koleżance, że nie chce słuchać jak ta bluzga swoją połowicę w pracy, że wprawia mnie to w zakłopotanie, teraz trochę przynajmniej się miarkuje i pisze głównie sms-y jak już nie wytrzyma. Mogę się nie raz tylko zastanawiać co np " kochanie w domu czeka Cię wpie..., domyśl się za co". Rozumiem, że od najbliższej osoby wymaga się najwięcej, sam jestem zwolennikiem tej zasady ale czy nie tak odłożony kubek, czy nie umyty od razu talerz zasługuje na motyw przewodni kłótni? Zaskakujące jest to, że wolne kobiety nie są lepsze, one też lubią ponarzekać na partnerów swoich koleżanek, nakręcając je przy tym jeszcze bardziej. Zaskakujące jest, że samotni faceci, obcy są lepiej traktowani od tych swoich, że ten obcy zawsze lepiej wygląda. Np moja Natalia doskonale wyłapuje komplementy obcych, nawet dzieci, czy strażnika z Biblioteki a moich nie pamięta. Gdy przypomnę sobie jak byłem traktowany na pierwszych spotkaniach a jak jestem traktowany na miesiąc przed ślubem to niebo i ziemia. Gdy wyjeżdżam na delegację to nie pamiętam jakiś fajerwerków a gdy wracam to pamiętam, że jest jakieś takie bardziej odświętne jej zachowanie. Dla mnie to nie jest do pojęcia. Nazwijmy to po imieniu to jest niesprawiedliwe traktowanie mężczyzn w związkach przez swoje kobiety. Więcej powiem to nie mężczyźni przestają być romantyczni, uczynni, piękni i młodzi. To po prostu kobiety z miejsca zaczynają traktować takich panów gorzej licząc, że na takich można sobie poużywać. Więcej szacunku i zrozumienia drugiej strony się należy, jeżeli nie chcecie by wasi partnerzy zasilili szeregi wolnych strzelców a same nie jesteście gotowe powrócić do ligi wolnych kobiet, które muszą brutalnie
walczyć o najlepsze kąski jakie pozostały do wzięcia.

poniedziałek, 4 lipca 2016

50 pierwszych randek -wersja bardzo niebajkowa

Pamiętacie taki film pod polskim tytułem "50 pierwszych randek"? Adam Sandler nie irytował bardzo swoim błazeńskim zachowaniem tak jak to miał w zwyczaju w innych produkcjach, a Dru Berrymore była taka ładna, seksowna i niewinna. Można było tak wyobrazić sobie idealną dziewczynę do związku. Byłem wtedy licealistą - idealistą, jeszcze romantycznym i wrażliwym. Non stop słuchałem wtedy "Slave to love" z tej produkcji, to był mój hit. Słuchając tego przeboju marzyłem o poznaniu takiej kobiety Jak Dru z tego filmu i pragnąłem się jej oddać w niewolę miłości. No cóż młody byłem wtedy i głupi. Dla nieznających filmu przypominam, że akcja filmu polegała na tym, że gościu poznał idealną kobietę, ładną, biuściastą, blondynkę, z poczuciem humoru, nie puszczającą się, nie księżniczkę, no męski ideał kobiety. Niestety miała jeden feler. Cierpiała na rzadką chorobę objawiającą się tym, że po urazie głowy jej pamięć zatrzymała się na dniu wypadku. Do tego momentu pamiętała wszystko oprócz samego wypadku. To co się działo z nią później zapominała każdej nocy podczas snu. I w takiej kobiecie zakochał się Adam Sandler. Historia bardzo romantyczna. Co dzień musiał zdobywać swoją ukochaną od nowa, bo ona wszystko w nocy zapominała. No cóż film wtedy bardzo mi się podobał i dziś go mogę polecić. Teraz jednak pragnę przedstawić wam wizję co by się stało gdyby taką przypadłością został dotknięty mężczyzna, mąż, ojciec trojga dzieci.

Jest 30 czerwca 2016 r. niedługo wybije północ. Janusz oglądał mecz Polska - Portugalia, pił piwo i jadł czipsy, z żałości po przegranym w tak frajerski sposób meczu doznał wylewu do mózgu.

1 lipca 2016 r. - szpital powiatowy - załamana żona Janusza słyszy wyrok od lekarza. Pani mąż nie będzie taki jak był do tej pory, w skrócie niech pani sobie obejrzy 50 pierwszych randek, mąż ma dokładnie tak samo. Kobieta płacze, martwi się o siebie, dzieci, finanse no i męża, jaki był taki był ale był. Chlał piwo, awanturował się, znikał z kolegami w nocnych klubach ale wracał i zarabiał, czasem się sprawdzał w łóżku ale nigdy gdy ona akurat miała ochotę. Co teraz będzie?

3 lipca 2016 r. - żona ma niedzielę ale u Jana do usranej śmierci będzie tylko czwartek a to dzień pracujący. Jego pech, że nie dostał wylewu w sobotę czy niedzielę, albo chociaż piątek, Jan jak w każdy czwartek idzie na budowę i zarabia na żonę i małe dzieci. Wieczorem ogląda mecz i jak zwykle ma nadzieje, przed północą zasypia wreszcie w konwulsjach.

