"Tancerze Burzy" to powieść since - fiction. Akcja dzieje się w fikcyjnym świecie, przypominającym połączenie przemysłowej europy z początków XX wieku, japońskiej kultury samurajów, szogunów i mitologii najpewniej też japońskiej a może całkiem wymyślonej przez autora, nie sprawdziłem tego. W uniwersum stworzonym przez autora wzajemnie przenikają się i uzupełniają się:
- zatrute przez przemysł miasta, w których niebo nie jest niebieskie a czerwone od trujących spalin wydostających się z silników wszelakich maszyn (głównie lotostatków),
- klany, gildie i samurajowie z ich kodeksem nakazującym bezwzględne posłuszeństwo panu - szogunowi
- peryferia państwa, pola uprawne i dzikie lasy w których żyją oprócz zwierzyny, banici i ONI - potwory - olbrzymy, które są dziećmi piekielnej, martwej królowej wydostających się na świat przez szczeliny przejścia między światem żyjących a światem zmarłych.
Główną postacią jest szesnastoletnia dziewczyna o imieniu Yukiko, córka największego łowcy szoguna Shimy, który to najlepsze lata świetności ma za sobą. Wychowana bez matki, włóczy się z uzależnionym od alkoholu i narkotyku ojcem po rynsztokach stolicy. Ich los zostaje odmieniony, gdy szogun nakazuje ojcu Yukiko wyruszyć na wyprawę w poszukiwaniu legendarnego stworzenia, pół tygrysa, pół orła - Ahistory.
W książce odnajduję wiele wątków, które znam z obejrzanych filmów, seriali. Jest to chociażby współistnienie "zacofanych", wiernych tradycji samurajów z konstruktorami tworzącymi mechaniczne urządzenia, co przypomina mi chińskie filmy osadzone w czasach, w których ten kraj był kolonizowany przez europejczyków.
Natomiast ONI - bezmyślne potwory rządne krwi kojarzą mi się z tytanami z japońskiego anime SHINGEKI NO KYOJIN (ATAK TYTANÓW), a banici żyjący w lasach na peryferiach Shimy to nic innego jak ziomkowie ROBIN HOODA.
Nie wiem czy to dobrze czy źle, bo ma się wrażenie, że gdzieś już słyszało się tą historię, z drugiej strony trzeba oddać autorowi, że stworzył całkiem realny świat. Dużą część książki zajmują opisy uniwersum, ludzi i stworzeń w nim żyjących oraz opisy miast i przyrody. Świat jest realny, a wszystkie nadzwyczajne zdarzenia mają logiczne wytłumaczenia. W tej historii nie ma czegoś takiego, że bohaterowi urwało ręce i nogi, ale i tak atakiem z bańki pokonał wroga. To wszystko według mnie jest atutem, który sprawia, że w tym świecie można się zakochać.
Czytając "Tancerzy burzy" ma się przed oczyma świat, który stworzył autor. Można mieć do niego jednak pretensje o to, że zbyt wiele wątków w książce jest pourywanych, np wojna z gajdzinami- cudzoziemcami czy też miłosne, ale też seksualne podboje głównej bohaterki. No cóż, trzeba jednak pamiętać, że książka jest częścią trylogii, więc może w pozostałych dwóch tomach jest to czego mi zabrakło.
Gdy zacząłem czytać powyższą powieść nie od razu sprawdziłem kto jest autorem. Wydawało mi się, że, powieść musiała powstać w kraju kwitnącej wiśni i że niebawem po publikacji na jej podstawie zostanie zrobione anime (serial rysunkowy) lub może nawet film science fiction.
W tej książce jest wszystko co potrzebne do dobrego anime - dorastający młody bohater, niezwykły świat, nieznane nam technologie, czarodziejskie stworzenia, chęć odmiany losu, nieskomplikowana historia w której od razu wiadomo kto jest dobry a kto zły. Zaskoczyłem się bardzo gdy okazało się, że książkę napisał Jay Kristoff, który pochodzi z Australii. Niestety więc są małe szanse, żeby na kanwie tej historii powstał dobry serial animowany. Chociaż kto wie.
Ogólnie oceniam książkę pozytywnie, chodź historia nie zaskakuje, zdecydowanie nie jest to tylko pozycja dla młodzieży. Moim zdaniem starszym odbiorcom też będzie się ją dobrze czytało. Mimo tego, że dobrze czytało mi się tą książkę uważam, że lepiej oglądałoby mi się anime lub film na jej podstawie, jako alternatywę dla filmów MARVELA. A to dlatego, że w tej pozycji możemy zobaczyć superbohatera, który co prawda ma jakieś predyspozycje do bycia kimś wielkim ale głównie możemy obserwować jak staje się wielkim dzięki swojej ciężkiej pracy.
Siewca Zamętu
Właśnie od pierwszych słów na temat fabuły miałyśmy wrażenie, że czytamy historię jakiegoś anime :) Zapisujemy tytuł ;)
OdpowiedzUsuńksiążka wydana w 2012 r. już, można wiec pewnie na nia natrafić już i w bibliotekach, myślę, że dla takich fanów anime jak ja i wy może być ciekawą pozycją
OdpowiedzUsuńhttps://myslinieskrywane.blogspot.com/2018/06/to-juz-jest-koniec.html
OdpowiedzUsuńzajrzę co tam u Ciebie nawet ciekaw jestem
UsuńDzieki za odwiedziny.
OdpowiedzUsuńnie czytałam ale jakbym miała czas to bym się na nią skusiła
OdpowiedzUsuńAustralijska fantastyka potrafi zaskoczyć - ich pisarze naprawdę potrafią zaskoczyć swoim stylem i fantazją literacką, można się o tym przekonać czytając np. Simona Browna. Ale klimat anime… to jakaś nowość :-)
OdpowiedzUsuńSuper blog.
OdpowiedzUsuńWidziałem tą książkę w księgarni. Po przeczytaniu tej recenzji chyba po nią wrócę.
OdpowiedzUsuń_________________________________
https://salonova.pl/lustra-fryzjerskie
Świetny blog, naprawdę zainteresowała mnie Twoja recenzja. Zapraszam też do mnie: https://www.fryzomania.pl/category/farby-do-wlosow
OdpowiedzUsuńMoże znajdziesz coś dla siebie. :)