sobota, 31 stycznia 2015

przygotowania do ślubu (wesela) czas zacząć - odcinek 1

Moim największym zmartwieniem a prawdę mówiąc zadaniem do odrobienia w dorosłym już życiu są przygotowania do ślubu i wesela. Dziś wydaję mi się, że jest to dla mnie rzecz najważniejsza poza koniecznością pracowania. Dlaczego miałbym się nie podzielić z czytelnikami swoimi myślami na różnych etapach przygotowania do tego "najcudowniejszego dnia w życiu"? W tamtym roku podjęliśmy z moją Natalią decyzję, że nie będziemy już więcej szukać innych partnerów i że spędzimy resztę życia razem odkładając konkrety do nowego roku. Pół roku minęło jak z pejcza strzelił i właśnie się obudziłem, że nie mam bladego pojęcia o przygotowaniach do ślubu. Jest tyle spraw do załatwienia: wynajęcie sali, wynajęcie grajków, kamerzysty i fotografa, opłacenie księdza, organisty i kościelnego, zadbanie o jedzenie,napoje i alkohol, wystrój. Trzeba sobie sprawić bajerancki uniform, żebym odróżniał się od innych gości weselnych. W ogóle tą listę trzeba ustalić, zaproszenia, obrączki, suknia ślubna. kierowcę limuzyny, autobus, pokoje dla gości. Wszystko musi być jak najlepszej jakości za akceptowalną cenę. Budżet na szczęście jakiś jest ale nie jest nieograniczony. Głowa od tego wszystkiego pęka. Przy tym wszystkim chciałbym wkomponować jakiś detale w to wszystko, które sprawiłyby, że nasz ślub i nasze wesele odróżniałoby się od innych wesel i ślubów. Na dziś przychodzi mi ekstrawagancki pierwszy taniec przy rockowym bądź metalowym kawałku, chór zamiast organisty na weselu, barman serwujący zamiast wódki delikatne drinki i może coś jeszcze by się znalazło. To wszystko nie jest takie proste a i jeszcze przypomniało mi się, że musimy zaliczyć nauki przedmałżeńskie, najlepiej żeby to nie były jakieś nudne pogadanki z księdzem proboszczem a nauki faktycznie nas przygotowujące do życia razem. Nie jest to wszystko takie proste jak chce się żeby ten dzień miał ręce i nogi. Także myślę, że cykl notek o przygotowaniach do ślubu może być dość ciekawy i przydatny. Może ktoś kto tego jeszcze nie przeżył czegoś się dowie a ktoś kto już to ma za sobą przypomni sobie jak to było.
Na dzień dzisiejszy mamy ustaloną wstępną liczbę gości do zaproszenia. Wyszło ok 130 osób z czego spodziewam, się, że przyjdzie ok 80 - 100 osób. Zobaczymy czy moje przewidywania się sprawdzą. Przygotowania postanowiliśmy zacząć od znalezienia sali  i ustalenia terminu. Wszystko inne będziemy dopasowywali do wybranej sali i terminu. Koleżanki w pracy mnie powiem brzydko popędzają, gdyż według nich często i dwa lata przed ślubem sale w najlepszych terminach są pozajmowane. To nie prawda. Wytypowaliśmy z Natalią 9 lokali ze Stalowej Woli i okolicy gdzie nasze wesele mogłoby się odbyć. Chociaż tak naprawdę bierzemy pod uwagę tylko 5 gdyż będziemy mieli gości z różnych części Polski i zależy nam na tym aby lokal miał miejsca noclegowe. Na szczęście każdy z lokali weselnych w okolicy ma stworzoną stronę internetową, chociaż po za zdjęciami ciężko doszukać się konkretów: np meni, wolne terminy, ceny. Obdzwoniłem wszystkie lokale i okazało się, że na sierpień 2016 r. w każdym lokalu są wolne terminy, niektóre są tylko sporadycznie zajęte. Więc miałem rację, że jeszcze na wszystko jest czas. Pytałem jeszcze tylko o ceny i trochę się zaskoczyłem. Ceny podane mi przez telefon wahają się w granicach od 100 do 150 zł od gościa i 50 - 70 zł za nocleg gościa. Wydaję mi się mało i zastanawiam się gdzie jest haczyk. Teraz pora na obejrzenie wszystkich lokali i wybranie konkretnego oraz ustalenie terminu. W tym jednak chciałbym żeby uczestniczyli nasi rodzice jako jednak bardziej już doświadczeni ludzie. Czas pokaże co z tego wyjdzie.

