niedziela, 10 czerwca 2018

Tancerze Burzy, autor Jay Kristoff - recenzja


"Tancerze Burzy" to powieść since - fiction. Akcja dzieje się w fikcyjnym świecie, przypominającym połączenie przemysłowej europy z początków XX wieku, japońskiej kultury samurajów, szogunów i mitologii najpewniej też japońskiej a może całkiem wymyślonej przez autora, nie sprawdziłem tego. W uniwersum stworzonym przez autora wzajemnie przenikają się i uzupełniają się:

- zatrute przez przemysł miasta, w których niebo nie jest niebieskie a czerwone od trujących spalin wydostających się z silników wszelakich maszyn (głównie lotostatków), 
- klany, gildie i samurajowie z ich kodeksem nakazującym bezwzględne posłuszeństwo panu - szogunowi 
- peryferia państwa, pola uprawne i dzikie lasy w których żyją oprócz zwierzyny, banici i ONI - potwory - olbrzymy, które są dziećmi piekielnej, martwej królowej wydostających się na świat przez szczeliny przejścia między światem żyjących a światem zmarłych. 

Główną postacią jest szesnastoletnia dziewczyna o imieniu Yukiko, córka największego łowcy szoguna Shimy, który to najlepsze lata świetności ma za sobą. Wychowana bez matki, włóczy się z uzależnionym od alkoholu i narkotyku ojcem po rynsztokach stolicy. Ich los zostaje odmieniony, gdy szogun nakazuje ojcu Yukiko wyruszyć na wyprawę w poszukiwaniu legendarnego stworzenia, pół tygrysa, pół orła - Ahistory.
W książce odnajduję wiele wątków, które znam z obejrzanych filmów, seriali. Jest to chociażby współistnienie "zacofanych", wiernych tradycji samurajów z konstruktorami tworzącymi mechaniczne urządzenia, co przypomina mi chińskie filmy osadzone w czasach, w których ten kraj był kolonizowany przez europejczyków.
Natomiast ONI - bezmyślne potwory rządne krwi kojarzą mi się z tytanami z japońskiego anime SHINGEKI NO KYOJIN (ATAK TYTANÓW), a banici żyjący w lasach na peryferiach Shimy to nic innego jak ziomkowie ROBIN HOODA.
Nie wiem czy to dobrze czy źle, bo ma się wrażenie, że gdzieś już słyszało się tą historię, z drugiej strony trzeba oddać autorowi, że stworzył całkiem realny świat. Dużą część książki zajmują opisy uniwersum, ludzi i stworzeń w nim żyjących oraz opisy miast i przyrody. Świat jest realny, a wszystkie nadzwyczajne zdarzenia mają logiczne wytłumaczenia. W tej historii nie ma czegoś takiego, że bohaterowi urwało ręce i nogi, ale i tak atakiem z bańki pokonał wroga. To wszystko według mnie jest atutem, który sprawia, że w tym świecie można się zakochać.
Czytając "Tancerzy burzy" ma się przed oczyma świat, który stworzył autor. Można mieć do niego jednak pretensje o to, że zbyt wiele wątków w książce jest pourywanych, np wojna z gajdzinami- cudzoziemcami czy też miłosne, ale też seksualne podboje głównej bohaterki. No cóż, trzeba jednak pamiętać, że książka jest częścią trylogii, więc może w pozostałych dwóch tomach jest to czego mi zabrakło.
Gdy zacząłem czytać powyższą powieść nie od razu sprawdziłem kto jest autorem. Wydawało mi się, że, powieść musiała powstać w kraju kwitnącej wiśni i że niebawem po publikacji na jej podstawie zostanie zrobione anime (serial rysunkowy) lub może nawet film science fiction.
W tej książce jest wszystko co potrzebne do dobrego anime - dorastający młody bohater, niezwykły świat, nieznane nam technologie, czarodziejskie stworzenia, chęć odmiany losu, nieskomplikowana historia w której od razu wiadomo kto jest dobry a kto zły. Zaskoczyłem się bardzo gdy okazało się, że książkę napisał Jay Kristoff, który pochodzi z Australii. Niestety więc są małe szanse, żeby na kanwie tej historii powstał dobry serial animowany. Chociaż kto wie.

Ogólnie oceniam książkę pozytywnie, chodź historia nie zaskakuje, zdecydowanie nie jest to tylko pozycja dla młodzieży. Moim zdaniem starszym odbiorcom też będzie się ją dobrze czytało. Mimo tego, że dobrze czytało mi się tą książkę uważam, że lepiej oglądałoby mi się anime lub film na jej podstawie, jako alternatywę dla filmów MARVELA. A to dlatego, że w tej pozycji możemy zobaczyć superbohatera, który co prawda ma jakieś predyspozycje do bycia kimś wielkim ale głównie możemy obserwować jak staje się wielkim dzięki swojej ciężkiej pracy.

