czwartek, 29 października 2015

Gry planszowe - czy moda na taką rozrywkę minęła bezpowrotnie czy może właśnie wraca.

Nie dawno miałem okazję mieć w pracy kontakt z młodą osobą, która postanowiła stworzyć w moim mieście nowy lokal, w którym można będzie porozmawiać ze znajomymi, napić się, pewnie z czasem coś zjeść. Zwykły bar, kawiarnia jakich wiele. To co jednak mnie zaskoczyło to to, że właściciel tego nowego lokalu chce się wyróżnić spośród wielu tego typu działalności udostępnieniem klientom możliwości zagrania w najnowsze gry planszowe. Nie chodzi tu o gry, typowe dla dzieci ale gry, przy których miło mogą spędzać czas i starsze osoby.
I tak zacząłem się zastanawiać się czy tego typu gry w erze cyfryzacji, wszechdostępnego Internetu i szybkich komputerów mogą jeszcze dziś być atrakcyjne dla współczesnego człowieka. Pamiętam, że będąc dzieckiem grało się z bratem w Chińczyka, warcaby, do tego typu gier zaliczyłbym też karty. To była świetna zabawa, przynajmniej wtedy mi się tak wydawało. W czasach obecnych zdarza mi się namiętnie grać z Natalią w Eurobiznes lub trochę rzadziej gdy spotkamy się z jej znajomymi w gry przeznaczone dla par, w których można popisać się wiedzą, umiejętnością kojarzenia.
Z moich spostrzeżeń wynika, że gry planszowe to jest zupełnie inna rozrywka niż gry komputerowe, telewizyjne. Zdecydowanie gry planszowe są bardziej społeczne, poprawiają a wręcz zacieśniają relacje między grającymi, ułatwiają rozmowę. Nie znam tego typu gier, w których da się grać samotnie. Mimo, że w grach telewizyjnych również można grać ze znajomymi to jednak, człowiek grając musi non stop gapić się w ekran, żeby grać skutecznie, nie może między czasie nic zjeść, napić się, porozmawiać, musi być non stop skoncentrowany na tym co się dzieje na ekranie bo inaczej przegra. Zupełnie inaczej jest w grach planszowych. Poza tym wydaje mi się, że gry telewizyjne, komputerowe wzmagają w człowieku agresję, napięcie, obawę przed okazaniem się gorszym, zupełnie inaczej jest w grach planszowych, w których nie do końca chodzi tylko o wygraną, ale też o styl w jakim się to robi oraz też, o to czy z klasą przyjmuje się porażkę.
Wszystko to co wymieniłem przemawia na korzyść gier planszowych. Są jednak też minusy, wydaje mi się, że gry planszowe szybciej się nudzą, nie są tak atrakcyjne graficznie, no i jednak zwykle schodzi trochę czasu zanim wszyscy gracze poznają zasady gry, co czasami może być bardzo zniechęcające. Każdy przecież chciałby od razu zasiąść i grać a nie łamać mózgownicy po to żeby zrozumieć zasady gry zwłaszcza, wtedy gdy czas na spotkanie jest ograniczony.
Wracając do innowacyjnego pomysłu przedsiębiorcy o przyciąganiu klientów do lokalu możliwością pogrania w gry planszowe trochę powątpiewam w to czy taki zabieg faktycznie zwiększy liczbę klientów, z pewnością jednak nie zaszkodzi. Osobiście naszła mnie ochota na zakup jakiejś nowej gry planszowej, bo gra w Eurobiznes już mnie nie ekscytuje. Zauważyłem, że na pułkach sklepowych jest coraz więcej dostępnych gier, zwłaszcza duży wybór jest w grach firmy TREFL. W sklepach internetowych też można wybierać spośród bardzo wielu propozycji. Niestety ceny są bardzo wysokie, przynajmniej w moim odczuciu. Kwoty w przedziale od 50 zł do 150 zł za pudełko z tekturową planszą, papierowymi kartami, plastikowymi lub drewnianymi pionkami, kostkami i pomysłem na grę to stanowczo za dużo. No ale może taka jest strategia firm oferujących takie produkty. Pewnie wychodzą z założenia, że i tak nie ma możliwości masowej sprzedaży gier to przynajmniej zastosują dużą marżę. Teraz się zastanawiam się czy nie zrobić jakiejś gry planszowej w której bohaterem byłby mój Koko Loko, który w grze musiałby wymigiwać się od obowiązków domowych a drugi gracz Ukalele miałby za zadanie przymusić go do wykonania domowych prac.
Tak na serio myślę o zakupie jakiejś gry planszowej ale o ile natrafię na jakąś ofertę z sensownie obniżoną ceną do 30, 50 zł.

Ogłoszenia parafialne: przepraszam za moją dłuższą nieobecność, miałem problemy z laptopem a i też bardziej skupiłem się na pracy. Postaram się nadrobić zaległości blogowe do końca tygodnia. Pojawi się dziś też ankieta odnośnie mojego ulubionego tematu czyli Koko Loko.

piątek, 23 października 2015

Dziś już takich mężczyzn nie ma - przemyślenia na temat życia

I stało się. Blogowa rzeczywistość mnie powoli lecz nieodwracalnie zmienia. Czytając dziś na jednym z blogów o przepisie na szybkie, zdrowe ciastka owsiane zapragnąłem je zrobić sam z nieprzymuszonej woli. I zdziwiłem się czemu zachciało mi się samemu zrobić ciastka? Jakieś to takie dziwne uczucie miałem w pracy oczekiwania kiedy będę mógł wyjść z pracy i zabrać się za pieczenie, takie uczucie jak czasami ma się czekając na jakieś ważne dla nas wydarzenie, np mecz w piłkę nożną reprezentacji.
 To nic, że nie mam żadnego doświadczenia w pieczeniu, pomyślałem, że dam rade sam zrobić coś dobrego i że może moja Natalia przychodząc z pracy ucieszy się na widok owsianych ciasteczek. Chociaż znając rzeczywistość wracając o 21 walnie się tylko na łóżko.