niedziela, 25 stycznia 2015

znienawidzone zawody - odcinek 1: urzędnicy

Od jakiegoś czasu kiełkował we mnie pomysł, żeby napisać notkę o jednym zawodzie, do którego bardzo jestem uprzedzony. Miałem zamiar napisać ostry paszkwil o osobach reprezentujących ten zawód, tzn o cechach charakteru tych osób, o ich stosunku do wykonywanej pracy, profesjonalizmie a raczej o jego braku.  Powiem szczerze, że kilku reprezentantów tego zawodu zrobiło na mnie bardzo złe wrażenie gdy akurat musiałem z nimi skrzyżować swoje sprawy życiowe. Po jakimś czasie jednak ochłonąłem i pomyślałem, że nie można wydawać osądów o całej populacji na podstawie kilku tylko przypadków. To byłoby niesprawiedliwe. Poza tym nie tylko ten zawód rodzi we mnie jakieś negatywne odczucia, zresztą i mój zawód zdaję sobie sprawę, że nie jest dość ciepło odbierany w społeczeństwie. Postanowiłem dość ryzykownie zrobić cykl notek o moich uprzedzeniach, negatywnych cechach przypisywanych reprezentantom innych profesji. Zdaję sobie sprawę, że ktoś może poczuć się urażony czytając tekst w którym negatywnie przedstawiana jest jego praca ale jak zwykle celem, do którego dążę pisząc swoje teksty jest dotarcie do prawdy, skorygowanie swoich błędnych wniosków jeżeli, ktoś mi to sensownie udowodni. Poza tym nie będę odnosił się do wszystkich tylko do tych czarnych owiec psujących opinię całej grupie zawodowej. Zacznę od siebie, żeby ktoś nie posądził mnie o nie dostrzeganie belki we własnym oku. No to jazda.
Urzędnicy - myślę, że mogę śmiało się zaliczyć do tej grupy, choć nie jestem faktycznie urzędnikiem lecz tylko pracownikiem urzędu. W potocznym znaczeniu tego słowa  mogę się nazwać jednak urzędnikiem. Pracuję w administracji publicznej i dostaję pieniądze z budżetu, do którego wpływają między innymi wasze podatki.  Cóż nam urzędnikom można zarzucić.
1/ W naszym kraju jest za dużo urzędników, którzy nas podatników za dużo kosztują.
 Nie znam dokładnych statystyk ale zgodzę się, że urzędników jest dużo w stosunku np do osób produkujących coś, świadczących usługi. Zgadzam się, że urzędników jest za dużo ale nie oceniałbym wszystkich tak samo, paru urzędników w kraju jednak bym zostawił, bez papierkowej roboty nie jest możliwe funkcjonowanie państwa. Nie można jednak wszystkich do jednego wora wrzucać. Co innego jest na prędko przygotowane jakieś stanowisko dla znajomego królika a co innego faktycznie potrzebna osoba do wykonania konkretnego zadania. Nie można też zapominać o tym, że czcigodnie panujący nam politycy są bardzo płodni jeżeli chodzi o nowe prawa, zmianę starych. To normalne, że jak tworzy się nowe przepisy to są potrzebne osoby, które przestrzegania tych przepisów będą pilnowały.
2/ Urzędnicze pensje są za duże, mają 13-tki, premie świąteczne i inne dodatki, których nie mają inni. 
To prawda mam pensję, zarabiam i mam te dodatki. Po raz kolejny jednak powiem, nie można wrzucać wszystkich do jednego wora. Niektórzy naprawdę z urzędniczych pensji dobrze żyją ale dodam też, że w moim urzędzie świeżo przyjęta osoba nie zarobi nawet 1500 zł na rękę.  O awansach i podwyżkach można zapomnieć. Gdybym mógł chętnie bym zrezygnował z tych 13-tek, i nagród by nikt nie mógł mi ich wypominać w zamian za normalną pensję. Dziś jest tak, że pracownik zwykłego sklepu może zarobić w 12-pensji co początkujący urzędnik w 13.
3/ Urzędnicy nic nie robią tylko piją kawę.
