niedziela, 31 lipca 2016

Zmierzch Śniętych Króli - odc. 4 - Wszyscy jesteśmy kurczakami.

Śmierć REDAKTORA KURCZOKA odbiła się szerokim echem w telewizji, internecie i mediach. To był szok, że jeden z najsilniejszych wojowników, jurny fest facet KURCZOK tak łatwo skapitulował w starciu z KOKO LOKO GO-GO (transformacja w super wojownika z KOKO LOKO i NOCNEGO MŚCICIELA). Oczywiście ZAKON przedstawił KURCZOKA jako męczennika, wspominano jego postać wybielając co trzeba, pomijając niewygodne fakty (np to, że w złości potrafił zabić nielubianego podwładnego albo, że wciągał nosem proszek do prania, wąchał klej, był miłośnikiem zwierząt i nie płacił alimentów na liczne dzieci rozsiane po całym kraju. KOKO LOKO został przestawiony jako chory psychicznie zamachowiec terrorysta, który pije krew dzieci i dziwic. Zrobiono nawet akcję, w której chyba chodziło o to, żeby pokazać, że się łączy ze zmarłym w cierpieniu. Znani celebryci zalani łzami albo z przygnębioną miną mówili, że dziś to oni są KURCZOKAMI, modne było mieć na facebooku zdjęcie profilowe z podobizną  KURCZOKA z czarną przkekątną. Wszystko to miało wyrażać poparcie dla zakonu i brak akceptacji terroryzmu. Biada temu kto wkleił zdjęcie prawdziwej kury, biada temu kto nie chciał powiedzieć, że utożsamia się z KURCZOKIEM, wszyscy trafili do paki jako więźniowie polityczni.  Była wśród nich głupiutka DODI, która przjęzyczyła się na wizji i powiedziała, że jest KURCZAKIEM. Ona też trafiła do paki. Cała akcja bawiła KOKO LOKO tak samo jak malowanie na asfalcie kredą, co miało chyba odstresować emocje ZAKONU. Przeciwko KOKO LOKO nie podjęto dodatkowych działań, przynajmniej tak się mu zdawało

KOKO LOKO nie przejmował się niczym. Dalej walczył z ZAKONEM. Kolejna zginęła HANKA WYRUGACZ, która zasłynęła tym iż za jej rządów właścicielami połowy Warszawki stali się zaprzyzjaźnieni adwokaci, urzędnicy, żydzi i NIEMCY. Cały krajowy motłoch został eksmitowany do getta poza granice Miasta. Hanka zginęła wypchnięta z najwyższego piętra Pałacu Kultury i Nauki. Może i udałoby się jej przeżyć ale na jej nieszczęście spadła na kartony. Papier był ostry, dykta twarda, biedaczka pocięta papierem wykrwawiła się w męczarniach. Część narodu poczuła, że coś się zmienia, że elita zaczyna dostawać łupnia. ZAKON był doskonale świadom nastroju społeczeństwa. Musiał szybko coś wymyślić. 

KOKO LOKO i NOCNY MŚCICIEL planowali kolejny atak. Kolejnym celem miała stać się siedziba jedynie słusznej i jedynej w kraju partii KOD. Niestety plany musiały zostać odłożone na później, bo tym razem to ZAKON zaskoczył zjawę i smoka. Pod ziemiankę w której ukrywali się terroryści podleciało UFO z uzbrojonymi po zęby Ufokami. Mają rozmach sku... powiedział KOKO LOKO ale żeby tak wojska obcych sprowadzać na naszą ziemię, nie wybaczę im tego. Zdrajcy narodu, targowiczanie. Czego chcecie od nas Ufoki, to nie wasza sprawa. Wykrzyczał w stronę statku kosmitów KOKO LOKO. Z UFO dał się słyszeć głos. Słyszeliśmy, że w tym kraju zagrożona jest demokracja, zagrażasz trybunałowi, jesteśmy po toby się z Tobą rozprawić. Za chwilę zginiesz. Po czym zaczęło się odliczanie: 30..29...28... Szybko, wchodzę w Ciebie. Wykrzyczał NOCNY MŚCICIEL. Absolutnie nie. Nie lubię jak to robisz. Dej kamienia lepiej, szbko. 16...15....14.... Działko laserowe kosmitów zaczęło gromadzić potężną energię i wycelowało w ziemiankę KOKO LOKO. Smok w tym czasie napluł na kamień, potarł i cisnął nim w stronę statku, w ślad za kamieniem puścił wiązkę ognia, która ogarnęła kamień, czyniąc z niego płonącą kulę. 5...4...3....2.... Kamień wleciał w lufę laserowego działka. Cała zgromadzona w nim energia eksplodowała i zniszczyła statek kosmiczny i samych ufoków. Statek kosmiczny spadł na trybunał zabijąc większość sędziów z prezesem na czele. Ale to było dobre, ale urwał. Podekscytował się NOCNY MŚCICIEL. Koko Loko tylko zaklął, kto jeszcze kur... Do czego jeszcze może się posunąć ZAKON aby zachować władzę. NOCNY MŚCICIEL zadumał się i powiedział. Radę nam dwóm może dać tylko  WŁADCA PIEKIEŁ, ale oni nie są chyba tak głupi, żeby takie zło ściągnąć na własną ziemię. Oby. Odrzekł KOKO LOKO.
Kolejny odcinek to KOKO LOKO walczy z WŁADCĄ PIEKIEŁ.