3 lipca 2017 r. - u Jana jak zwykle czwartek, żona już się przyzwyczaiła, że jej mąż pracuje 7 dni w tygodniu, 365 dni w roku. Takie życie. Wszyscy ją żałują, bo jej mąż nie jest już zdrowy. Ona się już przyzwyczaiła, dostała na niego pieniądze dodatkowe z opieki społecznej i rentę, jak już wspomniałem mąż dużo pracuje, może mieć kochanka a jak mąż się dowie to i tak na drugi dzień zapomni. W dniach okresu może zrobić mu Sajgon, wyładować swoje frustracje i tak nie będzie musiała przepraszać. Uwielbia patrzeć jak mąż z nadzieją ogląda co dzień ten sam mecz,  za każdym razem nie może się nadziwić, bo mąż zawsze ma inny grymas twarzy po porażce. Gdy potrzebuje odskoczni od wszystkiego jedzie sobie na wczasy a męża zostawia samemu sobie w domu, czasem go przykuje do kaloryfera. Można tak żyć.

3 lipca 2018 r. - pojawił się super lek na dolegliwość Jana, żona nie może dopuścić do sytuacji w której Jan odzyskuje świadomość, planuje morderstwo lekarza, który zaproponował terapię, planuje morderstwo męża i swoje w ostateczności.

3 lipca 2019 r. - mimo śmierci lekarza prowadzącego Jan odzyskuje świadomość, jego umysł nie mógł już tak dłużej żyć i sam się uzdrowił. Janowi przypomniały się wszystkie ostatnie czwartki. Podrapał się po głowie i po chwili namysłu zawołał Halinka... ku.. chodź tutaj. Co się potem wydarzyło sami sobie dopowiedzcie.

sobota, 2 lipca 2016

Jak zakisić ogóra w te wakacje? poradnik dla aktywnych mężczyzn, wiedzących, że samo z nieba nie spadnie

W głowie mam pomysł na kolejny odcinek o śniętych królach ale jakoś mało mnie zachęcacie w komentarzach do pisania kolejnych odcinków, być może to co piszę nie jest w ogóle śmieszne i się kompromituje, nie chciałbym dostarczać rozrywki na poziomie programu "YaYo". Pewnie część z was słyszała już o tej produkcji co nie co. Obejrzałem jeden odcinek i mam naprawdę dosyć. Żarty w tym kabarecie to chyba sam Kurski i reszta polityków PIS musiała pisać. W moim cyklu o śniętych królach w kolejnym odcinku miałoby się pojawić erotyczne tango Kurczoka z  Rudym Lisem, w tle przewinęłaby się Hanka co jej Niemiec nie chciał. Koko Loko uwolniłby kilku więźniów politycznych w tym tego najważniejszego. Pojawiłaby się organizacja KOD ale nie taka jak ją znacie. Co wy na to, żeby dalej ciągnąć tą żenującą serie?

W ogóle to mam taki pomysł, żeby mój blog szedł w kabaret. Nie wiem czy jestem na tyle śmieszny ale mógłbym próbować sił w komentowaniu poczynań polityków. Mam pomysł na cykle notek w których bym , wyjaśniał pradawne znaczenie słów, skąd się wzięły i co kiedyś oznaczały a co dziś, takie coś jak Miodek czy Bralczyk tylko, że lepsze. Pomysł też jest na analizowanie tekstów z polskich piosenek, głównie disco polo ale nie tylko, chciałbym ujawniać ich ukryte, nie dostrzegane, filozoficzne przesłania. Prosiłbym o sugestie, czy się nie gasić czy próbować jednak.

No dobrze ale przechodzę do głównego tematu tego tekstu. Chodzi o to jak zakisić ogóra w lato. Może najpierw zanim powiem jak to zrobić to powiem skąd się w ogóle wzięła u mnie odważna idea zakiszenia ogóra. Jest lato, jest gorąco, wręcz upalnie, robić się nie chce, pić się chce, człowiekowi przyzwyczajonemu do luksusu sama woda nie wystarczy a słodkie napoje z marketów rujnują zdrowie i nie mam ochoty sięgać więcej po nie. Sok z ogórków jest idealnym napojem pomiędzy kawą czy herbatą. To po pierwsze. Po drugie wybierając się w odwiedziny do narzeczonej, moja matka obdarzyła mnie ogórkami z przydomowego ogródka. Było ich sporo. Pomyślałem sobie po co mi one. Ile można jeść mizerie? Moja twarz też nie potrzebuje kosmetycznych okładów z ogórków, w sumie jej już nic nie pomoże, szkoda marnować pożywienie. Nie przypomniałem sobie wtedy innych sposobów na wykorzystanie ogórka... Po niedługim czasie wpadłem jednak na genialną idee zakiszenia ogórków. Przypomniały mi się takie lekko zakiszone dwutygodniowe ogórki, które robił wujek. Są świetne. Pasują do wszystkiego w lato, do obiadu, jako przekąska, do wódki, do wszystkiego. Przede wszystkim są twarde, lubię jak mi coś chrupie między zębami, są też orzeźwiające, a to bardzo się liczy w taką pogodę jak teraz, skutecznie gaszą ból-a jak się ma ochotę na cokolwiek. Coś w stylu przestań się fochować zjedz ogóra lekko skwaszonego.  Nie to żebym nie lubił ogórków kiszonych, ale te się je o innej porze roku, to innego rodzaju przyjemność już. O tej porze roku najlepiej smakują właśnie młódki. Nie lubię tylko przekiszonych starych, rozmemłanych ogórków, które tracą już kolor. Z braku laku też będą, ale jak są młode to wolę młode ogóry. 

