środa, 30 września 2015

libster blog award ponownie - trudne pytania, niełatwe odpowiedzi

Dzięki wyzwaniu blogowemu rzuconemu mi przez Myśli Nieskrywane mam znów okazję opowiedzieć trochę o sobie. Lubię ten cały Libster Blog Award, zwykle nie trzeba bardzo się namęczyć, żeby stworzyć notkę a i można pisać o tym o czym większość ludzi lubi najbardziej, czyli o sobie. Tym razem przyszło mi jednak dłużej zastanowić się nad odpowiedziami bo i pytania nie są łatwe.
 Oto pytania i moje odpowiedzi na nie.

1. Przez godzinę masz zdolności parapsychiczne - jesteś medium. Możesz skontaktować się z dowolną ilością osób zmarłych. Kogo wybierzesz? Z kim porozmawiasz najdłużej? A z kim zamienisz dosłownie jedno słowo?

odp. Pewnie wybrałbym ojca, który zmarł gdy miałem 14 lat, gdy jeszcze wszystkiego nie rozumiałem. Pewnie wybrałbym tylko jego, godzina to mało czasu a wiele pytań miałbym. Zapytałbym co u niego, czy czegoś nie potrzebuje, zapytałbym o nie które fakty z jego życia o których dowiedziałem się już po jego śmierci lub o te, które byłem w stanie zrozumieć dopiero jak dorosłem. Zapytałbym też o jego rady dla mnie, pewnie z góry tam gdzieś mnie obserwuje i pewnie nie może nadziwić się moim wyborom nieraz.

2. Teleportujesz się 10 lat wstecz. Co sobie powiesz w jednym zdaniu?

odp. Znajdziesz pracę, nie będziesz bezdomnym, przynajmniej nie będziesz nim za 10 lat, ćwicz, nie jedz słodyczy i nie zadawaj się z tymi kobietami: ..... bo to strata Twojego czasu od razu zacznij spotykać się z Natalią, może zdążysz sobie ją jeszcze wychować.

3. Co sprawiło, że założyłeś/aś bloga?

odp. Świat blogów odkryłem dzięki mojej Natalii, na początku czytałem jej posty tylko, potem dodawałem u niej gościnne notki, następnie postanowiłem założyć własny.

4. Którą piosenkę możesz słuchać na okrągło?

odp. Było wiele takich piosenek, które potrafiłem słuchać na okrągło, za każdym razem jednak po jakimś czasie zapominałem o tych melodiach. Jednym z takich utworów jest piosenka zespołu Boys "Dlaczego"

5. Co daje Ci blogowanie?

odp. Bloga założyłem bo chciałem tym sposobem rozpowszechnić bloga Natalii ale również po to, żeby utrzeć nosa jednej z jej hejterek, byłej koleżance, która zarzuciła mi, że nie mam prawa wypowiadać się o blogerach, bo sam nim nie jestem. Więc zostałem blogerem i już mogę się wypowiadać. Dziś blog przede wszystkim daje mi radość wypowiadania się, wyrobienia sobie opinii na różne tematy, tematy czasami bardzo egzotyczne dla mnie. Coś się też mogę dowiedzieć o świecie od innych blogerów, blog mnie ubogaca duchowo.

6. Co powiesz ludzkości w jednym zdaniu?

odp. Kochajcie się, dosłownie i w przenośni.

7. Kogo widzisz patrząc w lustro?

odp. Siebie ze swoim misiowatym brzuszkiem ale za to z niezwykłym, inteligentnym uśmiechem.

8. Przeniósłbyś/przeniosłabyś się do innej epoki historycznej? 

odp. Jako dziecko miałem takie myśli, że fajnie byłoby się przenieść w przeszłość, np w średniowiecze, zbajerować, któregoś z królów polskich gadżetami z przyszłości, może nawet paroma F-16 jak dałoby radę przenieść w przeszłość, lub chociaż kilkoma tysiącami kałasznikowów, doradzać mu np jak podbić Krzyżaków, jak zająć Berlin i Moskwę, przyłączając nowe ziemie do Polski. Dziś nie myślę o przeszłości tak, wolałbym odbyć podróż w przyszłość, ujrzeć dokąd zmierza świat.

9. Których bohaterów książkowych chciałbyś/chciałabyś mieć za prawdziwych przyjaciół?

odp. Chyba doktora Judyma z Ludzi Bezdomnych albo Wokulskiego z Lalki, widać, że poczciwi goście, myślący o innych ale nieradzący sobie z kobietami, podpowiedziałbym to i owo, tak, żeby ich historie inaczej się skończyły, z pewnością ich przyjaźń wyszłaby mi na dobre.

10. Scenariusz wieczoru marzeń?

odp. W biały dzień o to pytasz? Powiedzmy, że przychodzę z pracy z wiadomością, że wygrałem w toto lotka miliony złotych, Polska reprezentacja w piłkę nożną zdobywa mistrzostwo świata po zaciętym i emocjonującym meczu a Natalia tego dnia sama z siebie niczego mi nie odmawia nie wiedząc jeszcze, że wygrałem.