wtorek, 26 lipca 2016

Jestem za legalizacją prostytucji.

Tytuł posta może dziwić co po niektórych, zwłaszcza tych co wiedzą, że nie długo się żenię. Jakoś nie po drodze na pozór temu poglądowi z życiem rodzinnym. Zanim jednak zaczniecie mnie osądzać posłuchajcie co mam do powiedzenia.

Na początek trochę historii. Myślę, że część osób wie, że np w takim polskim średniowieczu prostytucja miała się całkiem dobrze, była legalna. Średniowieczne domy uciech prowadzili kaci a ich żony zajmowały się takimi kobietami, nie raz rekrutowały je ze skazanych kobiet. Wiadomo, że religia wtedy dużo mocniej oddziaływała na życie człowieka niż dziś. Nikt jednak nie ścigał prostytutek nie osądzał, nie palił na stosie był to w miarę legalny interes. Dlaczego więc dziś w czasach, gdy świat jest dużo bardziej świecki w naszej Polsce udajemy, że nie godzi się legalizować nierządu? Postaram sobie na to pytanie odpowiedzieć na końcu tekstu. Teraz wymienię plusy legalizacji płatnego seksu.

Przede wszystkim jestem nie tyle za legalizacją co za ewidencją i opodatkowaniem prostytutek. Dziś nie wiadomo kto, jak często. W sumie nie wiadomo kto świadczy usługi, kto korzysta. Nie trzeba być jednak znanym ekonomistą (Balcerowiczem np), żeby wiedzieć, że opodatkowanie tej sfery ludzkiej działalności spowodowałoby załatanie dużej części dziury budżetowej.  PKB z pewnością by wzrosło, byłoby więcej kasy na żłobki, przedszkola, szpitale. Jesteśmy biednym krajem nie stać nas na takie marnowanie pieniędzy, które dosłownie leżą na ulicy. Aż dziw, że obecny rząd szukając pieniędzy nie wziął się za tą działkę. Obiecuję sobie, że zagłosuję w następnych wyborach na tą partię, która obieca opodatkować ten biznes. Nie jestem za tym, żeby stygmatyzować panie świadczące takie prace, one i tak sobie z tego nic nie robią. Nie jestem za tym żeby ujawniać klientów takich przybytków, bo gdyby tak było to cały interes przeniósłby się do szarej strefy. Jestem za tym, żeby osobę trudniące się sprzedażą swojego ciała i osoby, czerpiące z tego korzyści płaciły składki na ubezpieczenie i podatek. Jestem za tym, żeby w pełni korzystały z przywilejów,  jakie daje płacenie podatków np odliczenia czy prawo do reny, emerytury po przepracowaniu określonej liczby lat czy też osiągnięciu np 60-ciu lat. I proszę się nie oburzać, płacą podatki to znaczy, że to tacy sami obywatele jak wszyscy inni to się im należy jak psu kość. Teraz i tak takie stare prostytutki musi utrzymywać państwo, przecież takie nic nie mają a państwo nie może pozwolić im umrzeć pod mostem.  Jestem za tym, żeby na takie panie nałożyć licencje, które zobowiązałyby je do przeprowadzania okresowych badań lekarskich. Proszę sobie wyobrazić ile mniej pracy mieliby lekarze z chorobami wenerycznymi. Po prostu profilaktyka. Ta mniej kosztuje niż leczenie chorych. Z paniami unikającymi płacenia podatków walczyłbym bezwzględnie od wysokich mandatów po przepadek zgromadzonego mienia tak żeby nie opłacało się pracować w szarej strefie. Proszę sobie też wyobrazić jak legalizacja prostytucji wpłynęłaby na walkę z przestępczością zorganizowaną, handlem ludźmi. Gdyby biznes musiałby być legalny nie opłacałoby się taką działalność prowadzić gdyż jedynym i najsilniejszym alfonsem byłoby państwo, które nie pozwalałoby na dorabianie sobie na boku. Każdy lokal musiałby mieć licencję i zezwolenie. Trzeba by pomyśleć o jakichś zwolnieniach dla żon, matek i zwykłych dziewczyn. Osobiście uznałbym, że kobieta czerpiąca korzyści materialne z seksu mogłaby mieć bez podatku trzech różnych partnerów seksualnych w roku. Powyżej tej liczby należałoby uznać zachowanie takiej osoby jako działalność gospodarczą i w wypadku braku rejestracji i zezwolenia karać mandatami, przepadkiem dochodu lub nawet paką.