Różnie z tym bywa, akurat ja nie pije kawy. Co do pracy, dość często muszę zostawać po godzinach i nikt mi za to nie zwraca pieniędzy. Po prostu mam przydzielone obowiązki, które muszę wykonać choćby nie wiem co. Z drugiej strony pamiętam raz chamskie zachowanie urzędniczek stanu cywilnego gdy przyszedłem do nich po odpis aktu urodzenia o 7:40 gdy te pracowały od 7:30 a ja przeszkodziłem im w rozmowie gdyż czekać nie mogłem. Znam wiele innych przykładów na bezczynność urzędników i wy pewnie też. Brak zaangażowania w pracę to jednak nie tylko problem urzędników ale innych grup zawodowych również. 
4/ Urzędnicy są nie mili, krzyczą na petentów i nie rozwiązują ich problemów, tylko je mnożą. 
Nie ma co się czarować jak ktoś przychodzi do urzędu to dla urzędnika przeważnie oznacza to pracę. Urzędnicy różnie reagują, zwłaszcza jak petent nie chce się zastosować lub nie zgadza się z opinią urzędnika. Czasami gdy brakuje argumentów, ktoś próbuje podniesionym głosem czy swoją arogancją udowodnić racje. Z doświadczenia wiem, że tak robią przeważnie starsi pracownicy wywodzący się jeszcze ze starego systemu, chociaż robią też tak dlatego, że to działa. Urzędy się jednak powoli pod tym względem zmieniają.
5/ Urzędnicy są niekompetentni, sami nie wiedzą czego chcą, wydają sprzeczne ze sobą decyzje. 
To prawda. Sam widzę jak wiele nie wiem jeszcze rzeczy, które powinienem wiedzieć na swoim stanowisku pracy a których nie wiem. Niekompetencja wynika często z braku szkoleń. Po prostu niestety często urzędnik dostaje nowe zadanie do którego wykonywania nikt go nie przygotowuje Niekompetencja wynika też z zawiłych, ciągle zmieniających się przepisów. Czasami w jednym artykule przepisu prawnego można doszukiwać się kilku różnych znaczeń. Czasami też wynika ze złej woli urzędnika.
6/ Urzędnicy są skorumpowani, biorą łapówki. 
Nie spotkałem się z tym jeszcze, może za mała ze mnie płotka, tzn nie znam przypadków przyjęcia jakichś korzyści majątkowych w zamian za pozytywne załatwienie sprawy. Zdaję sobie jednak sprawę, że to bardzo poważny problem i że takie sytuacje mogą mieć  i pewnie mają miejsce. 
7/ W urzędach pracują same rodzinne klany. 
Dużo niestety w tym prawdy. Znam bardzo dużo takich przypadków. Dziś często jest tak, że w jednym urzędzie pracuje mąż, w innym pracuje żona a dziecko jeszcze bez licencjata wygrywa konkurencję o pracę z magistrem po praktykach nie raz z jakimś już doświadczeniem. Sam byłem na konkursach o pracę do urzędów gdzie raz z 30-tu osób nie znając nikogo po samym zachowaniu potrafiłem wskazać zwycięzcę innym razem młoda dziewczyna bezwstydnie przy mnie dzwoniła przed wejściem na rozmowę do męża mówiąc mu żeby przyszykował wino i kwiaty bo wygrała konkurs o pracę. Oczywiście wygrała. Nie jest tak jednak wszędzie i zawsze. W końcu udało mi się znaleźć pracę bez znajomości i to w urzędzie.
8/ Urzędnicy to zwykle służbiści, nie zadowolone z życia marudy ciągle marzące o rozkręceniu własnego biznesu.
Taki właśnie jestem ale tylko w pracy, po pracy wracam do realnego życia, a biznes może kiedyś uda mi się jakiś rozkręcić i będę mógł porzucić tą pracę urzędnika. Poza tym nigdy bardziej siebie nie akceptowałem niż teraz ale nie wiem czy to jest związane z pracą urzędnika, raczej chyba z tym, że sam już sobie radzę w życiu.
Cóż miałem sobie pojechać po bandzie ale bardziej się broniłem niż biłem po twarzy. No ale kto mnie obroni jak sam się nie obronię? Liczę jednak na ciekawe komentarze pod tekstem. Waszych zawodów już tak łagodne nie potraktuję jak swojego.
Na zdjęciu jedna z kilku ławeczek postawionych w odrestaurowanym parku w Stalowej Woli, za każdą urząd miasta zapłacił ok 10 tys zł. Ławki zbudowane są z kamiennej podstawy metalowych profili i drewna, czyli nie jest to złoto, srebro i drogie kamienie. Według mnie jest to symbol niegospodarności miejscowego urzędu miasta.