11. Jak radzisz sobie z szerzącym się egoizmem wśród ludzi współczesnych?

 odp. Gdy widzę, że ktoś dba tylko o swoje interesy, drepcze do celu po grzbietach innych, nie potrafi się postawić w czyjejś sytuacji i zrozumieć to wtedy unikam takiego człowieka jeżeli mogę. Jeżeli nie mogę uniknąć to ustępuje tam gdzie mi na czymś nie zależy, gdy nie mogę ustąpić bo nie chce no to jest konflikt i raczej nie owijam w bawełnę tylko mówię co myślę, nie ustępuję, walczę o swoje.

No to byłoby wszystko na dziś o mnie. Starym zwyczajem nie nominuję dziś nikogo, ale pomyślę o rzuceniu jakiegoś blogowego wyzwania w przyszłości osobom, które mnie nominują.

 Na zdjęciu dla spostrzegawczych można zobaczyć wiewióra jak kradnie mi orzechy włoskie z mojego drzewa. Jest jeszcze jeden wiewiór. Przydałby się jeszcze Kaczor Donald, który zrobiłby z wiewiórami porządek.

Na stronie pojawiła się ankieta, w której możecie zdecydować, który z kolejnych odcinków o przygodach Koko Loko pojawi się w pierwszej kolejności. Proszę głosujcie! Ankieta trwa do 23.00 02.10.2015 r.

wtorek, 29 września 2015

Ritter Sport, czekolada z herbatnikiem,

Hej, 
dzisiaj postanowiłam znowu zacząć się tu udzielać. Mam nadzieję, że dam radę, bo mam ostatnio bardzo ograniczony czas, ze względu na pracę, która zajmuje mi dużo czasu i kosztuje dużo nerwów. 

Dlatego też postanowiłam wprowadzić na bloga Siewcy nowy cykl, który będzie o słodyczach. A podniesienie cukru we krwi sprawia, że się uspokajam po bardzo nerwowym dniu. Dzisiaj chciałabym Wam napisać kilka słów o czekoladzie Ritter Sport z herbatnikiem w środku


Dla mnie smak czekolady, która oblewa herbatnik jest podobny do tej, która oblewa 3bit, co w połączeniu z herbatnikiem czyni czekoladę bardzo podobną do tegoż batonika. 


Jeżeli bywacie w Biedronce to możecie ją dorwać właśnie w tym sklepie w zestawie miniczekoladek z Ritter Sport:). Natomiast ja jak będę w Lidlu, to będę sięgać po nią w większej wersji, bo na razie musiały mi wystarczyć dwie czekolady o wadze 16,67g

Cena zestawu, w który wchodzi 9 małych czekolad po 16,67 g. w Biedrze wynosi niespełna 9 zł. 

niedziela, 27 września 2015

Smok Koko Loko - odc. 4 - jak wytresować smoka?

Dla tych, którzy nie czytali pierwszej części lub zdążyli zapomnieć przypominam. 
Smok Koko Loko (na zdjęciu) przyleciał do naszego pięknego kraju w celach rozrywkowo-zarobkowych. Można by rzecz tak na czasie, że jest imigrantem zarobkowym. Miał udawać smoka Wawelskiego ale interes mu się posypał i od tej pory musi szukać innego sposobu na życie w Polsce.  Dodać należy, że ostatnio będąc w centrum handlowym spotkał swoją starą miłość, Ukalele, która zamieszkała w jego domku jednorodzinnym.

Minęło dwa dni od spotkania Koko Loko z jego miłością z czasów młodzieńczych w centrum handlowym. Gorące jak lawa uczucie dawnych kochanków nigdy się nie wypaliło toteż  skończyło się to wszystko nocnymi rozmowami do rana w sypialni Koko Loko. Wiele nie myśląc Koko Loko zaproponował swojej bratniej duszy jak mu się zdawało wtedy wspólne zamieszkanie. Szybko jednak okazało się, że wiele zmieniło się od czasu kiedy byli trochę młodsi. Ukalele nie była już chichoczącą nastolatką, za to stała się pewną siebie feministką. Od razu zabrała się za prostowanie stylu życia Koko Loko. Z miejsca zakazała mu picia alkoholu i palenia, smok musiał też przestać chodzić topless, miał wysprzątać mieszkanie, do tego musiał wykonywać takie czynności jak gotowanie, pranie. Oczywiście zaczepianie obcych kobiet też było surowo zabronione. Gdyby Koko Loko się nie zmienił to Ukalele zagroziła mu, że więcej się nie zobaczą, że jest atrakcyjną, zamożną kobietą i że może przebierać sobie w innych smokach. Dla smoka, przyzwyczajonego już do samotnego życia były to ciężkie warunki do spełnienia. Z początku próbował się dostosować do warunków Ukalele, ale gdy zobaczył, że gdy on sprząta, gotuje to ona czyta książki lub maluje pazury. Koko Loko powiedział sobie basta, że dłużej już tak nie wytrzyma.

Gdy Ukalele wyszła do kawiarni na spotkanie książkowych blogerek (trzeba dopowiedzieć, że Ukalele pisze bloga o książkach) Koko Loko mógł w końcu spokojnie zastanowić się co dalej. No i wymyślił. 