I robiąc te ciastka pomyślałem sobie, że ja już należę do nowej generacji mężczyzny, dzielącym się obowiązkami z partnerką, myślącym bardzo podobnie do kobiety, traktującym ją jak kumpla a nie jak obiekt z którym się spotyka tylko na seks.  Bliżej mi coraz bardziej do coraz częściej widzianych na ulicach tatuśków pchających wózek, zawożących dzieci na dodatkowe lekcje, gotujących i robiących zakupy na obiad, których żony zarabiają więcej od nich i dla, których nie jest to powodem do wstydu.

Chociaż w głowie mam jakiś sentyment do starego typu mężczyzny, który nawet będąc z kobietą jest tak naprawdę sam, mężczyzny, którego jednymi przyjaciółmi są butelka, papierosy, narkotyki i wierny pies nigdy kot, mężczyzny, który odjeżdża samotnie ku zachodowi słońca i nie wie kogo jutro spotka, mężczyzny, który nie bierze leków nawet gdy jest chory i umiera na zawał, raka czy inną chorobę zanim zdoła się zestarzeć, mężczyzny, który od kobiety oczekuje tylko seksu a nie rozmowy, mężczyzny, który zaczyna rozmawiać z potomstwem, gdy to dopiero się usamodzielni, mężczyzny, który żyje tylko na kawie, mięsie i wódce tudzież piwie.
I tak przypomniał mi się taki autor Charles Bukowski, autor uwielbiany przez mojego brata, serial Californication i postać grana przez Davida Duchovnego i trochę jeszcze mój Koko Loko czerpiący co nieco z tych dwóch źródeł. Mam do takiego życia jakiś sentyment tzn wiecznie niezadowolony
z życia, zblazowany, użalający się nad sobą facet, robiący wielkie rzeczy, nie dający się wodzić nigdy żadnej kobiecie za nos.

To nie to, że chciałbym taki być, wydaje mi się, że dopuszczenie do swojej psychiki kobiety nie jest złe, że razem można jednak efektywniej żyć. Nowy typ faceta jest zdecydowanie bardziej szczęśliwy ale z drugiej mniej twardy, ze względu na utratę części wolności, nie potrafiący sobie już sam poradzić w życiu. Nie to, że tęsknię ale podziwiam takie życie, dostrzegam plusy.
To tylko taka refleksja po mężczyznach, którzy już odchodzą i nie wrócą już nigdy, no chyba, że wrócą w wydaniu muzułmańskim.

a tak z ogłoszeń parafialnych dodałem na swojej stronie zakładkę gdzie można znaleźć wszystkie odcinki o Koko Loko. Na zdjęciu moje całkiem takie sobie własnoręcznie upieczone ciastka owsiane.

poniedziałek, 19 października 2015

Smok Koko Loko - odc. 6 - Koko Loko na spowiedzi

Dla tych, którzy nie czytali pierwszej części lub zdążyli zapomnieć przypominam. 
Smok Koko Loko (na zdjęciu) przyleciał do naszego pięknego kraju w celach rozrywkowo-zarobkowych. Można by rzecz tak na czasie, że jest imigrantem zarobkowym. Miał udawać smoka Wawelskiego ale interes mu nie wyszedł i trafił do więzienia, po wyjściu z kicia musi szukać innego sposobu na życie w Polsce.  Dodać należy, że ostatnio będąc w centrum handlowym spotkał swoją starą miłość, Ukalele, która zamieszkała w jego domku jednorodzinnym, po niedługim czasie oświadczył się jej.

Koko Loko jak co dzień rozmawia z mamą przez telefon.
Tak mamo, ciepło się ubieram, nie jestem przeziębiony, Ukalele co prawda nie gotuje tak jak Ty, nie chce robić mi na obiad schabowego z ziemniaczkami ale dobrze, że w ogóle jest obiad, dziś był np. makaron ze szpinakiem w sosie serowym. Wiem, że nie dałabyś mi coś takiego na obiad ale nie jest najgorsze. Tak w ogóle czasem obiad przesoli, nie może Ci dorównać w kuchni ale no cóż ideał może być tylko jeden. Nie martw się o mnie, wiem, że zasługuję na lepszą kobietę, ale ją kocham i w ogóle nie jest tak źle jak mówisz. Wiesz mamo, że miłość jest ślepa.
Ukalele podsłuchała rozmowę Koko Loko z mamą i jak zwykle miała o te rozmowy pretensje do niego. No nie ja nie wytrzymam, kto to słyszał, żeby dorosły mężczyzna dzwonił do matki co dzień, i jeszcze takie bzdury wygadywał na swoją narzeczoną. Ty maminsynku. W ogóle jak tak źle gotuje to może zamieszkaj z mamusią a nie ze mną. Będzie Ci gotowała, prała i może nawet będziesz mógł spać z nią w jednym łóżku.
Nie przesadzaj - bronił się Koko Loko. Nie wiem co złego widzisz w tym, że zadzwonię do mamy na pięć minut dziennie i zapytam co u niej słychać, czy jest wszystko dobrze, czy jest zdrowa i jeszcze jak powiem jakieś dobre słowo.
Ukalele jeszcze bardziej się nakręciła - bo kłamiesz, bo nie rozumiesz moich potrzeb. Jesteś złym smokiem, nie taki byłeś jak Cię poznałam. Jesteś egoistą, nie szanujesz mnie, pijesz, palisz, cwaniaczysz, nie troszczysz się o mnie, nie przynosisz kwiatów, chyba, że coś przeskrobiesz. Nie wiem czy nie powinnam w tej chwili opuścić tego domu.
Smok wystraszył się nie na żarty i wiedział, że każde kolejne jego słowo musi być dobrze wyważone, wiedział bowiem, że tym razem jego partnerka nie żartowała. Koko Loko przyznał się, że nie jest ideałem ale, że chce się zmienić, zaproponował, że pójdzie do spowiedzi, wyspowiada się z całego życia i że zmieni swoje postępowanie.
 Ukalele zgodziła się na tę propozycję. Koko Loko cały tydzień robił rachunek sumienia a Ukalele umówiła go na szczerą spowiedź ze swoim zaufanym spowiednikiem.