Wszystko co mi trzeba chyba mam: ogórki, wodę, wiadro 5-litrowe po słodkim serze (nie wiem skąd ale mam), folię przeźroczystą taką jak wykorzystywał wujek  też mam, koper, czosnek oczywiście też się znajdzie. Muszę tylko jeszcze poszukać jakiegoś przepisu, żeby nie pomylić się w sztuce kiszenia. Niestety spragnieni praktycznej wiedzy nie otrzymają jej tutaj. To poradnik a nie instrukcja obsługi. Każdy niech sam znajdzie własny, ulubiony sposób na zakiszenie. To tak jak w życiu, najpierw człowiekowi dużo o czymś mówią, ten nabiera sam ochoty, nie dostaje gotowca ale sam musi poszukać informacji i wtedy to coś bardziej docenia niż wtedy gdy miałby wszystko podane na tacy. Najbardziej ekscytujące jest gonienie króliczka, smyrnięcie go, pomacanie zwiastujące sukces a później obejście się smakiem bo jednak nam się wywinął. Dorwanie króliczka i zrobienie sobie z nim co się chce nie ma nic już z przyjemności to już sama czarna robota, krew i pot. Także moi drodzy czytelnicy do dzieła! Kiście ogóry i się nimi zajadajcie.

sobota, 25 czerwca 2016

Zmierzch śniętych króli - druga krew (odcinek drugi)

Po zabiciu naczelnika urzędu skarbowego byłem zaskakująco spokojny, mój umysł był jasny, wręcz opuścił mnie stres jaki towarzyszył mojemu codziennemu życiu. Poczułem się wolny tak jak wtedy kiedy walczyłem w rewolucji. W sumie to nawet byłem w tym momencie bardziej wolny niż podczas rewolucji. Wtedy walczyłem za cudze idee, ale tez starałem się chronić najbliższych. Teraz jestem sam, nikt mnie nie ogranicza a idee sam sobie nakreślam. Wiedziałem dobrze, że zabójstwo naczelnika nie ujdzie mi na sucho, że  w końcu ZAKON mnie dorwie. Postanowiłem sobie jednak, że postaram się żeby było to jak najpóźniej, a do tego czasu zamierzałem zrobić zamęt i odebrać życie kilku sku...synom, którzy na to sobie zasłużyli. Nie żal było mi naczelnika, to był kawał ch..a. 

Będąc sam na sam ze zwłokami POWIATOWEGO CELEBRYTY miałem kilka minut na szaber. Zabrałem wypchany portfel denata i bitewne artefakty. Pindole zostawiłem sobie, kto wie kiedy jeszcze mi się do czegoś przydadzą. Peruka Wolfganga była na mnie za mała i musiałem ją opchnąć na czarnym rynku. Wyszedłem spokojnie z urzędu jakby nigdy nic, do swojego mieszkania już nie wróciłem. Nic tam wartościowego nie zostawiłem, nie było mi go żal. Musiałem znaleźć jakąś kryjówkę. Nic mi nie przychodziło do głowy więc w lesie pod wieżą nadawczą wykopałem sobie ziemiankę. Zasięg idealny, internet LTE i prąd za darmo bo się podpiąłem pod stacje na ostro a do tego nieoczekiwany bonus w postaci podsłuchu przypadkowych transmisji danych na terenie powiatu. Po dobie prób metodą prób i błędów nauczyłem się podsłuchiwać dowolne rozmowy które przechodziły przez stację nadawczą. Pomyślałem sobie, całkiem nieźle KOKO LOKO.

Forsę na najpotrzebniejsze wydatki miałem, kryjówkę sobie znalazłem ale operacji plastycznej zrobić sobie nie mogłem. Jako przyszły seryjny zabójca musiałem zadbać o anonimowość, nie mogłem sobie paradować po mieście z moją charakterystyczną facjatą. Wpadłem na całkiem dobry pomysł i uszyłem sobie czarną burkę czy tam nikab, nie znam się na tej bliskowschodniej kulturze ale wydawało mi się, że będę przypominał wyglądem ortodoksyjną muzułmankę. Zakładałem, że nikt nie zechce zajrzeć pod tkaninę muzułmance zwłaszcza takiej grubej jak ja. Pod tymi charakterystycznymi szatami mogłem schować całkiem sporo broni. Stałem się anonimowy, w powiecie było pełno arabskich uchodźców, którzy pojawili się w kraju po tym jak władzę przejął ZAKON, ponoć Europa naciskała na ich przyjęcie. Niczym się nie wyróżniałem, mogłem swobodnie chodzić sobie ulicami i planować przyszłe morderstwa suk..synów, którzy zasłużyli sobie na anihilację.