Wykorzystując nieobecność "ukochanej" pobiegł do sąsiadki i zaproponował jej pieniądze za udawanie, że jest w nim szaleńczo zakochana. Smok wykombinował, że nic tak nie utemperuje władczych zapędów partnerki jak może to zrobić wzbudzona w niej zazdrość. Trochę ta maskarada kosztowała ale sąsiadka zgodziła się. Czego się nie zrobi w imię miłości? Nie ma takiej rzeczy.

Gdy Ukalele wróciła pod wieczór lekko podchmielona ze spotkania, za niedługo musiała otworzyć drzwi pukającej sąsiadce. Smoczyca zmierzyła wzrokiem sąsiadkę Koko Loko. Była to śliczna blondynka, umalowana na nastolatkę, z pępkiem na wierzchu, krótkim obcisłym strojem opinającym jej jędrne pośladki i biust. 

Wszystko szło zgodnie z planem. Sąsiadka głaskała po podbródku smoka tak jak to się robi z kotami, prawiła mu pochlebstwa oraz machała mu cyckami przed oczyma. Ukalele była coraz bardziej zdenerwowana.

Ukalele nie mogła znieść więcej tego widoku, postanowiła się spakować i opuścić domek smoka.

Gdy Koko Loko zauważył, że smoczyca ma już dosyć ukląkł przed nią, wręczył jej ulubiony kwiat o czarnych płatkach oraz pierścionek (nie wręczył jej pierścienia Saurona, taki głupi nie jest, wręczył jej zwykły pierścionek zaręczynowy, niezorientowanych odsyłam do części o zaginionym pociągu z Wałbrzycha) i zaczął śpiewać: "O pani jesteś moim snem, Twoje wdzięki wciąż podniecają mnie, masz wszystko co trzeba by mnie otumanić, rzucić na kolana, swym podnóżkiem zrobić. Śliczne uszka do szeptania: Koocham, zielone rączki do masowania i ten nosek do dymienia, ah te uda i te nogi, i te oczy, gwiazdy dwie już na zawsze zahipnotyzowały mnie." I tak śpiewał i śpiewał w tym stylu aż nareszcie się oświadczył. Blondyna już dawno wyszła nie chciała na to wszystko patrzeć, zostawiła ich samych. I jak myślicie co odrzekła Ukalele? Zostawię to bez komentarza ale dodaję obrazek co ma dać do myślenia co się potem stało. Powiem tylko, że smok odzyskał większość swoich kawalerskich uprawnień w tym do chodzenia toples. 

No i tak to było.


Piosenka smoka od razu mówię, że nie jest moim autorstwem, to przeinaczone słowa z takiego fajnego serialu "Pierścień i Róża" pod tytułem chyba "jesteś moim snem" Warto sobie posłuchać, żeby wyobrazić sobie jaką nutę zapodał smok.
Wcześniejsze części:  
http://siewcyzametu.blogspot.com/2015/08/smok-koko-loko-porwanie-ksiezniczki.html
http://siewcyzametu.blogspot.com/2015/09/smok-koko-loko-i-zaginiony-pociag-z.html
http://siewcyzametu.blogspot.com/2015/09/smok-koko-loko-odc-3-dawna-miosc.html