Nadszedł ten dzień, dzień spowiedzi. Koko Loko podreptał w stronę wskazanego przez Ukalele kościoła.

Przyznam się, że nigdy nie byłem na spowiedzi, chociaż od kiedy jestem w Polsce co tydzień jestem na niedzielnej mszy - rozpoczął akt oczyszczenia Koko Loko.
Zacznę od grzechów najcięższych.
Nie dość, że nie głosowałem w ostatnich wyborach na PIS to głosowałem na Tuska a jeszcze wcześniej głosowałem na LSD, tzn SLD.
Popierałem aborcję feministek, do czasu kiedy okazało się, że to niemożliwe. Przez jakiś czas byłem za tym, żeby przyznać prawo partii SLD do eutanazji, ale jak okazało się, że nie chcą tego zrobić sobie tylko innym to przestałem na nich głosować.
Nie miałem nic przeciwko zapłodnieniu in Vitro, chociaż zawsze preferowałem naturalne sposoby.
Co do homoseksualistów to jestem tolerancyjny tzn uznaję biseksualne kobiety, chociaż wiem, że to ciężki grzech i że ich też nie powinienem tolerować.
Jeżeli chodzi o ideologię gender to nie widzę nic w niej złego zwłaszcza jak widzę księży paradujących w sukienkach.
Smoku przestań. Zdenerwował się ksiądz, co ty mi tutaj pitu, pitu o duperelach. Trochę nasłuchałem się skarg na Twój temat. Powiedz mi Ty lepiej o Twoim alkoholizmie, zamiłowaniu do palenia, obnażaniu się publicznemu i zaczepianiu obcych kobiet, rozbojach.
Wie ksiądz, jak słuchałem tego co mówią księża to myślałem, ze to najważniejsze moje grzechy. Co do alkoholizmu, nie jestem nim. Ksiądz może nie wie ale ja muszę pić, żeby mój organizm zamieniał procenty na ogień, palenie też jest konieczne, żeby nie zgasł wewnętrzny płomień. Ksiądz wie, że smok który nie może ziać ogniem to nie jest smok. To prawda chodzę bez koszulki bo każda koszulka pęka na moim brzuchu, odpadający guzik z takiej koszulki mógłby komuś zrobić krzywdę, po za tym mam zaświadczenie od lekarza, że koszulki uciskają mi skórę i powodują wewnętrzne obrażenia. Co do kobiet owszem, czasem to i owo powiedziałem czy chociaż zagwizdałem do jakiejś tam co przechodziła obok mnie, ale na tym zawsze się kończyło.  Chodziło o to, żeby uświadomić kobietom jak powinny wyglądać, jak powinny się ubierać. Gdy przechodziła obok mnie jakaś tam feministka to nigdy słowa nie powiedziałem, ani słowa. Teraz już w ogóle tego nie robię, gdy okazało się, że jest to nieobyczajne zachowanie, w moim starym kraju to nie było karane a wręcz nawet wskazane zachowanie. Jeżeli chodzi o rozboje to nie jest tak do końca. Niech mi ksiądz powie, czy okradzenie kogoś kto wcześniej nas okradł to tez jest kradzież? Jeżeli komuś zrobiłem krzywdę to tylko w ramach stanu wyższej konieczności albo w obronie własnej. Czy to grzech?
Ksiądz się zamyślił na chwilę, nie odpowiedział ale zadał kolejne pytania. A co z cudzołóstwem, zabezpieczaniem się i onanizowaniem.
Onanistą nie jestem, jak śpię to rączki mam zawsze na kołderce.
Ksiądz nie dowierzał więc smok się przyznał, czasem coś tam sobie oglądałem w Internecie, bo uważam, ze to lepsze niż łażenie, błaźnienie się i proszenie kobiet. Nawet uważałem, że mężczyzna ma prawo gdy jego partnerka wymiguje się od tej kobiecej powinności do tego typu zachowania, żeby nie doszło do nieszczęścia teraz jak już jestem starszy jednak uważam inaczej. W takiej sytuacji trzeba zmienić partnerkę i po sprawie.
Przyznaję się, że nie jestem święty i czasem było tam jakieś figo fago ale nie stosowałem nigdy żadnego zabezpieczenia poza kalendarzykiem, który starannie zawszę prowadzę.
Ksiądz się wkurzył - ale to nie Ty masz prowadzić kalendarzyk tylko Twoja partnerka, najlepiej żona.
Smok się zamyślił po czym odpowiedział, w takim razie nie mam tu grzechu, nie stosowałem w takim razie żadnego zabezpieczenia.
Smok przyznał się także do tego, że żyje w nieformalnym związku. Powiedział, że to bardzo ciąży mu na sercu i że nawet chciał oddalić od siebie partnerkę, żeby nie grzeszyć wspólnym zamieszkaniem jednak zaniechał tego, bo ona tak go kusiła po pierwsze a po drugie znając jej rodziców nie chciał jej do nich odprawiać, bo tam nie miałaby normalnego życia.
A zdrady? Zdradzasz swoją partnerkę, kiedy się ożenicie w końcu?
Koko Loko powiedział, że nigdy jej nie zdradził, że zawsze był wierny i że nawet nie pomyśli o innej. I że ożenią się bo są zaręczeni ale sam jeszcze nie wie kiedy.
I tak rozmowa księdza z Koko Loko trwała długo. Ksiądz raz po raz to się uśmiechał, denerwował, czerwienił, ocierał pot ze swojej łysej głowy. W końcu Koko Loko opuścił mury kościoła.