Minął miesiąc od mojego pierwszego morderstwa od czasów rewolucji. W mieście przez chwilę było zamieszanie, był jakiś tam marsz milczenia przeciw przemocy, przyjechała specpolicja z województwa. Na szczęście wszystko szybko się uspokoiło, policji nie udało się wpaść na mój trop, uznano, że powodem morderstwa była zemsta za zwolnienie z pracy a nie nienawiść do systemu władzy, nienawiść do ZAKONU. Tak naprawdę nikt specjalnie mnie nie szukał. POWIATOWY CELEBRYTA nie był lubiany na wyższym szczeblu władzy. Jedyną osobą, która wciąż mnie intensywnie szukała był KAZIMIERZ ZASZCZUJ, brat byłego naczelnika, jednocześnie dyrektor lokalnego urzędu pracy. Sku.. i kawał ch... tyle powiem. Swego czasu byłem bezrobotny, nie mogłem znaleźć zatrudnienia, jako, że wiedziano, że popierałem starą władzę. Proponował mi pracę poniżej moich umiejętności, najpierw przy zbieraniu azbestu ze starych budynków za 3 zł za godzinę, odrzuciłem tą propozycję. Następnie zaproponował mi pracę jako mężczyzna do towarzystwa w Domu Pomocy Społecznej dla starszych zasłużonych partyjnie emerytek. Tą propozycje też odrzuciłem. KAZIMIERZ ZASZCZUJ uznał, że jestem nierobem i wykreślił mnie z rejestru bezrobotnych, pozbawiając tym samym ubezpieczenia. Dziś już w powiecie jest zerowe bezrobocie, właśnie dzięki takim praktykom. Poza tym to feminista czystej postaci, popiera karę kastracji za oglądanie porno przez mężczyzn, wyznaje ideologię gender i popiera aborcję na życzenie. Wini wszystkich mężczyzn w tym siebie za wszelkie niepowodzenia kobiet, przez to w podległym urzędzie zatrudnił wyłącznie kobiety walczące o prawa kobiet. Wyobrażacie sobie cokolwiek załatwić w urzędzie z taką obsadą? Uznałem, że dla mojego dobra i dobra innych KAZIMIERZ ZASZCZUJ musi zginąć. 

Była trzecia rano gdy KAZIMIERZ wyszedł z baru dla feministek. Wybrałem tą właśnie porę, wiedziałem, że będzie bardziej osłabiony niż zwykle. Seks, alkohol, brak snu musiało zrobić swoje. Śledziłem go przez dwie ulice. Upewniwszy się, że raczej nie będzie świadków zrzuciłem arabskie szaty. rozprostowałem skrzydła i wzbiłem się w powietrze by z góry dając susa w dół uderz go i przygnieść swoim cielskiem. I tu pierwsze zaskoczenie. Zrobił unik. Obiłem sobie tylko dupę o chodnik wyłożony kostką. Był trzeźwy, nie wykazywał oznak zmęczenia seksem, wydawał się wyspany nie to co ja. Pomyślałem sobie i chu... z tego, to tylko cherlak a ja jestem smokiem. Już moje smocze pięści wycelowały w facjatę ofiary, gdy ten zrzucił z siebie ubranie. Moim oczom ukazały się małe ale zgrabne cycki i wygolone łono. Doskonale widziałem bo latarnia wszystko dobrze oświetlała. Ręce mi opadły a wzrok utkwił  na cyckach. KAZIMIERZ ( czy to na pewno KAZIMIERZ?) wykorzystał moją nieuwagę i ranił mnie ukrytą kosą w ramię. W ostatniej chwili zdążyłem się zasłonić. Inaczej męda podcięłaby mi szyję. Krew jednak popłynęła. Nie myślałem wiele i jednym ruchem wyjąłem mój arabski miecz, który pasował mi do przebrania a drugim ruchem ściąłem głowę nieszczęśnicy. Przez chwilę patrzyłem na ciepłe jeszcze nagie ciało bez głowy. Pomyślałem sobie, że to straszne marnotrawstwo, taka szkoda, była jeszcze całkiem ładna. Kiedyś miałbym ten obraz przed oczyma przed każdym zaśnięciem. W tej chwili nie czułem już nic, był to dla mnie kolejny wyeliminowany potwór. Upozorowałem próbę gwałtu mając nadzieję, że nie powiążą jeszcze i tym razem tego morderstwa z moją krucjatą przeciw choremu systemowi. Wróciłem do mojej ziemianki i smacznie zasnąłem bo było już późno a właściwie to już wcześnie rano.

wtorek, 14 czerwca 2016

Zmierzch śniętych króli - Początek (odcinek 1)