piątek, 25 września 2015

Kilka słów o błędach językowych i histerii z nimi związanej


Gdy czytam swoje wpisy na blogu po jakimś czasie nieraz zauważam błędy językowe. Przyznam się, że zwykle nie chce mi się ich poprawiać, no chyba, że ktoś mi zwróci uwagę. Sporej części błędów pewnie nawet nie jestem świadomy. Mimo to nie boję się publikować i wyrażać na piśmie swoich poglądów. Raczej nie zdarza mi się, żeby ktoś mi zwracał uwagę, że robię rażące błędy. Pewnie, dlatego że moi czytelnicy tak jak i ja uważają, że ważniejsza jest przekazywana treść, jej forma, wniosek płynący z wypowiedzi niż to, czy napisany tekst jest bezbłędny pod względem ortograficznym i gramatycznym.
Oczywiście wszystko ma swoje granice. Uważam, że granicą po przekroczeniu, której błędy językowe powinny zacząć razić i należy je wytykać jest sytuacja, w której niewłaściwie użyte słowa powodują, że przekazywana informacja staje się niezrozumiała, lub wręcz odwrotnie, gdy błędy powodują, że treść staje się nie zamierzenie wieloznaczna. Do momentu, w którym rozumiem czytany tekst to brak przecinka, błąd ortograficzny czy inny błąd językowy nie podwyższają mi ciśnienia.
Znaczenie ma też ilość popełnianych błędów. Gdy „byczki” pasą się w napisanym tekście stadami to niestety trzeba przyznać, że takiego tekstu po prostu nie chce się czytać.
Na szczęście są edytory tekstu poprawiające chociażby błędy ortograficzne, ale niestety nie pomogą w każdej sytuacji. Swego czasu pisząc notkę o feministkach, chcąc im dopiec, narysowałem moje wyobrażenie typowej feministki i podpisałem zwrotem, w którym użyłem brzydkiego słowa na h. a wszyscy przecież wiedzą, że powinno być na ch. Rysunek stał się dodatkową atrakcją notki a ja autentycznie się czerwieniłem i zastanawiałem się jak mogłem zrobić taki błąd.
Można, więc teraz zadać pytanie czy według mnie należy się przejmować błędami językowymi i zwracać uwagę autorowi, gdy popełnia jakiś błąd językowy czy też nie. Według mnie zasady są po to by się do nich stosować, toteż należy znać zasady pisowni i przynajmniej należy próbować je zachowywać. Zasady językowe są po to, by język był uniwersalny, by był zrozumiały dla wszystkich tak samo, toteż, gdy nikt nie zwracałby uwagi na pisownię, gramatykę, znaczenie słów, odmianę to pewnie przestalibyśmy rozumieć to, co sobie chcemy przekazywać wzajemnie. Z drugiej jednak strony uważam, że nie można dyskredytować czyjejś wypowiedzi, podważać czyjejś inteligencji tylko z powodu, że ten ktoś popełnił wyrażając swoje zdanie jakieś błędy językowe, nie odnosząc się do przekazywanej treści. Przychodzi mi do głowy głośna ostatnio sprawa z Krystyną Pawłowicz i zastanawianiem się, która forma jest poprawna „wziąć” czy „wziąść” Hehe chyba „wziąć” jednak tak pokazuje edytor tekstu. No, ale do rzeczy. Nikt nie dyskutował z Pawłowicz o tym, co napisała tylko każdy, ją krytykował, bo użyła słowa „wziąść” w swojej wypowiedzi. Przychodzi mi do głowy jeszcze taka ciekawostka, że w starożytnym Rzymie w pewnym momencie doszło już do takiego absurdu, że np. jeżeli nie wyklepało się odpowiedniej formułki, w odpowiednim momencie i kolejności przed Sądem to można było z tego powodu przegrać sprawę, i bez znaczenia było czy było się czemuś winny czy nie. Dziś na szczęście do takich absurdów jeszcze nie dochodzi, ale wydaje mi się, że niestety w tym złym kierunku to idzie, i wiem, ze sporo osób jest takich, którzy uważają, że popełnienie błędu językowego znaczy tyle, co „ nie masz racji, bo zrobiłeś błąd językowy i mało tego znaczy również, że jesteś głupi” Daleko nie muszę szukać, moja Natalia strasznie się irytuje gdy używam "ciekawo czy..." zamiast "ciekawe czy..." (No Natalio będziemy musieli to jednak zweryfikować, bo edytor nie pokazuje błędu). Przychodzą mi też do głowy przypadki znane z pracy, np gdy komuś coś nie należy się bo nie ma zaświadczenia a ma tylko protokół, z którego wynika to samo co z zaświadczenia i podpisane jest przez tą samą osobę co podpisuje zaświadczenia lub ostatnio co mnie spotkało, gdy ktoś się upierał, że coś jest źle napisane bo użyłem zwrotu "podjął działalność na nowo" zamiast "wznowił działalność" choć z treści tekstu jasno wynikało jaka sytuacja miała miejsce.
Tak podsumowując uważam, że trzeba promować umiejętność prawidłowego wypowiadania się, przyznając np. tytuły „mistrzów mowy polskiej”, bo tu chodzi o podtrzymywanie umiejętności rozumienia się wzajemnie i faktycznie najlepszym mówcom trzeba przyznawać tytuły mistrzowskie. Z drugiej jednak strony nie można ganić przesadnie osób, które przyłapało się na błędzie, zakazywać wypowiadania się z tego powodu oraz zakładania z góry, że osoba popełniająca błąd nie ma racji i że ma niski iloraz inteligencji. Takie jest moje zdanie. Gdyby najmądrzejsi byli poloniści to oni by rządzili polską a jak wszyscy wiemy politykom daleko do mistrzów mowy polskiej, chociaż w laniu wody i mówieniu o niczym, odwracaniu kota ogonem są genialni.

Na zdjęciu jest uroczy mostek, który odkryłem jeżdżąc rowerem w wolny dzień, jeździłem niestety samotnie.
I jeszcze ogłoszenie parafialne: Koko Loko wraca prawdopodobnie w niedzielę, mam w końcu pomysł jak potoczy się ta historia, właściwie mam pomysły na kolejne cztery odcinki ale czy je zrobię zależy od tego czy się wam ta historia nie przeje zbytnio. 


niedziela, 20 września 2015

smok Koko Loko - odc. 3 - dawna miłość, przyczajony tygrys, ukryty smok i scena łóżkowa (historia ilustrowana)

Dla tych, którzy nie czytali pierwszej części lub zdążyli zapomnieć przypominam. 
Smok Koko Loko (na zdjęciu) przyleciał do naszego pięknego kraju w celach rozrywkowo-zarobkowych. Można by rzecz tak na czasie, że jest imigrantem zarobkowym. Miał udawać smoka Wawelskiego ale interes mu się posypał i od tej pory musi szukać innego sposobu na życie w Polsce. 

Koko Loko jak co dzień wybrał się z papierosem w ustach i butelką piwa w dłoniach do centrum handlowego by starym zwyczajem zaczepiać kobiety.
Hej księżniczko, czemu sama nosisz te ciężkie torby, chętnie Ci pomogę a potem może pójdziemy do mnie i lepiej się poznamy? Co Tu na to?