sobota, 17 stycznia 2015

budżet domowy: o skąpstwie, oszczędności, rozrzutności i inwestowaniu,

Przypomniało mi się dawne zadanie jakie dostałem na lekcji przedsiębiorczości, które miałem zrobić gdy byłem jeszcze w liceum. Zadanie polegało na tym, żeby podliczyć za ile pieniędzy jestem w stanie przeżyć przez miesiąc. Musiałem dokładnie wyliczyć ile bochenków chleba zjem, ile zużyje cukru, mąki, masła. Nie mogłem zapomnieć oczywiście o opłatach za media, drobnych przyjemnościach, no i ubraniach, lekach, nieprzewidzianych wydatkach. Po zrobieniu tego zadania doceniłem swoją matkę. Bo ja za tyle ile mama miała na utrzymanie siebie, mnie i mojego brata bym nie przeżył. Przyznam się, że wtedy nie byłem świadom ile kosztuje dokładnie cukier, mąka, ogólnie produkty spożywcze i ile ich zużywam w ciągu miesiąca. Zadanie musiałem robić z pomocą mamy. Wydaje mi się, że takie zadanie powinno robić się raz na rok w klasach gimnazjalnych i licealnych, gdzie młodzież nie pyta się skąd rodzice biorą pieniądze tylko chcą mieć nowy gadżet, ciuch czy pieniądze na rozrywkę.
Będąc w wieku licealnym byłem bardzo oszczędnym młodzieńcem. Nie piłem, nie paliłem, nie imprezowałem. Nie podążałem za aktualną modą, nie liczyła się dla mnie metka, wolałem kupić coś zawsze w klasycznym kroju, zresztą zostało mi to do dzisiaj. Nawet tak sobie wtedy mówiłem, że dziewczyny będę sobie szukał dopiero jak będę miał jakieś własne pieniądze. I tak właśnie było. Dopiero na studiach, gdy podjąłem się pierwszej zarobkowej pracy i zdobyłem pieniądze, zacząłem szukać szczęścia u kobiet, tzn kobiety już od podstawówki zaczęły interesować mnie bardziej niż sport jednak zacząłem myśleć o związku z kimś dopiero na studiach. Wiadomo, że związek kosztuje, wypada pójść do kina, dyskoteki, na lody a to wszystko przecież kosztuje. Moja oszczędność brała się z tego, że w domu się nie przelewało, niczego mi nie brakowało, rachunki były płacone regularnie, ale od śmierci ojca nie stać nas było na zbędne wydatki a raczej, stać było nas tylko na te niezbędne.
Do dziś mi ta moja oszczędność została. Nigdy nie brałem żadnej pożyczki, kredytu czym się szczycę. Po znalezieniu stałej pracy nie zacząłem jakoś więcej pieniędzy wydawać. Odkąd moja kieszeń stała się zasobniejsza zacząłem sobie pozwalać tylko na codzienne kupno słodyczy co niestety okazało się bardzo zgubne dla mojej sylwetki. Reszta pieniędzy zasilała stopniowo moje oszczędności w banku. 
Teraz jak jestem z Natalią zastanawiam się czy bardziej jestem oszczędny czy skąpy, a może ta moja oszczędność jest pozorna. Na jedne rzeczy nie wydaje nic a na inne wcale mi nie żal pieniędzy. Tak naprawdę nie szkoda mi pieniędzy na słodycze, tzn zawsze coś mam schowane na wieczór, na remonty, cieszy się moje serce i raduje jak widzę, gdy moja siedziba pięknieje no i oczywiście na moją Natalię. Natalia ma zupełnie inne podejście do pieniędzy niż ja. Chociaż nie powiedziałbym, że jest rozrzutna. Nie żąda ode mnie drogich prezentów, nie muszę jej zabierać do drogich miejsc. Tak naprawdę nie szkoda jej pieniędzy tylko na kosmetyki i książki. Czasami mnie irytuje ile wydaje pieniędzy, przeważnie swoich i w tym ostatnich zaskurniaków na kosmetyk czy nową książkę. No ale przecież każdemu z nas się coś od życia należy. Nie potrafię sam siebie ocenić czy jestem skąpy czy oszczędny. Nie potrafię jednoznacznie ocenić mojej Natalii. Z pewnością ja lepiej się czuję jak mam jakąś większą sumę na koncie na czarną godzinę, natomiast Natalia jest bardziej skłonna do inwestowania pieniędzy, bardziej skłonna do ryzyka. Pewnie nie raz moja Natalia w duchu sobie myśli o mnie jak o skąpcu gdy pytam o pochodzenie nowej książki lub kosmetyku widząc fakturę lub pudełko od kuriera. Z drugiej strony Natalia już mi zwróciła raz uwagę gdy według niej kupiłem za drogie spodnie i zwracała uwagę na bezcelowość kupna rowerów czy karty telewizyjnej. Budżet domowy to kolejny powód do kłótni i płaszczyzna gdzie każda ze stron związku musi iść bezwzględnie na jakieś ustępstwa co jest konieczne dla przetrwania związku jak powietrze jest potrzebne do oddychania.

sobota, 10 stycznia 2015

Dlaczego mężczyźni boją się ślubu?