Dziś jest w Polsce jakaś taka obłudna moralność. Wielu pewnie by zapytało jak można zalegalizować nierząd, przecież to grzech, jak można zalegalizować grzech. Dla wielu problemu nie ma. Nie ma legalnych prostytutek to nie ma problemu a wszyscy dobrze wiedzą, że biznes się kręci. Odpowiedź mam jedną. Nieumiarkowanie w jedzeniu i piciu też jest grzechem i to nawet głównym a nikt jakoś z tego powodu nie chce zamykać barów i restauracji. Jesteś katolikiem, jesteś wierzący to nie musisz korzystać. Uważasz to za wielki grzech, masz do tego prawo ale nie możesz kogoś zbawić za niego, nie możesz być strażnikiem nie swojej moralności.

Uważam nawet, że legalizacja prostytucji spowodowałaby spadek liczby prostytutek. Niewątpliwie ceny usług musiałyby wzrosnąć. Trzeba by wymyślić jakąś stawkę minimalną od usługi, powiedzmy dla pani ile dasz to dasz ale na żłobki i szpitale dajesz dodatkowo 50 zł. Takim sposobem liczba klientów spadłaby. Interes przestałby być tak dochodowy i paradoksalnie może byłoby tym sposobem mniej singli. Przyznam, że denerwują mnie niunie, które zarabiają ciałem  tysiące nieraz w jedną noc, stać je na drogie mieszkania, samochody, kosmetyki wycieczki zagraniczne a ubezpieczone są z urzędu pracy i nic nie oddają państwu. Denerwuje mnie gdy taka niunia mówi, że nie będzie pracować jako sprzątaczka bo jako callgirl zarobi w noc roczną pensje takiej sprzątaczki. Denerwuje mnie gdy taka niunia przychodzi do urzędu skarbowego aby wyjaśnić posiadanie swojego majątku i robi awanturę, bo co się od niej chce skoro jest damą do towarzystwa a to przecież nie jest opodatkowane. Trzeba zmienić ten stan rzeczy.

Na koniec odpowiem na pytanie, które zadałem sobie na początku, tzn czemu nie ma legalizacji prostytucji. Już odpowiadam kolejnym pytaniem. Czemu księża na kazaniach nigdy nie poruszają tematów prostytucji a wolą się zająć tematem młodych mieszkających bez ślubu? czemu politycy milczą na ten temat? Komu zależy, żeby prostytucja nie istniała w przestrzeni społecznej tzn, ani nielegalna ani legalna.

niedziela, 24 lipca 2016

Zmierzch śniętych króli - złoty strzał (zgon nr 3)

KOKO LOKO obudził się z bolącą głową, wszystko w głowie mu wirowało. Minionej nocy zabił KAZIMIERZA ZASZCZUJA - złego feministę, który ostatecznie okazał się jednak złą kobietą. To jednak nie z powodu wyrzutów sumienia smok miał gorsze samopoczucie. KOKO LOKO już dawno sumienie zaczęło przeszkadzać, więc przestał na nie zwracać uwagę, dzięki temu był lepszym urzędnikiem skarbowym a teraz seryjnym mordercą, postrachem znienawidzonego systemu. Oglądając zranione ramię przez KAZIMIERZA ZASZCZUJA odkrył prawdopodobną przyczynę gorszego samopoczucia. Od rany na ramieniu w kierunku serca biegła czerwona linia. Z pewnością kosa ZASZCZUJA była zatruta i teraz trucizna powoli żyłą chce się dostać do serca, co się wtedy stanie można się tylko domyślać. 

