piątek, 17 października 2014

O bliskości i wolności w związku.

         Już dawno obiecałam Siewcy notkę o wolności w związku i nie mogłam się za nią zabrać. Przyznam się, że nie do końca wiedziałam jak ugryźć temat i bałam się, że nie zostanę zrozumiana – czego obawiam się nadal. Jednak mimo to postanowiłam się zmierzyć z tematem.
         Moim zdaniem mówiąc o wolności w związku chciałabym zaznaczyć oczywistą dla mnie sprawę. Otóż angażując się w stały związek chcąc, nie chcąc tworzymy nową jednostkę rodzinną i to ona ma być dla nas najważniejsza. Niestety Rodzice i inni członkowie rodziny idą nieco na dalszy plan, co nie oznacza, że przestają być dla nas ważni, przestajemy im pomagać czy też tracimy z Nimi kontakt. Dlaczego uważam, że najważniejszą osobą w rodzinie powinien być nasz Partner? Otóż Rodzice niestety kiedyś odchodzą (niestety nikt nie żyje wiecznie, a czasem by się chciało, żeby tak było), a nasze rodzeństwo zakłada swoje rodziny i bardziej żyje swoimi sprawami niż sprawami rodziny, z której wyszło. Przypominam, że jeżeli trzeba nadal wszyscy się wspierają, ale jeżeli chodzi o jakieś drobne rzeczy, podczas gdy my np. mamy wizytę u lekarza z dzieckiem, żona rodzi, albo niedomaga i trzeba pomóc w domu i przy dzieciach to nie lecimy do rodziców czy rodzeństwa tylko dlatego, że trzeba naprawić kran i nie ma komu tego zrobić (w końcu w tym momencie spokojnie możemy zająć się partnerką i dzieciakami, a mamie czy rodzeństwu polecić dobrego i taniego hydraulika;))…nie wiem czy mnie rozumiecie, ale czasem są rzeczy ważne i ważniejsze. I w życiu trzeba umieć wartościować, co często bywa trudne, bo stajemy momentami stajemy między młotem, a kowadłem.

         Wiem, że przynajmniej część z Was (o ile nie wszyscy) znajdą słaby punkt w moich wypocinach. Ktoś z Was może powiedzieć, że nieszczęścia chodzą po ludziach i wystarczy, że Partner zachoruje na złośliwego raka, ulegnie śmiertelnemu wypadkowi, albo związek po prostu się rozpadnie. I co wtedy? Załamiemy się po stracie najważniejszej dla nas osoby? Poza tym co z naszą autonomią? Przecież nie zawsze musimy mieć w 100% zbieżne zainteresowania. W końcu nie możemy uzależniać się od Partnera i tego samego wymagać od naszej lepszej połowy. 

Otóż mimo bliskości powinniśmy zachować odrobinę miejsca dla siebie, ponieważ jest to jeden z elementów, które czynią nasz związek zdrowym i powodują, że możemy go pielęgnować. Zachowanie pewnej wolności w związku, która jest wypełniona pewnymi składnikami często jest dla nas źródłem siły po rozstaniu, podczas ciężkiej choroby Partnera czy też jego śmierci (czego nie życzę nikomu), czy też sprawia, że możemy odrobinę zatęsknić za osobą, którą kochamy.

Mam nadzieję, że jak rozpiszę Wam w punktach o co mi chodzi to będziecie mieć pełniejszy obraz mojego podejścia do tematu i nie będziecie wieszać na mnie psów. Zatem wolność w związku przejawia się moim zdaniem, m.in. w:

  1. Odrębnych zainteresowaniach

Często pozwalają nam one oddzielnie się rozwijać, odpocząć od Partnera i dać Mu odpocząć od siebie. W końcu złapanie oddechu może dać nam szansę zatęsknienia za Partnerem, nabrania dystansu (chociażby do konfliktów) oraz samorozwoju. Nawet kiedy Siewca u mnie nocuje nie spędzamy razem 100% Jego pobytu u mnie – kiedy On np. spędza czas przy komputerze ja mam chwilę na czytanie. A jeżeli już jesteśmy przy rozwijaniu się niczym dywan z kwiatów, przejdźmy do następnego punktu.

  1. Samorozwój/Samorealizacja

Jeżeli znacie piramidę Maslowa, dobrze wiecie, że samorealizacja leży na samym szczycie naszych potrzeb. Dlatego też jeżeli mamy zaspokojone potrzeby fizjologiczne, bezpieczeństwa, społeczne i potrzeby uznania, zaczynamy odczuwać potrzeby samorealizacji.

Może ona się przejawiać chociażby w zainteresowaniach, o których wspomniałam wcześniej. Jednak może to też być również chociażby podnoszenie swoich kwalifikacji zawodowych, rozwijanie talentów czy potrzeby duchowe (np. religia). Siewcy zdarzało się już jeździć na wyjazdowe szkolenia lub wyjazdy z pracy i ja nie miałam wtedy zbyt wiele do gadania, bo tak jak przy towarzyskich wyjazdach można sobie odpuścić wypad, tak odgórne szkolenie z pracy nie bardzo (z resztą przy tym bardziej towarzyskim wyjeździe z pracy też nie miałam zbyt wiele do gadania;p). Tak samo Siewca nie bardzo ma głos jeżeli chodzi o jakieś moje warsztaty czy szkolenia, które pomagają mi zdobyć nowe doświadczenia i poszerzyć wiedzę. Naturalnie staramy się w miarę możliwości uzgodnić terminy itp., ale czasami trzeba decydować się już i nie ma wyjścia;p.