Nie pamiętam już ile w życiu obejrzałem amerykańskich filmów o facetach którzy mieli dobrą pracę, byli przystojni i mieli kochającą, atrakcyjną partnerkę z utęsknieniem czekającą na oświadczyny. Faceci oczywiście nie mieli ochoty na ślub, lub w ogóle o tym nie myśleli, w końcu zostawali sami i dopiero wtedy dochodziła do nich świadomość co stracili i rozpoczynała się pogoń za utraconą kobietą. Dopiero po porzuceniu jak by to określiła nie jedna z pań dochodziło do przemiany małego chłopca w mężczyznę. Jak to na amerykańskie filmy przystało pogoń kończyła się zwykle odzyskaniem utraconej miłości ale w życiu przecież nie zawsze tak musi być. Zawsze się dziwiłem takim filmom, przecież to nie możliwe, to przecież w normalnym życiu się nie zdarza żeby porządny, zakochany facet miał problem z oświadczynami. Teraz jak problem dotknął mnie osobiście (tzn przystojny,dojrzały facet i kochająca go kobieta pragnąca legalizacji związku) inaczej oceniałbym takich facetów. 
Swoją Natalię znam prawie 2 lata bez kilku dni. Mam już 29 lat i wydaję mi się, że już najwyższa pora na ożenek. Na początku jak byłem z Natalią to w ogóle nie myślałem o ożenku, cieszyłem się tylko z miłych spędzonych razem chwil, cieszyłem się, że mam osobę z którą mogę porozmawiać, pośmiać ,potrzymać za rękę. Natalii też było wtedy dobrze, choć od razu zaznaczyła, że spotyka się ze mną tylko pod warunkiem, że to nie jest zabawa i że coś więcej z tego może być. Oczywiście ja to rozumiałem doskonale, nie jestem oszustem ale nie myślałem o tego konsekwencjach, po prostu cieszyłem się, że było mi dobrze. Gdy po jakimś czasie Natalia najpierw podsuwała pomysł poznania swoich rodziców, a później, tak gdzieś po roku wspominała o wspólnym życiu, zamieszkaniu ze sobą to wpadłem w lekką panikę. Choć ją kochałem i chciałem z nią być to zadałem sobie pytanie " to już pora, nie za wcześnie?" Małżeństwo jawiło mi się jako same obowiązki, konieczność rezygnacji ze swojej wolności. Konieczność zmiany dopiero co ustabilizowanego życia, życia z którego dopiero co zacząłem korzystać po ukończeniu szkoły znalezieniu pracy gwarantującej utrzymanie i zdobyciu kobiety, z którą jestem wstanie wytrzymać, a nawet pokochać. Bałem się, czy jestem w stanie wziąć odpowiedzialność za drugiego człowieka, być zawsze dla niej wsparciem, w zdrowiu i chorobie utrzymywać ją, dbać o nią, być z nią już do końca życia choć jak każda kobieta, człowiek nie jest idealna i ma czasami ciężki charakter. Ciekawe czy ona też miała takie myśli? Kobiety nie zastanawiają się jak to będzie? do tej pory śmieszy mnie dowcip, że kobiety o przyszłości myślą tylko do ożenku a faceci zaczynają myśleć o przyszłości dopiero po ślubie. Oczywiście to tylko żart, a nie rzeczywistość ale coś w tym jest, że jakoś kobiety mniej się zastanawiają nad małżeństwem niż mężczyźni. Szybciej w tej kwestii podejmują decyzje.
Dziś już jestem po oświadczynach, Natalia przyjęła pierścionek już z pół roku temu. Mimo dalszych obaw o to czy nadaję się na męża oswoiłem się z myślą, że będę mężem Natalii i tak się pocieszam, że przecież nic się nie musi zmienić. Czemu miałoby się zmienić? Jesteśmy na etapie planowania ślubu i wesela i aktualnie mnie przeraża już tylko kołowrotek związany z tym dniem, tzn wynajęcie sali, zespołu, fotografa, kamerzysty. Przecież ja nie mam o tym pojęcia. Te wszystkie kwestie z załatwieniem i opłaceniem księdza, dylematem kogo zaprosić a kogo nie i tym podobne zmartwienia. Na szczęście wydaję mi się, że przynajmniej pieniędzy na ten cel nam wystarczy. Najbardziej się jednak boję, co będzie gdy po ślubie pojawi się dziecko. Wtedy dopiero utracę wolność. Dziecko dziś mi kojarzy się z brudnymi pieluchami, nie cichnącym wrzaskiem, chorobami i koniecznością podporządkowania wszystkiego tej nowej istocie łącznie z utratą wszystkich oszczędności. Stracę pieniądze, czas, który np mógłbym poświęcić na blogowanie, czytanie, pisanie, granie w swoją ulubioną grę i spanie no i już nigdy nie będę mógł czuć się spokojnie żyjąc zatroskany o swojego potomka. Wczoraj w pracy spotkałem jedna z pracownic pochwaliła się wyczynem swojego męża, który miał zawieść ich córkę na bal sylwestrowy. Ów mąż zapakował nową sukienkę księżniczki, butki, rajstopki do samochodu ale że popsuł mu się zamek centralny w samochodzie nie mógł go otworzyć. Czując, że nie zdąży dostarczyć córki na bal o czasie i widząc łzy w oczach córki wybił najpierw małą szybkę w samochodzie, wpełzał do środka wydobywając cenny kostium córki kalecząc się przy tym i plamiąc sukienkę własną krwią no ale jednak córkę dostarczył na bal o czasie, następnie zaprowadził samochód do mechanika a sam na piechotę wrócił do szkoły, żeby uwiecznić na kamerze jak jego córka świetnie się bawi, otoczona małymi adoratorami. Koleżanka była dumna z męża, chociaż ja bym tego nie zrobił dziś, ale jednak się boję, że mając własne dziecko będę stawiany przed tego typu zdarzeniami i co gorsza, że będę je podobnie rozwiązywał. No cóż mimo to chcę być ojcem, no bo jak to małżeństwo bez dziecka. Może jednak nie będzie tak źle.