Siewca Zamętu

środa, 3 maja 2017

Propozycje nowych programów telewizyjnych DZENTELMENI I WIEŚNIAKI


Postanowiłem na chwilę, ale tylko na tą jedną notkę odpuścić pisanie swojej szlagierowej opowieści o postkapitalistycznym świecie rządzonym przez sfeminiziałe kobiety. Muszę wam powiedzieć, że wewnętrznie się z sobą spieram o to, w którym kierunku pójdzie ta opowieść, no ale na dziś dość o tym.

Tegoroczna brzydka, majówkowa pogoda sprawiła, że więcej czasu siedzę przed telewizorem niż grilluję kiełbasę. Oglądam z żoną lepsze i gorsze produkcje i doszedłem do następującego wniosku: albo ja stałem się bardziej wybredny i wymagający albo to co oferuje polskojęzyczna telewizja bardzo obniżyło poziom. Polskie seriale są mało zajmujące, Polski film jak już leci w tv to albo stara produkcja powtarzana już tysiąc razy albo jakaś nieśmieszna komedia, którą przełącza się już po minucie oglądania. W ogóle nie wiem czy zauważyliście ale wydaje mi się, ze w tv pokazywanych jest teraz bardzo mało filmów. Bardzo dużo jest za to zapełniaczy, to jest ogólnie nazwanych przeze mnie produkcji rozrywkowych zazwyczaj na zagranicznych licencjach. Nie dziwcie mi się więc, że postanowiłem pisać swoje opowieści po to głównie, żeby zapewnić rozrywkę sam dla siebie. Sam siebie bawię lepiej niż telewizja. To smutne dla telewizji, że jest tak słaba.

Dziś postanowiłem pomóc trochę telewizji i zasugerować kilka małych zmian, które z pewnością sprawiłyby, że stare formaty już dawno oklepane, mogłyby zyskać nowe życie, co chyba wszystkim by się spodobało. Oto moje propozycje:

1/ Zamiast  "Dam i Wieśniaczek" można by zrobić "Dżentelmenów i Wieśniaków" Wyobraźmy sobie scenę, gdzie miejski biznesmen zamienia się rolą z wiejskim biznesmenem. Dżentelmen jedzie na wieś starym BMW albo ciągnikiem, a Wieśniak Mercedesem.  Wieśniak poznaje uroki miasta, wyrywanie niuń w klubach i picie w barach, a Dżentelmen wyrywanie sąsiadki i picie pod sklepem. Wyobraźcie sobie Dżentelmena jak w rurkach z brodą drwala nie radzi sobie z rąbaniem drzewa a z kolei Wieśniaka jak w sklepie zakłada bajerancką czapkę z daszkiem i spodnie  z dużym krokiem albo też wchodzi w  dżinsach i koszuli w kratę do jakiegoś lokalu? To byłoby coś.

2/ Zamiast "Chłopaki do wzięcia" mogłoby być "Typiary do wzięcia - o młodych, lubiących "dobrą zabawę" bywalczyń miejskich dyskotek takich co lubią potańczyć, popalić,, nie koniecznie pouczyć się. Już wyobrażam sobie ich rozterki, że mogą znaleźć faceta na dobrą zabawę na noc ale, że nie wierzą w prawdziwą miłość i że nie mogą znaleźć dobrego kandydata na męża.

3/ Dziwię się, że cały czas wałkowany jest program "Rolnik szuka żony" a to było kiedyś dobre, teraz przydałoby się "Adwokat szuka żony" albo " Przedsiębiorca szuka żony" mogli by zmienić już ten format. Wyobrażam sobie jak kandydatka na żonę adwokata musiałby mu pisać pisma procesowe albo prowadzić rozmowy z jego klientami. To byłoby ciekawsze jak dla mnie od "Rolnik szuka żony".

4/ Zamiast Milionerów Twitlionerzy, gdzie pytano by ludzi o to kto co napisał na twiterze lub innych mediach społecznościowych.

5/ Myślę, że dobrze byłoby przypomnieć program Big Brother tylko teraz w odmianie dla polityków. Można by tak umieścić dwunastu różnych polityków, różnych opcji, np po dwóch z każdej partii i obserwować jak ze sobą rozmawiają. Może ktoś coś powiedział by za dużo, i można by coś dla siebie  z tego programu wynieść, może ktoś powiedział by jakąś prawdę o prezesie. Może z takiego programu urodziłyby się nowe koncepcje polityczne a może nawet partie. Na bank bym to oglądał.