Nie długo po zakończonej rozmowie Ukalele umówiła się ze spowiednikiem Koko Loko wieczorową porą w miejscu nie budzącym wątpliwości. Spowiednik Koko Loko nie był wyświęconym sługą Bożym a jedynie starym agentem UB, towarzyszem Urbanem. Agent Urban wręczył Ukalele nagraną rozmowę ze spowiedzi Koko Loko za stosowną opłatę. Ukalele w końcu mogła poznać tajemne myśli swojego partnera.

Ukalele była strasznie wkurzona po odsłuchaniu rozmowy. Co to za głupoty, musi pić alkohol i palić papierosy, żeby ogień mu w środku nie zgasł co za brednie, nie nosi koszuli bo nie chce zabić odpadającym guzikiem przypadkowej osoby, masakra. Chciał mnie odprawić ze swojego domu, żeby nie grzeszyć, już ja się z tobą policzę Ty cwaniaku. Przynajmniej mnie kocha i jest mi wierny. No ale to za mało, jeszcze Cię przerobię po swojemu, będziesz potulny jak baranek, draniu.

Koko Loko oczywiście zorientował się, że nie ma do czynienia z księdzem tylko z agentem Urbanem,o którym posiadał jakieś informacje, a że smok ma pamięć fotograficzną, od razu go sobie przypomniał. Dlatego też spowiedź wyglądała jak wyglądała. Smokowi nie dało rady GRU, KGB, Mosad, FBI, CBA, ABW to i intryga uknuta przez Ukalele i agenta Urbana nie mogła się udać. Na szczęście zaistniała sytuacja zażegnała na jakiś czas konflikt między parą smoków.

I tak to było. Zachęcam do poznania wcześniejszych przygód smoka Koko Loko tych, którzy jeszcze tego nie zrobili. Ponieważ w ankiecie padł remis, postanowiłem sam zdecydować, który odcinek ma się pojawić.
Z uwagi na brak czasu, na komentarze do poprzedniego postu odpowiem w późniejszym lecz nieodległym terminie.

piątek, 16 października 2015

kolejne wyzwanie blogowe LBA

Trafiło we mnie kolejne wyzwanie blogowe LBA, czyli wiadomo, ktoś mi zadaje pytania, ja na nie odpowiadam i zadaje pytania kolejnym nominowanym osobom. Tym razem nominowała mnie Sport to pestka, której serdecznie dziękuję za nominację.
 Oczywiście jak zawsze wyzwanie przyjmuje i jak zawsze nie nominuję nikogo dalej. Nie każdy lubi takie nominacje a ja nie chcę z tego powodu się narazić nikomu, jest tyle innych sposobów aby kogoś zdenerwować. 
Swoją drogą czy tylko mi skrót LBA kojarzy się z nazwą narkotyku albo chociaż dopalacza? Jak słyszę LBA to zawsze pierwsze co mi przychodzi do głowy to narkotyki. 
Dobra odpowiadam na pytania, przyznam, że pytania sprawiły mi mały kłopot.


1. Czy masz jakąś ksywę? Pseudonim? Jeśli tak, to jaką?

W szkole miałem wiele przezwisk, żadnego nie lubiłem chociaż nie były takie najgorsze, akceptowałem tylko to jak ktoś zwracał się do mnie używając zdrobnienia mojego imienia. Dlatego też nie zdradzę swoich przezwisk, obawiam się też rozpoznania, a ten blog póki co nadal ma być anonimowy.
2. Który ze znanych Polaków jest dla Ciebie największym idolem/motywacją i dlaczego?

Nie uznaję autorytetów, idoli bo nie ma ludzi idealnych, wytyczam własną drogę. Owszem zdarza mi się podziwiać różne osoby ale nie chcę być ich ślepym naśladowcą ale wzorować się na tym, czerpać od nich to co w nich jest lub już było najlepsze. Wydaje mi się, że takim wzorem z którego śmiało mogę czerpać jest np. Jan Paweł II, Piłsudski a z żyjących jeszcze to Kaczyński.
 
3. Kogo cenisz ze znanych ludzi z zagranicy i dlaczego?

Ok przychodzi mi do głowy Merkel, za to, że trzęsie całą Europą, obrażając i upominając połowę z niej a przy tym skutecznie realizuje politykę służącą głównie jej państwu albo Messi, facet gra w piłkę jakby był z innej planety. Messiego bardziej cenię.

4. Które części ciała lubisz w sobie najbardziej?

Kiedyś gdy trochę ćwiczyłem, lubiłem patrzeć bardzo na swoją klatkę piersiową, ale to dawno było, teraz to już mogę czarować się swoimi oczami lub podbródkiem tylko.
 