wtorek, 6 stycznia 2015

krzywda i kara

Pod jedną ze swych notek napisałem kiedyś, że za gwałt na kobiecie facet powinien być obdzierany żywcem ze skóry a zgwałcona kobieta otrzymywałaby z tej skóry ślicznie wygarbowane obuwie. Według mnie każdy przestępca nawet psychopata, zastanowiłby się zanim by zgwałcił, a jeżeli już by się dopuścił tego ohydnego czynu to sprawiedliwości stałoby się za dość wymierzając zaproponowaną przeze mnie karę. Makabryczna wizja? Może trochę. Wydaję mi się, że niscy ludzie potrafią być okrutni, np Hitler, Napoleon, Putin. Sam mam takie ulubione powiedzenie, jak słyszę, że kobieta zdradziła męża lub, że to robi wciąż. W takich okolicznościach zwykle mówię, że kobieta powinna być powieszona na pierwszej suchej gałęzi lub, żeby położyła głowę na pniaku i siekierą ciach. Faceta karałbym tylko obcięciem przyrodzenia. Co prawda to tylko słowa, nie zrobiłbym tego ale skądś się mi takie powiedzenie wzięło. Może to dlatego, że nie jestem bardzo wysoki? Strach pomyśleć co chodzi po głowie mniejszym ode mnie.
Odbiegam trochę jednak od tego co chciałem napisać. Chodzi o karę za popełnioną zbrodnię. Nie wydaje się wam, że dziś kary są niewspółmiernie niskie do wyrządzonej krzywdy? Za kilkumilionowe przekręty, jak już się złapie winnego to idzie do więzienia na kilka lat. Pieniądze oczywiście przepadają a gość żyje sobie na nasz koszt w więzieniu i po paru latach może cieszyć się wolnością a ja np muszę martwić się o utrzymanie i siedzieć po godzinach w pracy za marne grosze. Zbrodniarz, który na ulicy kogoś napada, bije i okrada dostaje wyrok w zawieszeniu. I to ma być kara? 
W średniowieczu nie było kary więzienia. Gdzie niby miano przetrzymywać więźniów? Co niektórych zamykano owszem w lochach w wieży bez dostępu do światła w wilgoci i kontaktu z ludźmi. Jedzenie takim więźniom spuszczano w wiaderku na sznurku i w tym wiaderku na  górę wracały odchody więźnia. Taki więzień nawet po pół roku pobytu w takim miejscu wychodził zmarnowany i schorowany. Zwykle kary to były kary cielesne, tortury lub obcięcia członków nieraz to była śmierć. Kary były wymierzane publicznie, żeby każdy wiedział co czeka potencjalnego naśladowcę chodziło pewnie też o upokorzenie winowajcy. Karano też krewnych zbrodniarza. Ktoś powie zacofanie, średniowiecze. No ale jak wtedy miano sobie radzić z przestępstwami? Wykrywalność nie była taka jak teraz. Potencjalny przestępca musiał mieć w głowie wizję okrutnej kary na wypadek gdyby go złapano.
Nad pojęciami krzywdy i kary zacząłem się zastanawiać w święta pod wpływem obejrzenia dwóch filmów wspólnie z moją Natalią. 