6/ Ciekaw jestem co myślicie o takich talen show: Jak oni tańczą na rurze, albo jak oni robią striptiz, lub też jak oni tańczą dance hall.

7/ Jeżeli chodzi o filmy i seriale to uważam, że strzałem w dziesiątkę byłby serial o przygodach KOKO LOKO i może jakiś film o NOCNYM MŚCICIELU w stylu amerykańskich filmów o przygodach komiksowych bohaterów.

Sami powiedzcie, czy jakby były takie programy telewizyjne to czy chętniej byście jej nie oglądali? Być może nawet zgodzilibyście się płacić abonament.

poniedziałek, 24 kwietnia 2017

ZDZIRY I PROSTAKI - odcinek 3


     Tulipana nie było trzy dni w celi. Przez ten czas atmosfera w bloku więziennym była przygnębiająca. Nikt nic nie mówił, a jak już ktoś coś powiedział, to koniec końców zawsze temat schodził na Tulipana i dekapitację jego członka przez Komendantkę Obozu. Widać, że Romeo nie mógł sobie darować, że podpuszczał Tulipana do próby zdobycia strażniczki Roksany. Gruby Józek był cały czas wystraszony, ręce cały czas mu się telepały od momentu gdy się ocknął po pamiętnym apelu przy zachodzie słońca. Ponury nastrój potęgowało dodatkowo zachowanie dziadka, który dalej nic nie mówił, nie zwracał uwagi na pozostałych i cały czas gdy nie pracowali to wodził wzrokiem po ścianach. 

      Czwartego dnia pobytu w obozie do wspólnego bloku więziennego powrócił Tulipan, ale w żaden sposób nie przypominał dawnego mężczyzny, łamacza kobiecych serc. Nie mógł a raczej nie chciał chodzić, dwie strażniczki wrzuciły go do wspólnej celi. Chwilę leżał na podłodze jakby już był truchłem. Gruby Józek i Romeo wrzucili go na pryczę. Tulipan jednak zaczął się szamotać, krzyczał, żeby go zostawili bo nie chce żeby go takim widzieli, że już nigdy nie będzie mężczyzną, że che żeby go dobić. To płakał, to krzyczał, można by rzec, że jego dusza cierpiała męki w ciele bez wacka. W celi było źle, ale atmosfera po powrocie Tulipana to już składała się tylko z żalu, niemocy i grobowego nastroju. Gruby Józek trząsł się o siebie, gdy w kuchni przygotowywał sałatkę dla strażniczki Angeliki a ta mu spojrzała w oczy i powiedziała, że krzywo pokroił marchewkę i że to ją wkurza. Romeo powiedział, że on jak on prawie jeszcze nie dostał przy pracy w polu przy sadzeniu nasion Cziji ale, że dziadek to non stop obrywa i że długo pewnie już nie pociągnie tak jest obijany przez kobiety. Dziadek jak zwykle nic nie mówił, nic się nie ruszał. Oglądając ich wtedy można by się spodziewać, że za chwilę wszyscy popełnią solidarnie zbiorowe samobójstwo.

    Gdy było już tak źle, że wydawało się, że gorzej być już nie może, z głośnika zamontowanego w wspólnym dla więźniów pomieszczeniu zaczął lecieć hymn kobiet "Odda do kobiet" leciało to coś w stylu "piękne kobiety, mądre kobiety, cóż znaczy pusty mężczyzna bez kobiety, która jego sterem jest...." Romeo krzyknął, że tego gówna już za wiele, chciał wstać i rozwalić ręką głośnik ale wtedy uaktywnił się Dziadek. Powstrzymał Romeo łapiąc go za ramię. Sam wstał wyszedł na środek pokoju i zaczął tańczyć w stylu walca w rytm lecącej muzyki. Zwariował. Krzyknął Gruby Józek. Dziadek tańczył jednak dalej i w tańcu zaczął w końcu mówić. Słuchajcie miękkie faje, jesteśmy w więzieniu gdzie nie ma normalnych kobiet, tu jest najgorszy sort kobiet wyszkolony do nienawidzenia mężczyzn. W pokojach na rogach ścian są mikro kamery, wszędzie są pluskwy, nie możemy normalnie rozmawiać, bo te karakany wszystko wiedzą. Musimy stąd uciec, ale wpierw odzyskamy wacka Tulipana. A teraz patrzcie uważnie to jest nasza droga ucieczki. Muzyka ucichła. Dziadek stanął i zdjął koszulę. Zdziwionym więźniom ukazało się wytatuowane cialo Dziadka.