Teraz to już KOKO LOKO ma pełną pewność, ze ZASZCZUJ był kobietą, posługiwał się przecież babskim stylem walki tzn powolną trucizną. W sumie to niczego  innego przecież nie mógł się spodziewać po feministce, jej słowa były zatrute, to i jej kozik musiał przesiąknąć trutką. KOKO LOKO był bezradny, do szpitala przecież nie pójdzie bo natychmiast zostanie zatrzymany, jest przecież poszukiwany. Z każdą godziną czuł się coraz gorzej, czerwona linia powoli zmierzała w stronę smoczego serca. Smok zrozumiał czemu odciętej głowie ZASZCZUJA wykręciły się usta w coś przypominającego uśmiech. Początkowo myślał, że tak jak kura po ścięciu głowy jeszcze podskakuje tak denatce musiały się wykrzywić mięśnie ust. Teraz już może być pewien, że to był prawdziwy uśmiech feministki, która nie odpuściła do końca, z pewnością była pewna, że jej trucizna zabije smoka.

KOKO LOKO mógł zrobić tylko jedno. Wiedział, że toksynę może zwalczyć tylko inna toksyna. Oglądając kiedyś program przyrodniczy zauważył, że ukąszonemu przez jadowitego węża podaje się serum z jadu innej żmiji. Niestety na zabicie innej feministki i sporządzenie odtrutki z jej krwi było już za późno. Smok był już zbyt słaby, postanowił więc struć się alkoholem, wypił kilka litrów dobrej polskiej wódki, efekt wzmocnił kilkunastoma litrami piwa. Normalnego człowieka już dawno taka dawka zmiotłaby z ziemi ale dla życia KOKO LOKO wydawała się to ostatnia szansa.

Niestety lekarstwo nie podziałało. Smok leżał już sparaliżowany w łóżku, czerwoną kreskę od serca dzieliły już tylko centymetry. To były ostatnie minuty przed śmiercią. KOKO LOKO pogodził się ze zbliżającym się zgonem. Wiedział, że prędzej czy później musi się to tak skończyć. Liczył tylko, że przed śmiercią wykończy trochę więcej reprezentantów złego systemu. Wiedział jednak, że kto sra pod wiatr ten musi prędzej czy później poczuć smród w zależności od siły żywiołu. Gdyby dalej pracował w urzędzie skarbowym mógłby dalej żyć, gdyby leciał z wiatrem a nie pod wiatr byłoby mu łatwiej ale nie byłby sobą nie czułby się wolny.  

Smokowi przypomniała się pierwsza miłość poznana w młodości na obozie prowadzonym przez siostry zakonne dla biednej ale zdolnej młodzieży. Był lipiec, szary piasek Bałtyku i ona, nazywana przez innych samczyków  WAKCYJNYM SŁOŃCEM. Do momentu w którym ją poznał było mu wszystko jedno, żył z dnia na dzień, nic go nie obchodziło, nic go nie interesowało. Obserwując ją poczuł pierwsze, nieznane wcześniej uczucia. Zabiło mu serce, obudzone iskrą spowodowaną uderzeniem tysięcy piorunów. Musiał o nią rywalizować z innymi, oczywiście wszystkich pokonał używając swojej siły pięści. Nie zabił nikogo ale co to za życie gdy widzi się taką kobietę, smakuje sią ją już w myślach a ma się świadomość, że nic z tego, bo ona już wybrała KOKO LOKO. Był przy niej szczęśliwy nawet gdy masował jej stopy, malował paznokcie, mógł nawet sprzątać i robić jej posiłki, to nieważne było, ważne było jak na niego patrzyła, to jej uznanie w oczach, to jej figlarna mowa ciała, z której wynikało, że chce tylko jego... Teraz umierając smok czuł się dokładnie jak przy tej kobiecie, był, szczęśliwy, że porzucił haniebną pracę i poszedł pod prąd. Niczego nie żałował.  To już jego ostatnia minuta życia a potem kto wie. 

Śmierć smoka nie była jednak po myśli wszystkich. Przy łożu umierającego pojawiła się dziwna postać, Smok myślał, że to ŚMIERĆ przyszła po niego, ale to chyba nie była ona. Postać popatrzyła na chorego w agonii, stuknęła się w głowę i pokiwała przecząco głową, jakby zobaczyła jakiegoś kretyna. Wyjęła z kieszeni strzykawę i bez pardonu wbiła w serce smoka. Po dziesięciu minutach smok był jak nowo narodzony a nawet lepiej, czuł, że mógłby przenosić góry.