W pierwszym filmie główną postacią jest seryjny morderca, który dokonuje okrutnych morderstw na zabójcach, gwałcicielach, psychopatach, Robi to bo nie wierzy w system sprawiedliwości w swoim państwie (Australia). O tym człowieku staje się bardzo głośno, taśmy z egzekucji, których dokonał trafiają do mediów. Policja niechętnie go szuka. Społeczeństwo dzieli się na tych, którzy go potępiają i na tych którzy mu dziękują. Znajduje nawet swoich naśladowców, którzy tak jak on zabijają według nich złych ludzi.
Drugi film był zupełnie inny. Na pozór szczęśliwe małżeństwo żyje sobie w jakiejś spokojnej, małej mieścinie w Stanach Zjednoczonych. Mężczyzna wyjeżdża rano do pracy a gdy wraca okazuje się, że nie ma jego żony, są tylko ślady wskazujące na to, że stało się jej coś złego, rozbity szklany stolik, krew zaginionej kobiety. Policja zaczyna jej szukać. Wszyscy podejrzewają morderstwo a ślady prowadzą do męża zaginionej i jego siostry. Nie uwierzycie jak się zszokowałem gdy okazało się, że zaginiona kobieta była bardzo inteligentną psychopatką, która przez kilka lat małżeństwa potrafiła ukryć swoje prawdziwe "ja" przed mężem. Wreszcie pod wpływem odkrycia zdrady męża i chęci zmiany swojego życia upozorowała swoją śmierć, zostawiając fałszywe tropy prowadzące do małżonka.
Pod wpływem tych dwóch filmów doszedłem do następujących wniosków. System sprawiedliwości w naszym państwie nie jest doskonały. Pomijając to, że wiele przestępstw nie jest wykrywanych to nawet jak już złapie się winnego to ten potrafi się nieraz wybronić od zasłużonej kary. Według mnie kary za przestępstwa finansowe, seksualne przeciwko zdrowiu i życiu powinny być zdecydowanie bardziej surowe. Powinno zrezygnować się z zawieszenia kary pozbawienia wolności a zwiększyć kary finansowe. To dziś boli ludzi, tzn gdy uderzy się ich po kieszeni. Jak nie ma to niech pracuje. W ogóle więźniowie powinni pracować na swoje utrzymanie, Nie mówię o zarabianiu na nich, tylko o tym żeby pracowali na chleb który jedzą i na poczet odpracowania krzywd, które wyrządzili swoim ofiarom. Kara wg mnie ma nie tylko dotykać winnego, ma służyć sprawiedliwości społecznej i służyć naprawieniu wyrządzonej krzywdy ofierze. Z kar cielesnych, tortur, kary śmierci wymierzanych przez ofiary jednak tak naprawdę bym zrezygnował. Nie jesteśmy Bogiem, nie wiemy co siedzi w drugim człowieku i czy on jest tak naprawdę winny. Świat nie jest czarno-biały. Morderstwo popełnione przez kobietę latami dręczonymi przez męża nie jest równe z morderstwem popełnionym przez łysą pałę dokonującą rozboju na ulicy. Co nie znaczy, że widząc swojego krzywdziciela chodzącego sobie spokojnie po świecie, że nie zakradłbym się do niego w nocy i nie wymierzył odpowiedniej według mnie sprawiedliwości. Rola wymiaru sprawiedliwości w tym, żeby nie musiało dochodzić do samosądów. Bo gdy system nie działa ludzie zaczynają sami wymierzać sprawiedliwość, chociaż nieraz nie ma z nią nic wspólnego.