Pięć lat już minęło od czasu gdy zakończyła się wojna domowa. Zginęła CESARZOWA BEATA, nie wiadomo co się stało z MAŁĄ SZARĄ EMINENCJĄ. Unicestwieni zostali tysiące bojowników po obu stronach konfliktu. Władzę w kraju zdobył ZAKON skupiający potężnych wojowników z których najwięksi to minister wojny WU CZEN GA (dewiza: nigdy nie płacę swoich długów) oraz minister finansów RYSZARD LWIA GRZYWA - pięknowłosy młodzieniec znający antyczne sztuki walki. Z racji tego, że jest obecnie moim przełożonym uważam go za narcystycznego bufona, który najpewniej trzepie do lustra, nie chciałbym go jednak spotkać w ciemnej ulicy, wiem, że jetem zbyt słabym wojownikiem, żeby się z nim zmierzyć.

Kraj powoli podnosi się ze zniszczeń a zwykli ludzie znowu mogą wieść w miarę spokojne życie. Wszystko to jednak pozory. Nic już nie jest takie jak było przed krwawą rewolucją. Dziś rządzi brutalna siła. Najmocniejsi wojownicy, wspomagani przeróżnymi wojennymi gadżetami dyktują warunki słabszym. Można wieść bezpieczne lecz marne życie jako niewolnik ZAKONU lub w drodze pojedynków przejść do wyższej kasty. Wojować o lepszy los można legalnie uczestnicząc w organizowanym raz na cztery lata TURNIEJU ŚNIĘTYCH KRÓLI w którym może wziąć udział każdy, nawet najgorszy przestępca, nie ma to znaczenia. Niestety prawie każdy przegrany ginie. Można też zostać renegatem i kroczyć drogą społecznych wyrzutków. Ta droga również bardzo często kończy się śmiercią.

Wybrałem życie niewolnika. Dosyć napatrzyłem się na śmierć podczas wojny. Widziałem jak giną moi wszyscy bliscy, brat, matka, żona, dziecko i dziadkowie. Z nimi zginęły moje ideały. Dziś pragnę tylko przetrwać. Jako w pełni silny młodzieniec wierzyłem podczas rewolucji, że będę w stanie obronić najbliższych. Nie byłem w stanie jednak obronić nawet samego siebie. Byli silniejsi i sprytniejsi. Nie zginąłem tylko dlatego, że należąc do rasy smoków, posiadam unikalne możliwości i jestem użyteczny dla nowej władzy. Zgodziłem się współpracować. Pracuję dziś jako komisarz drugiego stopnia w urzędzie skarbowym w dziale egzekucji.  Komisarz drugiego stopnia KOKO LOKO, jak to chu.. brzmi, no ale dziś już mi to zwisa. Jak przedsiębiorca nie płaci podatków to leję po mordzie, jak się nie zgadza z decyzją urzędnika to ja jestem pierwszą instancją i również leję po mordzie. Czasem zdarza mi się przegrać i potem jest II instancja a w razie konieczności jest sąd I instancji i sąd II instancji, są apelacje i kasacje. I tak toczy się teraz moje żałosne życie. Od mordobicia lemingów do mordobicia lamusów.

Dzisiejszy dzień był inny od pozostałych. Po przebudzeniu poczułem iskrę z ognia który ogarnął mój umysł i serce podczas rewolucji.. Będąc w pracy zostałem zawezwany "na dywanik" do naczelnika urzędu. Stanowisko to pełnił POWIATOWY CELEBRYTA. Cherlak posiadający układy z ZAKONEM, któremu przysłużył się jeszcze przed wybuchem wojny, wkładając na żywo w telewizji we własne odchody flagę ówczesnej władzy. ZAKON w ramach wdzięczności zrobił z niego naczelnika mojego urzędu. Marny z niego wojownik, właściwie żaden, chociaż nie można go lekceważyć. Zgromadził różne ciekawe wojenne artefakty. W pracy zawsze ma na nosie pindole, przez które widać, co kto nosi pod ubraniem. Nie oficjalnie każdy wie, że aby awansować w pracy, dostawać lżejszą robotę i mieć większe premie trzeba do pracy przychodzić bez bielizny ku uciesze naczelnika. Zboczeniec, bez różnicy jest czy to chłop czy baba, ma chodzić bez bielizny. Oczywiście ja chodzę w luźnych bokserkach i to razi mojego przełożonego, traktuje to jak niesubordynacje. POWIATOWY posiada też perukę Wolfganga, która potarta wytwarza prąd o zabójczym natężeniu. 

Naczelnik tak jak podejrzewałem postanowił mnie zwolnić, nie mógł znieść mojej bieliźnianego protestu. Nie lubiłem tej roboty i tak. W inny dzień nawet bym się nie przejął ale dziś pamiętając iskrę z rana jeb... z całej w nochala naczelnika, aż mu spadły z niego pindole. Od razu zaczął pocierać swoją perukę i wytworzył zabójczy prąd. Tępak jednak nawet tego nie wiedział, że skóra smoka jest tak gruba, że nie przewodzi prądu, a zwłaszcza moja zaprawiona w boju. Jeb.. go jeszcze raz tym razem z arbuza i ostatecznie przebiłem bananem. Przynajmniej miał przyjemną śmierć. Tak oto skończyła się moja wegetacja w urzędzie, wtedy zostałem renegatem.


sobota, 21 maja 2016

Koko Loko i Zakon Śniętych Kruli - oficjalny plakat

Czytalibyście coś takiego?