I tak mijał Koko Loko kolejny dzień, gdy nagle smokowi przyszło mocno się zdziwić. Z ust wypadł papieros, z rąk wyleciała butelka i rozbiła się z hukiem o ziemię.

Czy to Ukalele? Z pewnością to ona, ale co ona tutaj robi? Smok mocno myślał, zastanawiał się co zrobić, podejść, nie podejść. Smoczyca w pomarańczowym kapeluszu w czerwonej sukience w groszki nie miała tego dylematu i ruszyła w stronę Koko Loko.

Głowa Koko Loko pękała teraz od wspomnień lat minionych przypominających o gorących, wręcz płonących jak lawa niegdyś uczuciach, którą darzył smoczycę Ukalele. Koko Loko był kiedyś w tej kobiecie zakochany na zabój, oj zawróciła mu wtenczas w głowie, ale zły los rozdzielił parę kochanków.

Ukalele zaczęła rozmowę pierwsza: 
Koko Loko Ty tutaj. Ło matko tyle Cię wszędzie szukałam a teraz przypadkiem trafiam na Ciebie w Polsce, w centrum handlowym. Ty draniu wyjechałeś bez słowa, a ja Ci uwierzyłam, kochałam. Ukalele pociekła łza z oka. 
Wybacz, nie mogłem inaczej. Skruszonym głosem mówił Koko Loko. Nie dogadywałem się z Twoim ojcem, a z Twoją matką to w ogóle nie dało się rozmawiać. Tej nocy gdy wyjechałem pokłóciłem się z Twoim ojcem, wypominał mi, że jesteś bogata a ja, że jestem tylko zwykłym grajkiem, że między nami jest granica nie do przejścia, że nigdy nie da zgody na to, żebym był z Tobą. Miałem wtenczas propozycję pracy w Polsce, wyjechałem więc by pokazać na co mnie stać i wrócić być może kiedyś z wypchanym portfelem.

Musimy sobie wszystko wytłumaczyć, porozmawiać ale nie tutaj - rzekła Ukalele. Widzisz tego przyczajonego Tygrysa za drzewkiem? Śledzi mnie cały czas na zlecenie ojca. Nie mogę się od niego uwolnić. 
Mogę coś na to zaradzić, tylko złap mnie za rękę. Rzekł Koko Loko, wyjął z kieszeni pierścień Saurona zdobyty w zaginionym, złotym pociągu z Wałbrzycha, założył pierścień na palec po czym oboje stali się niewidzialni. 

Koko Loko zabrał Ukalele do siebie, by mogli w spokoju, przed wścibskimi oczyma wszystko sobie wyjaśnić. Włączyli telewizor, podkręcili głos do końca i wyjaśniali sobie wszystko całą noc. 

Nowy dzień Koko Loko zaczął zupełnie inaczej niż wszystkie poprzednie dnie. Nie poszedł już do centrum handlowego sam ale z Ukalele i nie po to by zaczepiać obce kobiety ale po to żeby zrobić zakupy.
Ukalele zaczęła mówić. Musisz rzucić picie i palenie. Musimy kupić Ci nowe ubranie, garnitur, bo w tych wypierdziałych niebieskich gatkach wyglądasz jak żul, musisz przestać też pokazywać się ludziom toples. Przygotuj się też na rozmowę pojednawczą z moimi rodzicami. Mój tatuś i moja mamusia  nie są tacy źli. Ukalele mówiła i mówiła. 
Koko Loko znów wypadł papieros z ust, butelka rozbiła się o ziemię. Zaczął się zastanawiać czy jest gotów na kolejny związek z Ukalele. Czy nie jest już za stary na miłość i czy nie woli pozostać kawalerem. 

Kolejny odcinek o Koko Loko jak będzie to będzie prawdopodobnie odcinek pod tytułem: Jak wytresować smoka?
Poprzednie odcinki można znaleźć tutaj:

Nad tym tekstem długo myślałem i sporo mu poświęciłem także bądźcie w komentarzach pochlebcami jak zwykle. 

Przepraszam za moją dłuższą, tygodniową nieobecność, zaniedbałem swojego bloga trochę i wasze również, ale postaram się to nadrobić. Trochę się wydarzyło, mój brat ze swoją narzeczoną zdemaskowali mnie na blogu, przez chwilę myślałem, że włączę ich jako kolejnych siewców do tego bloga ale na razie przynajmniej nic z tego. Pisanie bloga to nie jest łatwy chleb.

sobota, 12 września 2015

Smok Koko Loko i zaginiony pociąg z Wałbrzycha (historia ilustrowana)

Dla tych, którzy nie czytali pierwszej części lub zdążyli zapomnieć przypominam. 
Smok Koko Loko (na zdjęciu) przyleciał do naszego pięknego kraju w celach rozrywkowo-zarobkowych. Można by rzecz tak na czasie, że jest imigrantem zarobkowym. Miał udawać smoka Wawelskiego ale interes mu się posypał i od tej pory musi szukać innego sposobu na życie w Polsce. 