 Kim jesteś i co mi wstrzyknąłeś, zapytał KOKO LOKO. Jestem NOCNY MŚCICIEL a wstrzyknąłem Ci tylko mieszankę z hery, haszu, koki i LSD. Tylko to mogło podziałać jako odtrutka. Alkohol nie mógł podziałać jak lekarstwo, on Cię nie truje, przecież to Twoje paliwo. 
Mam dla Ciebie propozycję - mówiła dalej dziwna postać. Obserwuję Cię od dawna i widzę, że mamy zbieżne cele, też masz dosyć tego zepsucia obecnej władzy też masz dosyć tej wszechobecnej niesprawiedliwości, tego burdelu umysłowego jaki sieje ZAKON. Źle się jednak do sprawy zabierasz, walczysz sam, jesteś niczym dziki zwierz, atakujesz bez rozpoznania, na oślep, brutalnie niczym jakiś psychol, który uciekł z wariatkowa. Powinieneś zaatakować jawnie, dać ludziom nadzieję na obalenie reżimu. Zachowujesz się jakbyś czekał na śmierć i dobrze, ale powinieneś sprawić, że nie pójdzie ona na marne. Poświęć resztki swojego życia i obal reżim, uwolnij normalnych ludzi, przywróć im godność. Chcesz tego? Chcę - odparł KOKO LOKO. Dobrze więc. Pozwól, że coś Ci powiem. Nie jestem żywą istotą, mogę działać tylko nocą, moje możliwości są ograniczone, wyczuwam złych ludzi, czytam w ich złych zamiarach ale zabić mogę tylko w nocy i tylko jeżeli mnie zaatakują, potrzebuje nosiciela, wzmocnię Twoje siły. Uzyskasz możliwości o jakich nawet nie marzyłeś. Muszę tylko wejść w Ciebie. Wyjść mogę kiedy tylko zechcesz. Wchodzić będę tylko podczas akcji.
Coś mi się to wydaje trochę podejrzane, to nie jakieś zboczeństwo? Zapytał smok. Gdybyś uprawiał z kimś seks a ja w tym czasie byłbym w Tobie niewątpliwie byłby to trójkąt - szczerze odpowiedziała zjawa. Ok - zgodził się smok. Nie takie rzeczy się robiło w wojsku, uratowałeś mi życie, możesz wejść we mnie. 

Zjawa wchłonęła się w ciało smoka niczym najlepszy krem na zmarszczki. KOKO LOKO poczuł kure...ską moc. Roznosiła go energia. Wyskoczył z ziemianki i wzbił się w powietrze. Po kilku minutach znalazł się na jednej z głównych ulic Warszawy. Akurat zobaczył REDAKTORA KURCZOKA. Długo nie czekał i walnął mu z dyńki, ten się odbił i zatrzymał się na sygnalizatorze świetlnym. Otumaniony KURCZOK sięgnął po swoją arcymocną broń, tzn Lancę Sado Maso i chciał nią zdzielić smoka ale ta się odbiła od niego jakby od jakiejś niewidzialnej bariery ochronnej i uderzyła samego KURCZOKA charatając mu facjatę. Smok walnął z dyńki jeszcze raz. Dyńka tym razem spadła. Nastąpił natychmiastowy zgon. Smok zostawił kartkę przy denacie i odleciał. Na kartce pisało to: "Jestem KOKO LOKO GO-GO, były urzędnik skarbowy. Teraz rozliczę was wszystkich. Rozliczę cały zakon."
I tak to było.


Gdyby ktoś chciał sobie przypomnieć postać NOCNEGO MŚCICIELA to zapraszam tutaj, do zaprzyjaźnionego bloga:
A to moja rysunkowa adaptacja przygody NOCNEGO MŚCICIELA


wtorek, 12 lipca 2016

kobieta narzekająca na swojego partnera (kobietus pospolitus)