czwartek, 1 stycznia 2015

Święta idealne

Jak idealnie spędzić święta? Zadaje sobie to pytanie z rożną częstotliwością przed każdym dodatkowym dniem wolnym ustawowo od pracy. Teraz mamy okres świąt od Bożego Narodzenia do święta Trzech króli. Toteż zastanawiałem się intensywnie jak nie zmarnować wolnego czasu, którego przecież teraz mam tak nie wiele. Nie wiem czemu ale wydaje mi się, że gdy byłem dzieckiem, ba, nawet gdy studiowałem to  miałem więcej czasu na wszystko. Teraz moje myśli zaprzątnięte są pracą i obowiązkami domowymi. Reszta to sen, jedzenie, bez sensownie tracony czas na telewizję i internet. Brakuje mi czasu na zastanowienie się nad sobą nad tym kim jestem, dokąd zmierzam i czy przypadkiem nie omija mnie coś ważnego w życiu. 
Niektórzy wykorzystują święta do spotkań rodzinnych, odwiedzania się, biesiadowania. Dla innych ważniejszy jest aktywniejszy wypoczynek, może ktoś ma ochotę wypoczywać zjeżdżając na nartach ze stoku, albo korzystając z urlopu opalać się na plażach w ciepłych krajach lub bawić się na imprezach, balach. Niektórzy może wykorzystują ten czas do odnowienia kontaktu z Bogiem. Inni tak po prostu mają ochotę na nic nierobienie.
 Według mnie trzeba się spotykać w ten czas z rodziną, choć może nie zawsze mamy na to ochotę, ale przecież nie żyjemy tylko dla siebie i jesteśmy istotami społecznymi. Bogu trzeba oddać co Boskie, trzeba znaleźć czas na modlitwę, wykorzystać ten czas na poprawę może odbudowanie swojej więzi z Bogiem. Jeżeli jest okazja, jest czas i są możliwości trzeba korzystać z aktywnego wypoczynku na świeżym powietrzu bądź na sali tanecznej. No i to za czym najbardziej w święta tęsknię. Należy znaleźć sobie czas na przemyślenia odnośnie siebie. Należy się zastanowić w jakim się jest miejscu w życiu, na jakim etapie, co należy zmienić lub z czego trzeba się cieszyć. Jeżeli chodzi o mnie to ja taki azyl znajduję siedząc sobie w kotłowni w ciszy, ciemności patrząc w blask ognia, który lekko odbija się od ścian, wsłuchując się w trzask palonego drewna ogrzewając swoje dłonie leżąc bądź siedząc na zimnej posadzce. Innym moim azylem jest obejrzenie wartościowego filmu lub posłuchanie dobrej piosenki. Ktoś mógłby zauważyć, że do tego nie potrzeba świąt ale, kto z nas w zabieganym świecie potrafi się wyłączyć zapomnieć o pracy, codziennych troskach i może sobie pozwolić by szerzej głębiej spojrzeć w siebie? Do tego potrzeba świąt.
I jeszcze jedna rada. Nie psujmy sobie świąt, wypoczynku na pogłębianie swoich nałogów, np nadmiernego picia alkoholu, grania w gry komputerowe, objadanie się no w ogóle tego co nas ogranicza. Przynajmniej na święta bądźmy lepsi a nie wychodźmy ze świąt przegrani.
U mnie tegoroczne święta mijają tak sobie. Co prawda z moją Natalią spędziłem sporo czasu, razem przywitaliśmy Nowy Rok i obejrzeliśmy kilka dobrych filmów dających do myślenia. Mamy kilka planów na najbliższy czas. Spotkałem się ze swoją rodziną i rodziną Natalii. Byłem w święta u spowiedzi, chociaż i tak wiem, że z pewnych grzechów nie sposób zrezygnować i ich uniknąć. Niestety świąt nie przeżywam tak duchowo jak bym chciał, tak jak uważam, że powinienem. Nie potrafię oderwać się od rzeczywistości, dojrzeć głębszego sensu, dojrzeć dalszych celów dla siebie na przyszłość. Nie znalazłem pomysłu i chęci na lepszego ja. No ale mam jeszcze trochę wolnego, nie spędziłem jeszcze zbyt dużo czasu sam ze sobą w kotłowni w te święta no i może uda mi się zmobilizować i wyjść na samotny spacer do lasu. Wtedy też mi się świetnie myśli.
No cóż w każdym razie wszystkim czytelnikom życzę wszystkiego najlepszego w nowym roku, pomysłów, które które warto zrealizować i sił do ich zmaterializowania.