Jesteśmy świadkami zwykłego poranka smoka. Koko Loko akurat spożywa śniadanie: zupka chińska, owcze kiełbaski i piwo, w rękach trzyma poranną prasę. Jego uwagę przykuwa artykuł o ukrytym gdzieś w okolicach Wałbrzycha pociągu wypełnionym złotem. Smok jest bardzo podekscytowany, obok księżniczek-dziewic i owiec, złoto jest jego największą miłością życia. Postanawia odszukać ten pociąg i zawłaszczyć jego zawartość. 

Smok opuszcza swoje spokojne osiedle domków jednorodzinnych i wyrusza na poszukiwania informacji o tym, gdzie ma znaleźć ten pociąg. Przecież nie wie gdzie on jest, więc musi się najpierw dowiedzieć. Postanawia zapytać polskie władze w Warszawie, może jak grzecznie zapyta to mu powiedzą?

- Cześć Ewka! Kopę lat się nie widzieliśmy. Dawaj mi szybko mapę do złotego pociągu z Wałbrzycha, trochę się spieszę. 

Smok dostał mapę, zapamiętał ją i spalił, żeby nie wysłano za nim pościgu. Niestety nadaremno. Rząd Polski wysłał za smokiem dwa F-16, bo złoty pociąg jest zbyt ważny dla Polski. Rząd dopiero co obiecał zlikwidowanie dla obywateli składek na ZUS i NFZ, a przecież to wszystko miało być sfinansowane ze złota znalezionego w pociągu z Wałbrzycha. To byłaby straszna kompromitacja. Koko Loko jednak nie interesuje się polityką ale za to pokrył swoją skórę kremem "stealth", radary go nie wykryły i uciekł pościgowi F-16.

Koko Loko bez problemów znalazł ukrytą w Górach Sowich jaskinię zawaloną głazami, jednak jaskinia była pilnowana przez dwóch mośków toteż postanowił schować się za krzakami i poczekać do zmroku. 

Gdy się wystarczająco ściemniło, wyszedł zza krzaków i przegonił ogniem mośków. 

Smok nie przeraził się wielkich głazów choć sam był dość mały. Ogniem zmiękczał skały, resztę kruszył kilofem i łopatą używając wszystkich kończyn włącznie z ogonem. W końcu dostał się do jaskini. Pamiętajcie, że choć na pozór coś na początku może się okazać nie do zrealizowania to jednak jeżeli ktoś jest wystarczająco uparty i zdeterminowany to może osiągnąć czasem sukces. (ukryte przesłanie tej historii)

Smok odnalazł pociąg. Rozdziawił paszczę z zachwytu.. Tyle trudu i w końcu się udało. Koko Loko zaczął otwierać po kolei wagony. 

Smok się rozczarował, w poszczególnych wagonach były tylko jakieś papiery, stare banknoty bez wartości, bohomazy jakieś, na szczęście był też wagon z winem (im starsze tym lepsze) i trawą dobrze wysuszoną. W ostatnim wagonie znalazł Śmigula. Chciał go przytulić, zwłaszcza, że po winie się rozczulił. Śmigul jednak nie dał się tknąć. Gadał tylko coś o "moim skarbie", jednym pierścieniu by posiąść całą władzę. Wtedy Koko Loko spojrzał na pozbawioną pigmentu klatę stworka i zobaczył złoty pierścień. Coś mu to przypomniało, że gdzieś już coś słyszał podobną historię. Zabrał pierścień Śmigulowi i postanowił go zniszczyć. Po zastanowieniu jednak uznał, że szkoda złota i schował go do kieszeni. Uznał również, że Śmigul bez pierścienia poczuje się lepiej i że robi mu przysługę. 


Koko Loko napełnił worek winem i sianem. Nie był zachłanny. Resztę zostawił dla kolejnych śmiałków. Jeszcze tylko napisał na ścianie "Koko Loko tu był", żeby nie było wątpliwości kto pierwszy wszedł do jaskini i wrócił na swoje spokojne osiedle domków jednorodzinnych.

I tak to było. W jednej z kolejnych części Koko Loko odwiedzi jego była dziewczyna Ukalele, o ile będzie kolejna część. 


czwartek, 10 września 2015

uchodźcy, Syria, wojna, państwo islamskie, muzułmanie, imigracja zarobkowa - moje trzy grosze w sprawie

Długo się dziś zastanawiałem czy napisać jakiś mój komentarz odnośnie przyjmowania uchodźców w Polsce. Wszędzie jednak jestem atakowany różnymi opiniami o tym czy powinniśmy przyjmować uchodźców czy też nie, że no po prostu nie mogę się nie pochwalić swoją wiedzą i przemyśleniami.

Po pierwsze to uważam, że co byśmy nie powiedzieli i jakich słusznych argumentów byśmy nie użyli to i tak nie mamy wpływu na to czy będziemy musieli przyjąć uchodźców czy też nie. Wpływu na to nie ma nawet nasz rząd, co wywnioskowałem patrząc w telewizji na dygoczącą się Ewę Kopacz. Dziś możemy tylko zastanawiać się ilu uchodźców trafi do naszych obozów. Decyzje nie są podejmowane w Warszawie tylko kij wie gdzie.