5. Które cechy pozytywne lubisz w sobie najbardziej?

Łagodność, ale też niezwykłą umiejętność znajdowania złotego środka, najlepszego rozwiązania w sytuacji gdy mogę się odprężyć i przemyśleć wszystko na spokojnie.
 
6. Dokończ – Sport to...

... zdrowie, odpoczynek, rozrywka, styl życia.

7. Najpiękniejszy film, który polecasz.

"Rob Roy" Nie wiem czy jest to najpiękniejszy film, ale z pewnością jest przepełniony wartościami, które cenię sobie w ludziach. Jest tam honor, oddanie, miłość, wybaczenie, zrozumienie, kochający ojciec rodziny - rolnik, zamieniający się w mordercę tych, którzy zagrażają jego rodzinie, mordowanie zasługujących na to złych ludzi, nie poddawanie się, walka, nie podążanie za łatwiejszymi wyborami. Są i motywy współczesne : gender (faceci w spódnicach), wolność (brak bielizny), polityka taka sama jak od wieków.

8. Jaka jest Twoja ulubiona pora roku i dlaczego?

Zdecydowanie pachnąca kwiatem, bzycząca owadami, zielona wiosna.
 
9. Jakie masz cele, które chcesz osiągnąć w przyszłości?

Ożenić się, spłodzić synów i córkę tatusia, zarabiać wystarczająco dużo by wybudować dom i utrzymać całą tą gromadkę oraz cały czas podtrzymywać zachwyt i zauroczenie we mnie mojej kobiety. 
 
10. Kraj, który bardzo chcesz odwiedzić, to…? Bo…?

Kiedyś marzyłem o odwiedzeniu Japonii, bo miałem etap w życiu zachwytu japońskim komiksem ale już mi to minęło i nie pragnę odwiedzić żadnego kraju. 
 
11. Co jest Twoją największą pasją?

Nie mam jednej pasji, co najwyżej na jakiś czas jedna pasja bierze górę nad drugą, dziś moją największą pasją jest Natalia, zaraz po niej blog.  

To byłoby na tyle. Jak napisałem już. Nie nominuję nikogo, chociaż nie zarzekam się, że kiedyś tego nie zrobię. Proszę o głosowanie w ankiecie na kolejny odcinek o Koko Loko, jest remis a rozstrzygnięcie jakieś być musi.

wtorek, 13 października 2015

loteria paragonowa - kilka słów o akcji i moje zdanie na jej temat

Pewnie część z was już wie, że 1 października ruszyła w naszym kraju organizowana przez Ministerstwo Finansów Loteria Paragonowa. Loteria w domyśle ma zachęcić obywateli do upominania się o paragony podczas robionych zakupów, chodzi też o uświadomienie Polakom, że nie zapominanie o paragonach na zakupach służy walce z nieuczciwą konkurencją i powoduje, że więcej pieniędzy trafia do budżetu państwa.

Loteria przewidziana jest na 12 miesięcy, co miesiąc w losowaniu emitowanym w telewizji regionalnej losowany ma być Opel Astra oraz laptopy i tablety a raz na kwartał dodatkowo Opel Insygnia losowany spośród paragonów dokumentujących zakupy w jednej z czterech branż. Co kwartał ma być premiowana inna branża. Tymi branżami są: usługi fryzjerskie i kosmetyczne, prywatna praktyka lekarska i dentystyczna, konserwacja i naprawa samochodów oraz sprzedaż detaliczna części do samochodów a także restauracje i inne placówki gastronomiczne, przygotowywanie i podawanie napojów. W tym kwartale premiowaną branżą są usługi fryzjerskie i kosmetyczne. Czyli jeżeli ktoś zarejestruje na stronie ministerstwa finansów w tym kwartale paragon z salonu fryzjerskiego lub kosmetycznego będzie dodatkowo brał udział w losowaniu Opla Insygni. Nie trudno zauważyć dla kogoś, kto zajmuje się podatkami, że premiowanymi branżami są te, w których prowadzenie działalności gospodarczej wymaga obowiązkowo posiadania kasy fiskalnej od 1 stycznia 2015 r.

Żeby wziąć udział w losowaniu nagród należy na stronie internetowej www.loteriaparagonowa.gov.pl zarejestrować paragon fiskalny dokumentujący zakup za co najmniej 10 zł. Można rejestrować dowolną ilość paragonów, tym samym zwiększając swoją szansę na wygraną.  

I to tyle jeżeli chodzi o suche fakty dotyczące tej loterii. Pora na moja ocenę akcji. 

Po pierwsze wydaje mi się, że jak na państwo Polskie nagrody są dość liche. Jeden samochód na miesiąc i parę laptopów oraz tabletów - takie nagrody może przystoją średniej wielkości firmie ale już nie koniecznie państwu Polskiemu. Wydaje mi się, że już w takim programie "Śmiechu warte" nagrody były lepsze, pamiętam, że można było wygrać nawet mieszkanie czy dom. Chociaż z drugiej strony czytałem, gdzieś, że zarejestrowano już ponad milion paragonów, więc może wcale więcej nie trzeba by osiągnąć cel loterii paragonowej a cel jest naprawdę ważny. 