       Nie potrafię zliczyć ile razy zdarzyło mi się w pracy, podczas spotkania ze znajomymi czy na ulicy być świadkiem krępującego zjawiska, że jakaś kobieta narzeka na swojego partnera, zazwyczaj męża. Gdy znam taką kobietę a czasem i jej partnera a nie tylko podsłuchuję przypadkową rozmowę to zwykle mocno się dziwię. W kobietę miłą, do rany przyłóż, którą trudno zwykle wyprowadzić z równowagi nie raz gdy rozmawia z partnerem wstępuje szatan. Szatan ten wciska w usta takiej kobiecie najgorsze epitety i wulgaryzmy w sytuacjach gdy ta rozmawia o błahych wydaje się codziennych sprawach. Podanie dziecku  leku albo jego nie podanie, za długie przebywanie w sklepie albo za krótkie, nie podlanie kwiatków albo ich przelanie, nie wykonanie ułożonego przez kobietę planu dnia albo jego wykonanie ale nie w tej kolejności co kobieta sobie właśnie wymyśliła może być powodem zmieszania takiego pana z błotem. Kobietom najwyraźniej się wydaje, że jak już mają chłopa, to że mogą bezkarnie w dowolnej sytuacji nazwać go ofiarą losu, k..., ch..., ped... i na końcu oczywiście maminsynkiem i bez znaczenia ma fakt czy matka takiego pana jest zamieszana w konflikt czy też nie. W modzie jest teraz po prostu nazwać partnera maminsynkiem, to zdaje się być największa inwektywa w ustach kobiety. Zacznijmy od tego czy zwykle partner kobiety zasługuje sobie na codzienne pomyje od swojej pani. Mi się zwykle wydaje, że nie zasługuje. Dziś mężczyzna musi się pogodzić, że jak wchodzi w związek to przyjmuje jednocześnie rolę katalizatora negatywnych emocji swojej partnerki, jest taką oczyszczalnią ścieków złych emocji z którymi kobieta nie potrafi sobie poradzić. Mężczyzna ma wybór albo przyjąć tą rolę i się uodpornić albo pozostać samotnym wolnym strzelcem. Wydaje mi się, że dlatego też dziś jest tak wielu męskich singli, nie każdy jest na tyle twardy by wytrzymać z kobietą w związku. Dziwne to i zaskakujące. Jak ja coś zawalę w pracy to zwykle inne kobiety są dla mnie miłe, przełykają ślinę z uśmiechem i mówią, że nic się nie stało. Dopiero gdy zadzwoni do nich mąż to wtedy dopiero widzę, jak złymi emocjami nasiąkło ich ciało. Czasami to aż strach pomyśleć co czeka partnera takiej koleżanki z pracy, gdy ta wróci do domu. Pewnie nie raz to jest w ryj prosto z progu po otwarciu drzwi. Dlatego w pracy się staram mając na uwadze, że każde moje złe zachowanie może oznaczać rodzinny dramat jakiegoś pana w domu, jednocześnie licząc, że ktoś nie wkurzy za bardzo mojej połówki. Już powiedziałem, swojej koleżance, że nie chce słuchać jak ta bluzga swoją połowicę w pracy, że wprawia mnie to w zakłopotanie, teraz trochę przynajmniej się miarkuje i pisze głównie sms-y jak już nie wytrzyma. Mogę się nie raz tylko zastanawiać co np " kochanie w domu czeka Cię wpie..., domyśl się za co". Rozumiem, że od najbliższej osoby wymaga się najwięcej, sam jestem zwolennikiem tej zasady ale czy nie tak odłożony kubek, czy nie umyty od razu talerz zasługuje na motyw przewodni kłótni? Zaskakujące jest to, że wolne kobiety nie są lepsze, one też lubią ponarzekać na partnerów swoich koleżanek, nakręcając je przy tym jeszcze bardziej. Zaskakujące jest, że samotni faceci, obcy są lepiej traktowani od tych swoich, że ten obcy zawsze lepiej wygląda. Np moja Natalia doskonale wyłapuje komplementy obcych, nawet dzieci, czy strażnika z Biblioteki a moich nie pamięta. Gdy przypomnę sobie jak byłem traktowany na pierwszych spotkaniach a jak jestem traktowany na miesiąc przed ślubem to niebo i ziemia. Gdy wyjeżdżam na delegację to nie pamiętam jakiś fajerwerków a gdy wracam to pamiętam, że jest jakieś takie bardziej odświętne jej zachowanie. Dla mnie to nie jest do pojęcia. Nazwijmy to po imieniu to jest niesprawiedliwe traktowanie mężczyzn w związkach przez swoje kobiety. Więcej powiem to nie mężczyźni przestają być romantyczni, uczynni, piękni i młodzi. To po prostu kobiety z miejsca zaczynają traktować takich panów gorzej licząc, że na takich można sobie poużywać. Więcej szacunku i zrozumienia drugiej strony się należy, jeżeli nie chcecie by wasi partnerzy zasilili szeregi wolnych strzelców a same nie jesteście gotowe powrócić do ligi wolnych kobiet, które muszą brutalnie
walczyć o najlepsze kąski jakie pozostały do wzięcia.

poniedziałek, 4 lipca 2016

50 pierwszych randek -wersja bardzo niebajkowa

Pamiętacie taki film pod polskim tytułem "50 pierwszych randek"? Adam Sandler nie irytował bardzo swoim błazeńskim zachowaniem tak jak to miał w zwyczaju w innych produkcjach, a Dru Berrymore była taka ładna, seksowna i niewinna. Można było tak wyobrazić sobie idealną dziewczynę do związku. Byłem wtedy licealistą - idealistą, jeszcze romantycznym i wrażliwym. Non stop słuchałem wtedy "Slave to love" z tej produkcji, to był mój hit. Słuchając tego przeboju marzyłem o poznaniu takiej kobiety Jak Dru z tego filmu i pragnąłem się jej oddać w niewolę miłości. No cóż młody byłem wtedy i głupi. Dla nieznających filmu przypominam, że akcja filmu polegała na tym, że gościu poznał idealną kobietę, ładną, biuściastą, blondynkę, z poczuciem humoru, nie puszczającą się, nie księżniczkę, no męski ideał kobiety. Niestety miała jeden feler. Cierpiała na rzadką chorobę objawiającą się tym, że po urazie głowy jej pamięć zatrzymała się na dniu wypadku. Do tego momentu pamiętała wszystko oprócz samego wypadku. To co się działo z nią później zapominała każdej nocy podczas snu. I w takiej kobiecie zakochał się Adam Sandler. Historia bardzo romantyczna. Co dzień musiał zdobywać swoją ukochaną od nowa, bo ona wszystko w nocy zapominała. No cóż film wtedy bardzo mi się podobał i dziś go mogę polecić. Teraz jednak pragnę przedstawić wam wizję co by się stało gdyby taką przypadłością został dotknięty mężczyzna, mąż, ojciec trojga dzieci.

Jest 30 czerwca 2016 r. niedługo wybije północ. Janusz oglądał mecz Polska - Portugalia, pił piwo i jadł czipsy, z żałości po przegranym w tak frajerski sposób meczu doznał wylewu do mózgu.

1 lipca 2016 r. - szpital powiatowy - załamana żona Janusza słyszy wyrok od lekarza. Pani mąż nie będzie taki jak był do tej pory, w skrócie niech pani sobie obejrzy 50 pierwszych randek, mąż ma dokładnie tak samo. Kobieta płacze, martwi się o siebie, dzieci, finanse no i męża, jaki był taki był ale był. Chlał piwo, awanturował się, znikał z kolegami w nocnych klubach ale wracał i zarabiał, czasem się sprawdzał w łóżku ale nigdy gdy ona akurat miała ochotę. Co teraz będzie?

3 lipca 2016 r. - żona ma niedzielę ale u Jana do usranej śmierci będzie tylko czwartek a to dzień pracujący. Jego pech, że nie dostał wylewu w sobotę czy niedzielę, albo chociaż piątek, Jan jak w każdy czwartek idzie na budowę i zarabia na żonę i małe dzieci. Wieczorem ogląda mecz i jak zwykle ma nadzieje, przed północą zasypia wreszcie w konwulsjach.

3 lipca 2017 r. - u Jana jak zwykle czwartek, żona już się przyzwyczaiła, że jej mąż pracuje 7 dni w tygodniu, 365 dni w roku. Takie życie. Wszyscy ją żałują, bo jej mąż nie jest już zdrowy. Ona się już przyzwyczaiła, dostała na niego pieniądze dodatkowe z opieki społecznej i rentę, jak już wspomniałem mąż dużo pracuje, może mieć kochanka a jak mąż się dowie to i tak na drugi dzień zapomni. W dniach okresu może zrobić mu Sajgon, wyładować swoje frustracje i tak nie będzie musiała przepraszać. Uwielbia patrzeć jak mąż z nadzieją ogląda co dzień ten sam mecz,  za każdym razem nie może się nadziwić, bo mąż zawsze ma inny grymas twarzy po porażce. Gdy potrzebuje odskoczni od wszystkiego jedzie sobie na wczasy a męża zostawia samemu sobie w domu, czasem go przykuje do kaloryfera. Można tak żyć.

3 lipca 2018 r. - pojawił się super lek na dolegliwość Jana, żona nie może dopuścić do sytuacji w której Jan odzyskuje świadomość, planuje morderstwo lekarza, który zaproponował terapię, planuje morderstwo męża i swoje w ostateczności.

3 lipca 2019 r. - mimo śmierci lekarza prowadzącego Jan odzyskuje świadomość, jego umysł nie mógł już tak dłużej żyć i sam się uzdrowił. Janowi przypomniały się wszystkie ostatnie czwartki. Podrapał się po głowie i po chwili namysłu zawołał Halinka... ku.. chodź tutaj. Co się potem wydarzyło sami sobie dopowiedzcie.

sobota, 2 lipca 2016

Jak zakisić ogóra w te wakacje? poradnik dla aktywnych mężczyzn, wiedzących, że samo z nieba nie spadnie

W głowie mam pomysł na kolejny odcinek o śniętych królach ale jakoś mało mnie zachęcacie w komentarzach do pisania kolejnych odcinków, być może to co piszę nie jest w ogóle śmieszne i się kompromituje, nie chciałbym dostarczać rozrywki na poziomie programu "YaYo". Pewnie część z was słyszała już o tej produkcji co nie co. Obejrzałem jeden odcinek i mam naprawdę dosyć. Żarty w tym kabarecie to chyba sam Kurski i reszta polityków PIS musiała pisać. W moim cyklu o śniętych królach w kolejnym odcinku miałoby się pojawić erotyczne tango Kurczoka z  Rudym Lisem, w tle przewinęłaby się Hanka co jej Niemiec nie chciał. Koko Loko uwolniłby kilku więźniów politycznych w tym tego najważniejszego. Pojawiłaby się organizacja KOD ale nie taka jak ją znacie. Co wy na to, żeby dalej ciągnąć tą żenującą serie?

W ogóle to mam taki pomysł, żeby mój blog szedł w kabaret. Nie wiem czy jestem na tyle śmieszny ale mógłbym próbować sił w komentowaniu poczynań polityków. Mam pomysł na cykle notek w których bym , wyjaśniał pradawne znaczenie słów, skąd się wzięły i co kiedyś oznaczały a co dziś, takie coś jak Miodek czy Bralczyk tylko, że lepsze. Pomysł też jest na analizowanie tekstów z polskich piosenek, głównie disco polo ale nie tylko, chciałbym ujawniać ich ukryte, nie dostrzegane, filozoficzne przesłania. Prosiłbym o sugestie, czy się nie gasić czy próbować jednak.

No dobrze ale przechodzę do głównego tematu tego tekstu. Chodzi o to jak zakisić ogóra w lato. Może najpierw zanim powiem jak to zrobić to powiem skąd się w ogóle wzięła u mnie odważna idea zakiszenia ogóra. Jest lato, jest gorąco, wręcz upalnie, robić się nie chce, pić się chce, człowiekowi przyzwyczajonemu do luksusu sama woda nie wystarczy a słodkie napoje z marketów rujnują zdrowie i nie mam ochoty sięgać więcej po nie. Sok z ogórków jest idealnym napojem pomiędzy kawą czy herbatą. To po pierwsze. Po drugie wybierając się w odwiedziny do narzeczonej, moja matka obdarzyła mnie ogórkami z przydomowego ogródka. Było ich sporo. Pomyślałem sobie po co mi one. Ile można jeść mizerie? Moja twarz też nie potrzebuje kosmetycznych okładów z ogórków, w sumie jej już nic nie pomoże, szkoda marnować pożywienie. Nie przypomniałem sobie wtedy innych sposobów na wykorzystanie ogórka... Po niedługim czasie wpadłem jednak na genialną idee zakiszenia ogórków. Przypomniały mi się takie lekko zakiszone dwutygodniowe ogórki, które robił wujek. Są świetne. Pasują do wszystkiego w lato, do obiadu, jako przekąska, do wódki, do wszystkiego. Przede wszystkim są twarde, lubię jak mi coś chrupie między zębami, są też orzeźwiające, a to bardzo się liczy w taką pogodę jak teraz, skutecznie gaszą ból-a jak się ma ochotę na cokolwiek. Coś w stylu przestań się fochować zjedz ogóra lekko skwaszonego.  Nie to żebym nie lubił ogórków kiszonych, ale te się je o innej porze roku, to innego rodzaju przyjemność już. O tej porze roku najlepiej smakują właśnie młódki. Nie lubię tylko przekiszonych starych, rozmemłanych ogórków, które tracą już kolor. Z braku laku też będą, ale jak są młode to wolę młode ogóry. 

Wszystko co mi trzeba chyba mam: ogórki, wodę, wiadro 5-litrowe po słodkim serze (nie wiem skąd ale mam), folię przeźroczystą taką jak wykorzystywał wujek  też mam, koper, czosnek oczywiście też się znajdzie. Muszę tylko jeszcze poszukać jakiegoś przepisu, żeby nie pomylić się w sztuce kiszenia. Niestety spragnieni praktycznej wiedzy nie otrzymają jej tutaj. To poradnik a nie instrukcja obsługi. Każdy niech sam znajdzie własny, ulubiony sposób na zakiszenie. To tak jak w życiu, najpierw człowiekowi dużo o czymś mówią, ten nabiera sam ochoty, nie dostaje gotowca ale sam musi poszukać informacji i wtedy to coś bardziej docenia niż wtedy gdy miałby wszystko podane na tacy. Najbardziej ekscytujące jest gonienie króliczka, smyrnięcie go, pomacanie zwiastujące sukces a później obejście się smakiem bo jednak nam się wywinął. Dorwanie króliczka i zrobienie sobie z nim co się chce nie ma nic już z przyjemności to już sama czarna robota, krew i pot. Także moi drodzy czytelnicy do dzieła! Kiście ogóry i się nimi zajadajcie.