Ostatnio oglądam dużo anime i mam ochotę napisać serię w stylu japońskich kreskówek o superbohaterach, nadprzyrodzonych mocach, niekończących się pojedynkach. Nie zabrakłoby też ciętych dialogów.

Akcja historii działaby się w równoległym świecie, pięć lat po obaleniu w wyniku przewrotu społecznego Cesarzowej Beaty i Szarej Eminencji. Światem rządzą potężni wojownicy, decydujący o losie słabszych. Zmienić swój los można tylko poprzez walkę ryzykując swoim życiem podczas Turnieju organizowanego co cztery lata przez Zakon Śniętych Kruli.

Mam już kilka profili psychologicznych głównych postaci serii:

1. Smok Koko Loko - kto czyta bloga ten wie. Lubi dobrą zabawę, m. in. alkohol, papierosy. Nie przeciętnie inteligentny, konserwatysta. Jego super moce to zianie ogniem i latanie.

2. Wu Czen Ga (Anty Ali) - wędrowny bezdomny, miłośnik  demokracji, którą poznał przy okazji studiując wschodnie sztuki walki w Mongolii za panowania Czyngis-Chana. Świetnie włada Legendarnym Kijem Demotywatorem za pomocą, którego potrafi w wypadku zagrożenia przywołać jako żywą tarcze podobnie myślących jak on z obrębu 10 km.

3. Czykako "Buls"- wybitny humanista, poliglota, który włada każdym językiem świata. Wyszkolony w samurajskich służbach specjalnych u samego Szoguna Japonii. Obdarzony niezwykłą siłą fizyczną. Jego specjalnością jest wielki stalowy młot, po uderzeniu, którego pozostaje już tylko wziąć kredyt i zmienić pracę.

4. Krul Ryszard Lwia Grzywa, Leonardo da Vinci swoich czasów, bystry, umysł, zna się na piniądzach, historii i geografii, tak naprawdę to na wszystkim się zna. Dzięki swojej włóczni Rubikonia potrafi na krótką chwilę spowodować omamy u przeciwnika. Przez co mylą mu się pojęcia, daty historyczne i geograficzne, po prostu grzebie w jego umyśle co może doprowadzić nawet do psychozy.

5. Szalona PIH PIH, Zakochana nieszczęśliwie w Krulu Ryszardzie Lwia Grzywa. Nieszczęśliwie bo Ryszard kocha tylko swoje odbicie w lustrze, czasem co najwyżej jeszcze żonę. PIH PIH uważa, że tylko ona może w pełni docenić jego geniusz. Wiernie służy swemu ukochanemu jadowitym językiem i hipnotyzującym ofiarę spojrzeniem. Dąży do unieruchomienia swojego przeciwnika bądź to spojrzeniem bądź jadem, następnie skalpuje tępym nożem wedle uznania.

6. Krul Niczego. Niby Krul Europy ale jednak bez ziemi. Omamiony przywództwem najpotężniejszego państwa, pozbawiony jakiejkolwiek władzy. Brak znanych supermocy. Zna bardzo skuteczną technikę obrony, tj. żonglerkę bombami.

9. Burdel Mama (Buka). Faktyczny Cesarz Europy ale jeszcze bez tytułu. To ona odpowiada za chaos i anarchię w Europie, w dodatku dąży do władzy absolutnej. Najmocniejszy przeciwnik. Zna wiele technik walk i posiada wiele skutecznych broni. Ze znanych to są pejcz sołtysa, pas Hasyda, AK-47.

I co wy na to na taką serię?

sobota, 23 kwietnia 2016

Wyścig - Jenny Martin - recenzja

Nie czytam zbyt wielu książek. Przebrnę średnio przez zaledwie dwie może trzy książki w roku. To nie to, że nie lubię czytać. Lubię, ale nie zawsze mam czas żeby przeczytać książkę na raz od deski do deski, a inaczej nie potrafię. Nie lubię przerywać czytania tak samo jak nie lubię reklam, które przerywają film w najlepszym momencie. Znacie z pewnością ten dyskomfort, gdy musicie wrócić do rzeczywistości i zrobić coś co należy do naszych obowiązków a nie przyjemności. Byłoby jeszcze gorzej ze mną gdyby nie moja zakochana w książkach narzeczona. Natalia bardzo dba, żeby jej przyszły mąż zupełnie nie zaprzestał czytania książek. Właśnie dzięki mojej ukochanej mogłem przeczytać w tym roku swoją pierwszą książkę, Wyśćig autorstwa Jenny Martin. Nie jest to byle jaka książka bo jest to nowość, która ukazała się w Polsce dopiero trzynastego kwietnia. Więc jest to świeżynka a wszystko co nowe jakoś bardziej mnie interesuje, mimo, że czasami można się zawieść. Wydaje mi się, że książka nie jest skierowana do mężczyzn i to jeszcze w wieku 30 lat, a bardziej do nastolatek, które mogłyby się utożsamiać z główną bohaterką. Czemu tak uważam to się za chwilę przekonacie, przyznam jednak już teraz, że dobrze mi się czytała to historia i nie żałuję, że ją przeczytałem. 