Po drugie to uważam, że są ważniejsze ciągle sprawy niż 10 tys uchodźców w naszym kraju, dziś już ich mamy 4 tysiące jak gdzieś wyczytałem, to czemu nie mielibyśmy poradzić sobie z kolejnymi tysiącami. Dziś usłyszałem, że minister zdrowia obiecał pielęgniarkom podwyżki po 400 zł na głowę przez 4-lata co daje 1600 zł, o zgrozo tyle mniej więcej, (raczej mniej) co dostaję po miesiącu mojej pracy. W radiu usłyszałem, że protest rozpoczęli też dziś pracownicy inspektoratów sanitarnych. Więc od razu zbijam argument, że w Polsce nie ma pieniędzy na uchodźców. Oczywiście, że są, gdyby ich nie wydać na uchodźców to i tak zostałyby rozkradzione, z pewnością nie zostałyby przeznaczone na nasze podwyżki, lepszą opiekę medyczną czy na nasze dzieci. No chyba, że byśmy zastrajkowali to może byśmy coś wydarli dla siebie od rządzących.

No ale przejdę do tematu samych uchodźców. Tak jak wszyscy obawiam się muzułmanów, którzy będą napastowali nasze kobiety, gwałcili, biegali z maczetami atakując np. chłopaczków pijących przed sklepem wino czy zajadających się wieprzowiną. Nie wyobrażam sobie, żeby w mojej małej wiosce, koło mojej wiekowej rodzicielki miała mieszkać jakaś grupa islamistów zakazująca np w niedzielnym chodzeniu do kościoła. No nie mieści mi się to w głowie, żeby takie obrazki można oglądać kiedyś w Polsce. Z jednego się cieszę, że zaczynamy rozmawiać o Islamie, jaki jest naprawdę i czym ta religia pachnie. Przy okazji całej tej dyskusji jaka się toczy teraz obejrzałem kilka filmików ze Szwecji, Wielkiej Brytanii, Francji i przekonałem się, o tym o czym słyszałem od znajomych z zagranicy. Nie możemy dopuścić do tego, żeby jakiś Imam lubujący się w kozach i małych dziewczynkach próbował nam w Polsce wprowadzać prawo szariatu. Tu jest Polska! (Sparta!)

Muszę jednak powściągnąć swoje zapędy o dżichadzie z niewiernymi Islamami. Nie wszyscy Ci, którzy teraz wdarli się do Europy to radykalni islamiści, są w tej grupie zwykli imigranci zarobkowi ale i prawdziwi uchodźcy, chrześcijanie, których nie możemy odesłać tylko po to by skończyli się tam w męczarniach. Spokojnie, jak przyjmiemy jakąś tam grupkę uchodźców, zamkniemy ich na dwa lata (z tego co wiem mniej więcej tyle przebywają w polskich obozach uchodźcy starający się o azyl) w małych obozach rozsianych po Polsce zdążymy zrobić selekcję, kto nie będzie chciał się asymilować to powinien być eksmitowany z Polski.

Oczywiście to wszystko oznacza jakieś koszta dla nas, ale chyba nie ma innego wyjścia, nie długo my możemy oczekiwać pomocy i europejskiej solidarności gdy rozwinie się nie daj Boże konflikt na Ukrainie. Jesteśmy w Unii a to nie oznacza tylko korzystania z tego ale czasem trzeba coś dać od siebie. Współczuję teraz takim małym Węgrom czy Grecji, oczywiste jest, że same nie są w stanie udźwignąć tego zamieszania z imigrantami.

Nie oznacza to jednak, że powinniśmy na wszystko się zgadzać co dyktuje nam Unia. Granice powinny być zamknięte z jakąś możliwością przejścia po odpowiedniej selekcji do europy rzeczywistych uchodźców. Selekcja nie powinna odbywać się na Europejskiej ziemi ale tam na miejscu. To jakieś nieporozumienie jak ktoś słusznie zauważył, że na lotniskach jesteśmy tak dokładnie prześwietlani a przez granice uchodźcy przechodzą jak przez jezdnię na wiejskiej drodze.

Uważam, że Europa nie powinna oglądać się też na USA, Rosję, Turcję, czy Państwa Arabskie i sama powinna zrobić porządek wysyłając koalicyjne wojska by zrobiły porządek z tymi dzikusami z państwa islamskiego. Uważam, że stać nas na to. Europa powinna pokazać, że jest silna a nie, że jest zdolna tylko do jęczenia.

To wszystko to jednak tylko moje przemyślenia być może bez żadnych szans na realizację.

Chciałbym na koniec tylko obalić stwierdzenie, że my Polacy jesteśmy jakoś zobowiązani do pomocy. Nie jesteśmy. Naszym imigrantom zarobkowym nikt nie fundował mieszkań, nauki języka czy zasiłków na koszt państwa, sami musieliśmy się asymilować w innych państwach zaczynając nieraz od zmywaka. Nigdy nikt nie dał nam niczego za darmo. No chyba, że niemieckie obozy koncentracyjne.