Wydaje mi się, że obok wyprowadzania pieniędzy za granicę w podatku dochodowym oraz wyłudzeniach podatku VAT, nieewidencjonowanie sprzedaży jest największym problemem polskiego systemu podatkowego. Jeżeli sprzedawca nie zarejestrował sprzedaży na kasie fiskalnej udowodnienie mu tej sprzedaży graniczy z cudem. Taki sprzedawca może skutecznie bronić się, że tej sprzedaży nie było, co skutkuje tym, że nie płaci od tej sprzedaży podatku. Wspomniany proceder powoduje nie tylko, to, że mniej pieniędzy trafi do budżetu państwa czy budżetów jednostek samorządu terytorialnego ale powoduje zachwianie konkurencji. W uprzywilejowanej pozycji jest ten, który nie nabijając na kasę ukrywa sprzedaż a nie ten, który robi to sumiennie. Ten pierwszy może wtedy ciut obniżyć cenę, na co ten drugi będąc uczciwym pozwolić nie będzie sobie mógł. Wiadomo też, który będzie miał więcej klientów, czyli jednym słowem może okazać się, że warto oszukiwać. Wyobraźmy sobie teraz sytuację w której każdy przedsiębiorca musi oszukiwać by utrzymać się na rynku. Według mnie wtedy jest bardzo blisko już upadku państwa.

Społeczeństwo trzeba uświadamiać co do obowiązków przedsiębiorców. Często się zdarza, że podczas kontroli ewidencjonowania sprzedaży za pomocą kasy fiskalnej, klienci ukaranego sprzedawcy traktują pracownika kontroli z urzędu skarbowego jak policjanta wystawiającego mandat za szybką jazdę, który ma określone, że tyle i tyle ma wlepić danego dnia mandatów. Klientom zwykle żal jest takiego ukaranego sprzedawcy, który choć dopuścił się kradzieży, tak naprawdę gra rolę pokrzywdzonego. Zwykle w takich sytuacjach tłumaczy się czego nie skontrolowaliście tego i tamtego tylko mnie. 

Należy więc powiedzieć, że akcja jest jak najbardziej słuszna. Z drugiej jednak strony akcja informacyjna to za mało. Państwo Polskie nie może wysługiwać się obywatelami, którzy w domyśle mają być zobligowani do upominania przedsiębiorców co do ewidencjonowania sprzedaży na kasie fiskalnej. 

Pewnie większość z was nie wie, że nie każda branża jest zobowiązana do posiadania kasy fiskalnej toteż część sprzedających nie wydaje paragonów. Tacy przedsiębiorcy dokonujący sprzedaży towarów czy świadczący usługi zobowiązani są na koniec dnia sami wpisać w odręczny rejestr co i za ile sprzedali. Nie trudno się domyślić więc co tam wpisują. Zwykle są to kwoty zaniżone, nie raz to jest i 0. Wydaje mi się więc słuszne żeby wszyscy przedsiębiorcy w imię równości wobec prawa zobowiązani byli do posiadania kasy fiskalnej. Bo dziś jest tak, że nawet nie wiadomo czasem jest czy ktoś ma obowiązek posiadania kasy czy też nie a już z pewnością nie może tego wiedzieć klient. Dziś klient, który nie otrzymał paragonu nie jest w stanie jednoznacznie stwierdzić czy czasem właśnie przedsiębiorca  nie oszukał państwa. 

Muszę trochę też wziąć w obronę karanych przedsiębiorców. To prawda, że nie wszyscy są jednakowo traktowani, nie wszystkich się kontroluje jednakowo. Kto z was słyszał o paragonie wystawionym przez lekarza, dentystę, adwokata czy mechanika samochodowego? Może czasem ktoś dostanie paragon w salonie fryzjerskim. Ich bardzo trudno złapać na gorącym uczynku, zwykle też potrafią się świetnie bronić bo przepisy regulujące kontrolę kas fiskalnych i nakładane kary nie są jednoznaczne. Nie wiadomo do końca co wolno a czego nie kontrolującemu, nie raz przez przepisy nie jest możliwa skuteczna kontrola, choć oczywiste jest, że miało miejsce oszustwo. Przychodzą mi do głowy teraz też strajki lekarzy i pielęgniarek o wyższe zarobki, co stoi mocno w kontraście z ich ukrywaniem dochodów z prywatnych praktyk lekarskich. Jak takie osoby nazwać? Oszuści, złodzieje, dwulicowcy? No ale przecież nie można za dużo mówić, przecież oni ratują nasze życia. Najgorsze jest w tym wszystkim, że państwo na to wszystko pozwala, bo przepisy są kiepskie. I choć loteria paragonowa to słuszna inicjatywa, wydaje mi się jednak, że nie wystarczająca. Mimo to ja biorę udział w akcji i was zachęcam również. Na zdjęciu są moje paragony.

W prawym górnym rogu pojawi się dziś także ankieta, w której można zdecydować o kolejnej przygodzie smoka Koko Loko.




piątek, 9 października 2015

Grepolis - gra online, która ostatnio pochłania mi wiele czasu, zbyt wiele czasu




















Podejrzewam, ze większość z was miała okazję zagrać kiedykolwiek w swoim życiu w jakieś proste gry społecznościowe online. U mnie zaczęło się od wirtualnych farm, gdzie gra polegała na sadzeniu, pielęgnowaniu i zbieraniu roślin oraz na hodowli zwierząt. Takie gry nie powalają na kolana grafiką, nie są może zbyt rozwijające, za to mają inne zalety, do których z pewnością należy możliwość rywalizacji z innymi graczami, najlepiej znajomymi z rzeczywistości. Przyznam się, że autentycznie sprawiało mi przyjemność, gdy mogłem sobie posadzić rzadkie drzewko, którego nie mieli inni gracze lub też gdy moja farma była okazalsza od innych. Inną zaletą tych gier, które określam mianem społecznościowych-online jest możliwość zaspokojenia wewnętrznej potrzeby ryzykowania, ciągotek do hazardu. Można obstawiać to co już udało się osiągnąć w grze po to by mieć jeszcze więcej ale z ryzykiem, że straci się to co już się uzyskało. Na szczęście nie ma to znaczenia dla naszych realnych finansów i to jest plus takich gier, poza tym można uświadomić sobie jakie jest ryzyko, jaki ma wymiar inwestowanie realnych pieniędzy w hazard. Kolejną bardzo ważną sprawą w grach jest dla mnie to, żeby takiej grze nie trzeba było poświęcać zbyt wiele czasu, najlepiej według mnie byłoby to nie więcej niż 15 minut pojedynczego przebywania w wirtualnym świecie. Niestety o ile z grami typu "farma" można wyrobić się w takim czasie to już ciężko szukać innych tego typu gier gdzie można zmieścić się w takim limicie. 