Akcja powieści dzieje się w przyszłości, na jednej ze skolonizowanych planet. Mimo istniejącego rządu faktyczną władzę dzielą między siebie korporacje, które do złudzenia przypominają działania tych współczesnych. Dobrze jest tylko garstce korporacyjnych Sixerów, którzy bez ograniczeń mogą korzystać z dobrodziejstw świata. Cała reszta skazana jest na niewolniczą pracę dla korporacji lub na głodówkę ewentualnie na śmierć w przypadku gdyby komuś do głowy przyszedł bunt. Jedyną wspólną rozrywką wszystkich i tych bogatych i tych biednych są wyścigi samochodowe. Wokół wyścigów samochodowych zbudowana jest cała fabuła. Dzięki temu, że odniosło się sukces jako kierowca można się wybić z biedy. Bogaci utrzymując zespół samochodowy pokazują swój prestiż, manifestują swoją władzę. Jest to również sposób  na przejęcie lub utratę aktywów finansowych, bo Sixerzy lubują się w hazardzie. Główną bohaterką jest siedemnastoletnia Phoebe. Jest utalentowaną kierowcą (dla feministek kierowczynią?), która ściga się w nielegalnych, ulicznych wyścigach. Po jednym takim wyścigu Phoebe zostaje zatrzymana przez Patrol Międzygwiezdny i dostaje ultimatum albo będzie jeździć dla znienawidznego przez nią Benroyala, właściciela największej korporacji albo ona i jej bliscy zostaną skazani i zesłani na ciężkie roboty w kopalni na innej planecie. W ten sposób Phoebe z nizin społecznych trafia do wielkiego świata korporacyjnych, do świata, którego tak bardzo nienawidzi. Na szczęście nie będzie tam sama. Jej pilotami, którzy mają prowadzić Pheobe podczas wyścigów zostają Cash i Bear, obaj są nią zainteresowani ewidentnie nie tylko na płaszczynie zawodowej i ona jest im również przychylna. Wszystko to przypomina mi trochę Igrzyska Śmierci, gdzie wywiązuje się podobny trójkąt miłosny. Zastanawiam się czemu, autorzy książek dla nastolatek ograniczają się tylko do dwóch amantów. Czemu nie zrobić by ich ze trzech albo nawet siedmiu. Jak mieć dylemat miłosny, kogo wybrać a kogo spławić to już na całego. Można by też odejść trochę od schematów i stworzyć sytuację w której bohaterka nie rezygnuje z żadnego, żyjąc w związku z kochankami albo, że sama jest tą drugą będąc nieszczęśliwie zakochaną. Niestety autorka trzyma się schematów. Przynajmniej Pheobe od razu wie kogo kocha a kogo traktuje jako tylko przyjaciela i zastanawia się jedynie nad tym jak im to powiedzieć. 

Książka trochę rozczarowała wizją przyszłości, która poza niewielkimi różnicami przypominają współczesne czasy. Wyścigi  samochodowe do złudzenia przypominają formułę 1 albo amerykańskie wyścigi samochodów po owalnym torze. Zresztą mało w książce jest szczegółowych opisów samych wyścigów, co trochę zaskakuje, bo jak już wspomniałem w tej historii wokół wyścigów wszystko się toczy. Dużo tutaj za to jest dylematów miłosnych głównej bohaterki, a także polityki i szykującej się rewolucji, która ma w zamiarach skutkować pozbawieniem władzy korporacyjnych. Trochę przypomina mi się pod tym względem seria Zbuntowana. Rozczarowało mnie również to, że na końcu książki akcja się nie kończy. Szykuje się więc zatem kolejna trylogia, którą można porównywać ze Zbuntowaną i Igrzyskami Śmierci.

 Podsumowując książka jest dobrze napisana, szybko się czyta. Mnie jako trzydziestoletniego faceta irytują zachowania zbuntowanej nastolatki lubującej się w skórze i glanach, nie słuchającej co się do niej mówi ale takim nastolatkom może przypaść do gustu ta książka. Tacy faceci jak ja też mogą ją przeczytać chociażby po to, żeby dowiedzieć się co siedzi w głowie nie dorosłym jeszcze pannom i co ich  może czekać gdy urodzi się im córka i gdy trochę jeszcze podrośnie.