I tak na koniec już ostateczny taki mój autorski ponury suchar. Może jak przyjdą islamy, rozdupczą nasz system, potem sobie pójdą za zasiłkami do Francji i Niemiec to na gruzach tego co zostanie może wtedy uda zbudować się od podstaw normalne państwo.

na zdjęciu jak gdyby ktoś się nie domyślił jest gołąbek - symbol pokoju sraj... wydalający bomby na cel w środku którego jest szabla terrorysty z państwa islamskiego




poniedziałek, 7 września 2015

trochę prywaty

maamaa-baalbinkaa nominowała mnie do wyzwania blogowego, które polega na udzieleniu odpowiedzi na zadane przez nią pytania. Ponieważ zazwyczaj nikomu niczego nie odmawiam oraz dlatego, że pytania mi się podobają udzielę na nie odpowiedzi. Uwaga zaczynam.

1. Dlaczego zaczęłaś/eś pisać bloga?
Światem blogowym zainteresowała mnie moja obecna narzeczona Natalia. Zanim ją poznałem nie miałem pojęcia o internetowym świecie blogerów. Zaczęło się od komentowania jej bloga, potem zapragnąłem dodawać na jej stronie moje gościnne wpisy. Ponieważ jednak nie zawsze jej się podobało to co ja piszę i nie zawsze chciała wszystko publikować z jej pomocą założyłem własnego bloga. I teraz wszyscy są zadowoleni, ona pisze o książkach, kosmetykach, gotowaniu, inspiracjach ja o ważnych społecznie problemach, dostarczam rozrywki no i sieję zamęt w miarę możliwości. Uzupełniamy się.

2. Czy jest coś o czym chciałbyś/abyś napisać ale boisz się reakcji czytelników?
Chętnie napisałbym coś na temat dziedziny, którą zajmuje się w pracy czyli o podatkach, przedsiębiorcach z którymi mam doświadczenia ale boje się, że kiedyś mogę być zdemaskowany przez znajome z realu osoby i nie chce mieć z tego powodów nieprzyjemności.
Z drugiej strony ameryki bym nie odkrył, większość osób to jednak by nie zainteresowało a mógłbym sobie problemów narobić.

3. Który z Twoich wpisów najbardziej Ci się podoba?
Chyba sen o pracy urzędnika najbardziej mi się podoba, bardzo szybko go zrobiłem, autentycznie mnie śmieszy no i przy tworzeniu go odkryłem bardzo odpowiadający mi sposób na wyrażanie swoich myśli, który co ważne podoba się też większości osób mnie odwiedzających.

4. Jaki jest Twój największy sukces życiowy?
Moim największym sukcesem jest to, że mogę wieść spokojne w miarę stabilne życie w miejscu gdzie się wychowałem, blisko najbliższych oraz, że mam wyrozumiałą narzeczoną, która dba o to bym rozwijał się także poza pracą.

5. Co robisz jak nikt nie patrzy?
Lepiej za dużo nie zdradzać ale z tego do czego mogę się przyznać to: dłubanie w nosie, obgryzanie długopisów, podśpiewywanie sobie w pracy lub słuchanie głośno ulubionych hitów, czasem lubię podrapać się po głowie lub przywalić sobie z otwartej ręki w celu otrzeźwienia umysłu.

6. Największa głupota jaką zrobiłeś/aś?
Oj dużo tego było, wielu rzeczy się wstydziłem. Kiedyś zdarzyło mi się nie wysiąść na ostatnim przystanku na czas, wyszedłem z autobusu za kierowcą, myślałem ze zdążę ale nie zdążyłem i zaklinował mi się but w drzwiach. I stałem tak z dobre dziesięć minut zanim kierowca wrócił i łaskawie uwolnił moją nogę. Głupio się tak czułem gdy tak stałem. Chociaż bardziej mnie wnerwił ten kierowca, menda zawsze zanim ktoś ledwo wejdzie lub wyjdzie to już zamyka drzwi. Sądzę, że nie jestem jego jedyną tego typu ofiarą.

7. Co chciał(a)byś w życiu osiągnąć?
Nie przestać na laurach, rozwijać się, dokończyć rodzinę.

8. Co podoba Ci się najbardziej w Twoim otoczeniu?
brak osób z którymi nie muszę rozmawiać, brak "cwaniaków"

9. Co doprowadza Cię do szewskiej furii?
gdy Natalia nie sprząta mimo, że jest co i cały dzień miała wolne  albo gdy pyta co 10 minut czy już coś zrobiłem a ja zaplanowałem sobie, że zrobię to później

10. Bez czego nie potrafisz żyć?
myślę, że moje życie posmutniałoby bardzo bez Natalii

11. Czy jest coś czego nigdy nie chciał(a)byś zmieniać?
nie chciałbym nigdy zmieniać swojego zdania gdy ktoś racjonalnie mnie do zmiany zdania nie przekonał, no ale cóż czasem trzeba, zwłaszcza jak się  jest w związku

Nikogo nie nominuję do dalszej zabawy. Wstydzę się. Chociaż muszę przyznać, że odpowiadanie na te akurat pytania sprawiło mi przyjemność, są dość fajne, przemyślane. Mogłem sobie przy pisaniu tego tekstu parę zapomnianych faktów z życia przypomnieć. Na obrazku można zobaczyć moją wizję samolotu. Obrazek stworzony z myślą o maszyny okiem dziewczyny.