Myślałem, że grą, która nie pochłonie mi zbyt wiele czasu będzie Grepolis. I faktycznie na początkowe etapy gry, nie trzeba wiele tego czasu poświęcać. Z czasem jednak niestety się to zmienia a to już jest dla mnie minus. Mimo wszystko postanowiłem przybliżyć wam tę pozycję bo wydaje mi się, że warto się nią zainteresować. Gra ma wiele wspólnego z aplikacjami typu "farma". W trakcie rozgrywki budujemy nasze antyczne miasto (dlatego nazwa Grepolis) rozwijając dziedziny bez których nasza osada nie może funkcjonować: gospodarstwo, senat, magazyn, świątynia, koszary itd. To co jednak wyróżnia tą grę to jest to, że od pewnego etapu gry mamy możliwość prowadzenia wojen z innymi graczami, musimy więc jednocześnie dbać o rozbudowę własnej armii. Wojna może skończyć się zniszczeniem armii lub nawet całkowitym przejęciem lub stratą miasta. Wyobraźcie sobie jakie emocje w człowieku się wytwarzają gdy okazuje się, że ktoś atakuje wasze miasto, na które poświęciliście jakiś czas aby je wybudować i okazuję się, że całkowicie ktoś wyniki waszej pracy przejmuje lub, że udaje się wam odeprzeć atak i jednocześnie przejmujecie wrogie terytoria zwiększając liczbę własnych miast. Powiem tylko, że przez tą grę brat stracił jednego znajomego, a dokładniej mówiąc poznał jego prawdziwy charakter a mi zdarzyło się wybuchnąć na Natalię, że nie wykazała się roztropnością w bronieniu jednego ze swoich miast.
Uczestnicząc w tej rozgrywce można rozwinąć swoje umiejętności planowania, strategii, gdy np. ma się już kilka miast a w każdym są inne potrzeby, umiejętności takie przydają się w realu gdy np. jest kilka spraw do zrobienia i trzeba określić ich  priorytet albo gdy ma się ograniczone środki finansowe i trzeba zdecydować, które potrzeby są najpilniejsze.
Unikatową zaletą tej gry jest możliwość poznania samego siebie. Dzięki grze uświadomiłem sobie, że zdecydowanie bardziej jestem władcą dbającym o gromadzenie zasobów zainteresowanym rozwijaniem tego co już posiadam niż graczem pałającym dziką rządzą prowadzenia wojen i zdobywania nowych terenów. Przyznaję jednak, że radość z odparcia wrogiego ataku i przejęcia takiego miasta jest ogromna.
Tak w punktach przedstawię najważniejsze wady i zalety gry.
Zalety:
- trzeba przyznać, że gra pochłania trochę czasu, zwłaszcza od pewnego momentu, zdecydowanie jednak mniej niż poświęca się innym grom, zwłaszcza komputerowym,
- można z powodzeniem grać bez inwestowania w nią realnych pieniędzy, jest owszem możliwość kupowania bonusów w grze bez czekania, nie ma jednak wyraźnej przewagi graczy płacących nad graczami grającymi za darmo,
- można zabawić się w polityka: zawieranie sojuszy, tworzenie paktów, szpiegowanie, zdrady, przechodzenie do wrogów czy niszczenie wspólnych oraz negocjowanie to są nieodłączne elementy tej gry,
- jest możliwość gry na urządzeniach mobilnych, można więc grać np. w autobusie o ile ma się dostęp do Internetu, nie wszystkie gry mają taką opcję,
- nie "zawiesza się",
- można grać na różnych serwerwach (światach), które różnią się dynamiką gry, na niektórych można grać spokojnie, nie jest możliwa utrata miasta, a na innych znów wręcz odwrotnie, miasto utracić można bardzo szybko np odłączając się od gry np wychodząc na spacer, są też wersje pośrednie, każdy może sobie wybrać co mu odpowiada.

Wady:
- brak rozbudowanego chatu i możliwości wygodnego rozmawiania z innymi graczami, cóż może chodzi o to, że w czasach antycznych nie było takiej możliwości, jest tylko prosta możliwość wysyłania sobie wiadomości
- praktycznie brak możliwości grania z graczami, korzystającymi z tego samego łącza internetowego, co ma przeciwdziałać oszustwom w grze, powoduje to jednak, że często nie można sobie pograć np. z dziewczyną, żoną, bratem.
- grafika nie jest najmocniejszym atutem tej gry.

Zastanawiam się nieraz po co tracę czas na wirtualne rozgrywki. Nie wiem, może to już jest jakiś zły nałóg, staram się jednak, żeby nie tracić na to zbyt wiele czasu. Wydaje mi się, że taka rozrywka jakoś mnie odstresowuje, pomaga rozładować mi złe emocje. Ciekaw jestem jak jest z tym u was? Lubicie grać w tego typu gry? Znacie jakieś dobre tytuły godne polecenia?