W momencie kiedy jednemu z nas wypada takie szkolenie czy wyjazd, na który nie można się zbytnio nie zgodzić to drugi ma czas, żeby np.:

  • Spędzić więcej czasu sam na sam z rodzicami, rodzeństwem czy znajomymi,
  • Poświęcić więcej czasu na własne zainteresowania i inne rzeczy.

  1. Wyżej wspomniałam też o potrzebach społecznych.

Zazwyczaj staramy się z Siewcą wychodzić razem i przeważnie spotykamy się z moimi znajomymi, którzy stali się również Jego znajomymi. Jednakże nie ma przeszkód, ku temu, żeby któreś wyszło spotkać się z kimś znajomym bez swojej połowy. Ja nie widziałam problemu, żeby Siewca poszedł sam na spotkanie klasowe (chociaż kiedy nie wrócił o godzinie, o której mówił, że wróci wysłałam Mu sms’a z pytaniem czy mam go iść szukać i dzwonić na policję, bo gdzieś leży pobity w rowie; czy po prostu dobrze się bawi i się zasiedział… - to nie wynikało z mojej zaborczości czy zazdrości, tylko po prostu się martwiłam, bo Siewcy się zapomniało, że powinien napisać, że jednak jest fajnie i będzie później niż mówił…jakoś nie pomyślał, że mogę się denerwować, że coś Mu się stało:/). Tak samo Siewca nie robi mi wyrzutów, kiedy mówię Mu, że się umawiam z koleżanką na kawę czy piwo, na popołudnie, kiedy Go nie będzie u mnie.

         Moim zdaniem w związku każde z partnerów nie tylko powinno wspólnie wychodzić i spotykać się z ludźmi, ale też ma prawo do indywidualnych spotkań. Oczywiście o ile nie są to spotkania z gatunku tych zahaczających o zdradę ;p.

  1. Praca
Niestety w naszych czasach raz jest, raz jej nie ma – nie ma lekko, chociaż chciałoby się mieć lżej.

Jednak moim zdaniem, w miarę możliwości zarówno kobieta i mężczyzna powinni pracować na tyle na ile się da. To nie tylko wiąże się z tym, że jest lżej w utrzymaniu domu, ale później jeżeli (nie daj Boże) coś by się stało, to zawsze są jakieś pieniądze przynajmniej ze strony jednego z partnerów. A jeżeli zdarzyłoby się nieszczęście w postaci śmierci partnera, to ta druga osoba zawsze będzie miała się za co utrzymać.

Poza tym jest jeszcze kwestia tego czy pracować razem czy nie. Osobiście nie chciałabym pracować razem z Siewcą, chociażby przez wzgląd na to, że zbyt częste przebywanie z drugą połową moim zdaniem jest niezdrowe i może mocno zaszkodzić związkowi. Wiecie – widzicie się w pracy, po pracy i w łóżku. Taka sytuacja może prowadzić do nudy w związku oraz do konfliktów.

A jeżeli już ze sobą pracujemy, to starajmy się jak najmniej ze sobą współpracować (chyba, że jest to konieczne), a po pracy tym bardziej zadbajmy o przestrzeń dla siebie – niezależnie od tego czy to będzie chwila z książką, spacer, kąpiel, piwo z koleżanką/kolegą*, czy jakiś kurs.

*niepotrzebne skreślić


Zmierzając do brzegu… Niezależnie od tego jak ważny jest dla nas Partner zawsze powinniśmy być egoistami, żeby móc budować szczęśliwy związek. Opierając się tylko i wyłącznie na potrzebach tego drugiego człowieka możemy nie tylko zniszczyć nasz związek, ale także własne życie. Jak już wspomniałam nie mamy prawa uzależniać od siebie drugiego człowieka – niezależnie od tego, czy jest to nasz partner, nasi rodzice, rodzeństwo czy nasze dzieci. Będąc częścią społeczeństwa/grupy/rodziny powinniśmy pamiętać, że wciąż jesteśmy jednostką samodowodzącą i nikt za nas życia nie przeżyje; a jednocześnie jesteśmy częścią społeczeństwa, więc musimy szanować siebie i innych obok siebie. Poza tym tylko nie zapominając o sobie możemy być dobrymi ludźmi, partnerami czy przyjaciółmi. Bo zdrowy egoizm nigdy nie jest zły…


Przepraszam, że się rozpisałam, ale nie potrafiłam krócej;]. Mam nadzieję, że ktoś jednak przebrnął przez moje wypociny. 

2 komentarze:

  1. ja przebrnalem i ... zasadniczo zgadzam sie z Toba :) Moze nieco inaczej widze kwestie spotykania sie ze znajomymi , tu sklaniam sie do tego by jednak wspolnie wychodzic .Na pewno jednak nie mialbym nic przeciwko umowieniu sie na kawe albo lapke wina mojej malzonki ze swa serdeczna przyjacioka .Ale w przypadku szerszego grona znajomych to raczej wspolnie.To jedyny punkt do ktorego bym sie " przyczepil " , pod pozostalymi sie podpisuje :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. pozwalam Natalii wychodzić czasem samej na spotkania z koleżankami, czasem one same do niej przychodzą, w szerszym gronie ze znajomymi spotykamy się razem, ale pewnie miałbym duży żal gdyby Natalia spotkała się za moimi plecami z innym mężczyzną, nawet jakbym wiedział o takim spotkaniu to chyba miałbym mieszane uczucia

      Usuń