niedziela, 10 kwietnia 2016

Sezon na miłość a dwie połówki jabłka

Tak się składa, że dni się robią coraz dłuższe i jak idę do pracy i z niej wychodzę to jest jeszcze widno, przez co mogę dostrzec, że w końcu nastała moja najbardziej ulubiona pora roku czyli wiosna. Trawa się zieleni, drzewa zaczynają kwitnąć, kwiaty pachnąć, owady wydają z siebie wiosenne dźwięki ale co najważniejsze jeszcze nie gryzą i kąsają. W powietrzu unosi się woń chętnych do kopulacji zwierząt, szykujących się na wiosenną orgię, której owocem będzie przekazanie życia. Trudno, żeby w ten okres i ludzkie serce mocniej nie zabiło. Moje już dawno jest zajęte, ale mam świadomość, że wiele ludzkich serc teraz właśnie mocniej chciałoby zabić a musi usychać z tęsknoty do innej osoby. 
Spotkałem się wczoraj z bratem i jej narzeczoną i chwilę rozmawialiśmy o jego koledze, który dobił właśnie trzydziestki, a który wciąż nie może znaleźć sobie życiowej partnerki. Zastanawialiśmy się co jest z nim nie tak. I nie bardzo coś mogę powiedzieć złego na jego temat. Jest dość przystojny, przynajmniej trzeba powiedzieć, że nie jest brzydki. Może nie jest za bogaty, ale prace ma, coś tam potencjalnej dziewczynie może zaoferować. Nie jest napaleńcem, z tego co wiem na pierwszych randkach nie chce się całować a o seksie to nawet nie pomyśli. Jedyną jego wadą to jest sknerstwo, ale ponoć na  pierwsze randki nie żałuje grosza. Nasze dziewczyny zgodnie przyznały, że mu nie wychodzi bo za bardzo chce, że nalega na spotkania, mówi o dopiero poznanych dziewczynach jak o narzeczonych, chciałby od razu pominąć etap narzeczeństwa najlepiej, idealizuje każdą kobietę i mówi, że są dobre, rozsądne piękne.  Od razu gotów jest oddać się siebie całego. Ponoć kobiety takie zachowanie odstrasza, że niby facet wychodzi na zdesperowanego i budzi to strach. No ale przed czym się pytam? Co w tym jest złego, że ktoś bardzo chce? Z drugiej strony moja narzeczona ma wiele koleżanek, które są już w sile wieku ( czyli ok trzydziestki) a są same, jakoś adoratorów na horyzoncie u nich nie dostrzegam, choć wydaje się, że same nie chcą dokończyć swojego żywota. Nic nie robią żeby się ich status na facebooku zmienił i tylko czekają a jak już się im ktoś trafi to głównie tylko oceniają, zamiast dostrzec pozytywy. Nie są jakimś ułomkami, nie są najbrzydsze, są wykształcone, mają swoje dziwactwa ale która kobieta ich nie ma? I teraz tak sobie zadaję pytanie, czemu tak wiele osób jest samotnych pomimo tego, że większość z tych osób marzy o związku, tęskni za drugą osobą. 
Teraz stawiam odważną tezę. Wydaje się mi, że to przez fałszywy mit wpajany przez media o idealnym związku złożonego z dwóch połówek jabłka. Ludzie wierzą w idealną miłość, wierzą, że Bóg przeznaczył dla nas idealną drugą połówkę, a naszym zadaniem jest tylko ją znaleźć. Rzadko się to udaje ale jak się uda skleić już te raz rozdzielone połówki to już potem jest raj na ziemi i taki związek, że śpiewa się o nim w piosenkach, kręci filmy, pisze wiersze. Kłamstwo! Miłość w żadnym wypadku nie jest jak połówka jakiegoś tam owocu. Ludzie mają w podświadomości zapisany wzór takiej idealnej miłości i potem jak już dochodzi do pierwszej randki to szukają u osoby z którą się spotkali samych wad zamiast szukać pozytywów. Kobieta sobie myśli, łysy, brzydki, albo małomówny, nieśmiały czy też nie śmierdzi kasą, zamiast dostrzec, że facet ma charakter, dobre serce, poczucie humoru czy też inną pozytywną cechę. Facet często sobie myśli ale brzydka laska a sam wygląda jakby pociąg po nim przejechał. Przez to mamy wiele samotnych serc w społeczeństwie, które tak naprawdę usychają ze zgryzoty, bo do samotności nie zostały stworzone. Miłość zdecydowanie nie jest jak dwie połówki tego samego jabłka. Miłość, trzymając się już tak produktów żywnościowych jest bardziej jak mleczko do kawy, ziemniaczek do schabowego , czasem jak wisienka do tortu. Do kapusty nigdy nie będzie pasowało awokado czy mandarynka tak jak pasuje groch. Mimo, że po kapuście i grochu czasem są wzdęcia to i tak trzeba powiedzieć, że jest to najlepsze połączenie. Moja Natalia wymyśliła jeszcze, że miłość może być jak ładowarka i kontakt. Też według mnie bardzo trafne porównanie. Im szybciej ludzie zrozumieją, że miłość nie musi oznaczać ideału i że niekoniecznie tylko jedna osoba na całym świecie jest im przeznaczona to tym lepiej dla tych ludzi i mniej straconego na tęsknocie czasu.