No i jeszcze małe ogłoszenie parafialne. W tą niedzielę raczej nie ukaże się kolejny odcinek Koko Loko. Nie rezygnuję z niego jednak nie jestem w stanie dodawać nowych historii o nim co tydzień. W ten weekend planuję od niego odpocząć, pewnie tylko dodam ankietę z propozycją jego kolejnych przygód, które mają się opublikować w pierwszej kolejności. Za to prawdopodobnie powstanie wpis o loterii paragonowej. Pewnie słyszeliście o niej. 

niedziela, 4 października 2015

smok Koko Loko - odc. 5, Koko Loko walczy z Adamusem (historia fikcyjna)

Dla tych, którzy nie czytali pierwszej części lub zdążyli zapomnieć przypominam. 
Smok Koko Loko (na zdjęciu) przyleciał do naszego pięknego kraju w celach rozrywkowo-zarobkowych. Można by rzecz tak na czasie, że jest imigrantem zarobkowym. Miał udawać smoka Wawelskiego ale interes mu się posypał i od tej pory musi szukać innego sposobu na życie w Polsce.  Dodać należy, że ostatnio będąc w centrum handlowym spotkał swoją starą miłość, Ukalele, która zamieszkała w jego domku jednorodzinnym, po niedługim czasie oświadczył się jej.

W jeden z sobotnich wieczorów KoKo Loko wraz z Ukalele oglądali walki bokserskie w telewizji. Po zakończonej gali dyskutowali na temat walki Saletry z Adamusem.
Ustawka - mówiła Ukalele, niby gala wszech czasów a walczy Saletra z Adamusem, to była lepsza bajka od tych co lecą nawet w dobranocce. Ciekawe z kim teraz będzie walczył Adamus. Golos już jest na emeryturze, Saletra też na nią przeszedł. Naprawdę nie mam pojęcia z kim będzie walczył Adamus, bo wszyscy z którymi walczy, przechodzą na emeryturę.
No właśnie poruszyłaś ważny temat kochanie. Otóż ja będę walczył na następnej gali z Adamusem. Walka jest już zakontraktowana. Za pół roku staję w oko w oko na ringu z Adamus. Czy wygram czy przegram zarobię 100 tys. zł. Niezła sumka co? Będziemy bogaci. Cieszył się Koko Loko. Sztab Adamusa się zgodził, przyciągnę duże zainteresowanie mediów, Adamus nie walczył jeszcze ze Smokiem. Poza tym Kochanie koniec z dietą wegetariańską. Muszę dużo trenować, żeby wyglądać, że jestem w formie, koniec z soczewicą, podawaj od tej pory swojemu smokowi mięso, najlepiej owcze.
Co? Zapytała zdezorientowana i wkurzona Ukalele. Czyś Ty wiesz coś najlepszego zrobił? Jak zwykle nie konsultujesz swoich decyzji ze mną, nie wiem po co Ci jestem w takim razie potrzebna skoro podejmujesz decyzję sam. Muszę się zastanowić czy chcę z Tobą być. No ale dobrze skoro będziesz walczył to nie mogę pozwolić, żeby on zrobił z Ciebie warzywo, będę Twoją trenerką. Sam tego chciałeś. 

Jeszcze tej samej nocy Koko Loko rozpoczął trening. Koko Loko biegał po parku a Ukalele jechała za nim na  rowerze i dyktowała mu tempo w jakim ma biegać. 
Szybciej, szybciej, od takich słów rozpoczął się trening bokserski Koko Loko.

Następne 6 miesięcy Koko Loko spędził na podnoszeniu ciężarów w celu wyrabianiu sobie siły,....

kiszenia kapusty w beczkach w celu poprawy pracy nóg,..

oraz sparingach bokserskich z Ukalele, która uczyła go prawidłowej techniki walki. O mięsku też smok musiał zapomnieć. Ukalele postanowiła dzięki Koko Loko rozpowszechnić wśród sportowców zdrowy styl odżywiania się oraz obalić mit, że dobrzy sportowcy muszą jeść mięso.

Czas treningu szybko minął i oto "Dragon" Koko Loko, dziki zwierz, wielka nadzieja zielonych, który nie przegrał nigdy w zawodowej walce stoi na ringu oko w oko z Adamkiem.

Koko Loko myślał, że walka będzie łatwa, że trochę pokręci się po ringu, poudaje trochę, pozwoli Adamusowi zamarkować cios, po którym będzie mógł się położyć na macie ale Koko Loko otrzymał cios "na serio". To delikatnie mówiąc nie spodobało się smokowi. Zapomniał o wszystkim. Postanowił dać nauczkę Adamkowi.

Koko Loko machnął ogonem i podciął nogi Adamusa, który zaskoczony przewrócił się. Koko Loko tylko na to czekał.

Koko Loko przystąpił do obijania genitaliów rywala, aż ten z bólu stracił przytomność. Sędzia nie zdążył przerwać walki na czas. Wszystko tak szybko się wydarzyło. Wszyscy przez moment byli jak zahipnotyzowani patrząc na to co się działo na ringu. Przed końcem pierwszej rundy było już po walce. 

Koko Loko oczywiście przegrał walkę, został zdyskwalifikowany. Później federacja bokserska zakazała mu walk na ringu do końca życia. Koko Loko za bardzo to nie przejęło i tak już nie chciał walczyć więcej, bał się treningów z Ukalele. Najważniejsze, że w całości wypłacono mu honorarium i choć to nie był najłatwiej zarobiony grosz w jego życiu, to jednak się ostatecznie opłaciło. W tym świecie, nawet jak Koko Loko przegrywa, to tak naprawdę wygrywa. 


Mam nadzieję, że choć trochę się wam podobało.
Oto wcześniejsze odcinki o Koko-Loko: